Mali stała i czuła jego zapach, jego ciepło…
– Nie możemy…
– Czego nie możemy? Zawsze mówisz, że nie możemy, ale gdy cię dotknę, to…
– Przecież wiesz – Mali przerwała. – Ja nie chcę…
– Dlaczego aż tak nie chcesz się wiązać? Czy małżeństwo z Johanem było aż tak złe?
– To nie twój problem – rzuciła zdyszana, próbując się uwolnić. – To moja sprawa.
Gdy ją puścił, stała, patrząc na niego. Tęsknota aż w niej wolała, ale nie mogła jej usłuchać. Kolejny raz.
– Havardzie…
Patrzyła na niego nadal. Dlaczego tak się broni? Przecież go lubiła, nawet kochała, pożądała go prawie ciągle. Gdyby się zgodziła, rozwiązałoby to tyle problemów. Jednak coś ją powstrzymywało.
Nagle zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała gwałtownie. Przycisnęła się do niego i wplątała dłonie w jego włosy. Drżała.
– Uważam, że powinnaś się zdecydować, czego chcesz, Mali Stornes – powiedział, zdejmując z karku jej ręce. – Bardzo cię kocham, wiesz przecież. Ale nie mogę być dla ciebie zabawką, po którą sięgasz, kiedy chcesz. Nie zniosę tego dłużej.
Poczerwieniała ze wstydu. Znów zachowała się nieprzystojnie, pomyślała i odwróciła się od niego.
– Nie chciałam – szepnęła. – Przykro mi…
– Mali, Mali…
Jego ramiona objęły ją od tyłu. Mali oparła się o niego. Odwrócił ją do siebie i pocałował długim, gorącym pocałunkiem, który sprawił, że straciła oddech. Jego ręce zaczęły wędrówkę po jej ciele, a ona odchyliła głowę do tyłu i jęknęła. Ktoś otworzył drzwi pralni, i odskoczyli od siebie jak oparzeni. To była Ane.
– Nadjeżdżają ci z banku – rzuciła, patrząc na nich badawczo. – Nie słyszałaś powozu?
– Nie, ja… Drzwi były zamknięte, a my rozmawialiśmy o…
Mali spojrzała bezradnie na Havarda.
– Rozmawialiśmy o sztuce – rzeki z uśmiechem. – Ale wpuśćmy ich teraz do Mali, a my chodźmy do domu, Ane.
I poszli.
Rostad i jego towarzystwo, mężczyzna i dwie kobiety, nie szczędzili pochwał. Chodzili po pralni i oglądali wszystko, co utkała. Zwłaszcza jedna z kobiet dopytywała się o techniki, jakich używała Mali.
– Tak, nie znam się na tym – powiedziała, biorąc w ręce bardziej wyszukaną robotę – ale moja babka tkała podobne rzeczy. To przypomina mi jeden z jej wzorów…
– To się nazywa tęczowe łóżko – wyjaśniła Mali, zarumieniona. – Na spodzie technika krzyżykowa, a wierzch -jak nazwa wskazuje – inspirowany tęczą.
– A to? – spytał dyrektor.
– To jest kapa na łóżko – wytłumaczyła Mali. – Kładzie się ją albo osobno na futrzak, albo naszywa na niego. Można ją też kłaść na fotel bujany, zwłaszcza zimą. Częściej spotyka się je na północy regionu.
– Lubi pani kolory – odezwała się druga z kobiet, stojąca przed kilimem. – Szczególnie niebieski, jak widzę. Widywałam już wcześniej kilimy, ale nigdy nie widziałam tak niewiarygodnych odcieni niebieskiego. Jak je pani uzyskuje?
Przez moment Mali przypomniały się wszystkie nocniki opróżniane do kadzi, w której uzyskiwała niebieski barwnik, i poczerwieniała.
– Wolałabym o tym nie mówić – odparta. – Nie chcę być nieuprzejma, ale…
– Nie, nie, oczywiście – zaśmiał się dyrektor. – Rozumiemy przecież, że chce pani zachować swoje tajemnice. Ale muszę przyznać, Mali Stornes, że jest pani o wiele zdolniejsza, niż przypuszczałem, mimo że słyszałem dużo dobrego o pani pracach. Ale to wszystko zaimponowało mi. Co wy na to?
Pozostali byli z nim zgodni, i po półgodzinie ustalono zamówienie.
– Pani zdecyduje o motywie – powiedział Rostad. – Pani jest artystką, więc jestem całkowicie przekonany, że będzie dobrze. Doprawdy, nie przypuszczałem, że jest pani aż tak zdolna – dodał, posyłając jej spojrzenie, w którym poza podziwem dla jej prac było coś jeszcze.
Gdy pili kawę w salonie, weszła Beret. Rostad wstał, z galanterią ujął starszą panią za rękę i ukłonił się lekko.
– Tak, słyszałem, że ostatnio mieliście tu dużo zmartwień. Ale widzę, że jakoś się ułożyło. No i jestem pod wrażeniem prac pani Mali.
Beret zacisnęła usta, ale nie zaprotestowała. Przyjęła propozycję wypicia kawy z gośćmi. Pewnie po to przyszła, pomyślała Mali, by się mogła pochwalić, że piła kawę z dyrektorem banku, a nie po to, by wysłuchiwać pochwał pod adresem synowej.
W dniu, kiedy całe zboże znalazło się pod dachem, Mali przyniosła ze spiżarni kiełbaski na obiad, mimo że to był środek tygodnia. Uważała, że wszyscy zasłużyli na nagrodę. Pracowali ciężko i nie narzekali na późne godziny, ani parobcy, ani służące. Wszyscy bali się, że pogoda może się zmienić i zniszczyć plony. Mali uważała, że dobrą pracę należy nagradzać. Mało kto słyszał o takim daniu w czasie tygodnia, lecz Mali była przekonana, że to się opłaci.
– Aż na korytarzu pachnie niedzielnym obiadem – powiedział Havard, który pierwszy zjawił się na obiad. – Wielkie nieba, kiełbaski i tłuczone ziemniaki w środę?
Mali zarumieniła się i biegała tylko między kuchnią a stołem z półmiskami. Ane odpowiedziała za nią.
– To Mali postanowiła – rzekła, z coraz większym trudem manewrując swoim rosnącym brzuchem. – Mówi, że zasłużyliśmy na lepszy obiad, nawet we środę, bo dobrze pracowaliśmy.
– Nie, zawsze dobrze pracujecie – rzuciła Mali, nie podnosząc wzroku. – Dziś po prostu zwieźliście zboże, więc…
– Nie, ja nie mam nic przeciwko takiemu obiadowi -powiedział Gudmund, patrząc łakomie na półmiski z kiełbaskami i parującymi ziemniakami. – Wspaniałe rzeczy!
Havard podszedł do zlewu, by umyć ręce, i otarł się w przelocie o biodro Mali. Ona aż podskoczyła.
– Co się tak boisz? – spytał cicho, by tylko ona słyszała. – Ostatnio się nie bałaś, o ile pamiętam?
– Cicho – szepnęła, zerkając do tyłu. – Nie chcę, by się domyślili…
– Chyba za późno, Mali – powiedział, nie zakręcając kranu. Ona zbyt głośno przestawiała garnki. – Nikt tu nie jest głupi, nie sądzisz chyba? Wszyscy mają oczy i uszy.
Niemal upuściła półmisek z wrażenia
– Co masz na myśli? Słyszałeś, by ktoś…
Havard nie odpowiedział, tylko spokojnie wytarł ręce. Gdy mijał Mali, położył na chwilę dłoń na jej piersi i zaraz podszedł do stołu. Mali stała w miejscu z bijącym sercem i na miękkich nogach.
– Czułam zapach kiełbasek, ale nie mogłam w to uwierzyć – rzekła Beret, zanim jeszcze zamknęła za sobą drzwi. – Co też się tu dzieje? Przecież dziś mamy środę, o ile wiem?
– Jest okazja do świętowania – odpowiedziała Ane, zerkając na Mali.
– Co takiego świętujesz? – spytała Beret, świdrują Mali zaciekawionym spojrzeniem. – Jakieś nowiny?
– Tak, przecież dziś zwieźliśmy całe zboże – odparł Mali. – Dzięki temu, że wszyscy ciężko pracowali prze ostatnie tygodnie. W ogóle mamy szczęście do pracowników w Stornes, więc pomyślałam, że…
Beret zacisnęła usta.
– Tutaj zawsze mieliśmy dobrych pracowników -rzuciła. – Ale z tego powodu nie marnotrawimy ni dzielnego jedzenia. To jeden z powodów dobrobytu tym gospodarstwie.
– Na pewno nie zbiedniejemy, jeśli zjemy dziś na obiad kiełbaski – powiedziała Mali. – Sądziłam, że zjesz dziś z nami – dodała, udając, że nie zauważa niechętnego spojrzenia teściowej. Pewnie zawiodła się, że nie ogłosili ślubu. – Przecież ty też się do tego przyczyniłaś, Beret. Co bym zrobiła, gdybyś nie zajmowała się Oja?
Читать дальше