– Chciałbym zetrzeć żółtogębe potworki z powierzchni ziemi. Pewnego dnia jakiś mądrala w Waszyngtonie powie „dosyć” i rozwali ich na miazgę. Omal nie zabili mojego chłopaka, Aggie. Niezbyt wiele brakowało.
– Wojna nie będzie trwała wiecznie, Seth. Spójrz na to z innej strony. Niedługo zobaczysz Mossa. To wspaniale, że wszyscy razem tam pojedziemy i powitamy go z powrotem w Stanach. Billie będzie w siódmym niebie.
– Jak jej zdrowie? – zapytał obcesowo.
– Dobrze. Dlaczego pytasz?
– Bo mam wrażenie, że jeśli teraz nie zajdzie w ciążę, później może już nie mieć okazji. To proste, Aggie. Chcę wnuka. I tym razem to ma być chłopak. Jesteś jej matką. Radzę ci, dopilnuj, żeby zrozumiała, że to być może jej ostatnia szansa, żeby dała Mossowi syna. Prosto z mostu, Aggie. Nie owijaj w bawełnę. Jeśli nie potrafisz tego zrobić, ja się z nią porozumiem.
– Seth! Załatwię to! To będzie kobieca rozmowa. Teraz jesteś zdenerwowany. Uspokój się. Zapewne sam zechcesz zorganizować podróż?
– Zawsze to robię. Wynajmiemy duży dom z wieloma pokojami. Dlaczego to spotkało akurat Mossa? Dlaczego nie kogoś innego, jak choćby tego Kingsleya? – mruczał zawzięcie.
– Jak ci nie wstyd! Chciałbyś, żeby inni rodzice tak mówili o twoim synu?
– Wolałbym to. Nie jestem hipokrytą, Aggie. Jeśli mam wybór: oni albo Moss, niech obrywają inni. Nie mój syn.
Billie podniosła słuchawkę i czekała, aż zgłosi się telefonistka. Gniew buzował w niej jasnym płomieniem, kiedy przypomniała sobie, że Seth upierał się, by nie informowała Amelii o wypadku Mossa.
– Oszczędź sobie czasu, a mnie pieniędzy, dziewczyno – zdecydował głosem niskim i tubalnym, huczącym jak pociąg wjeżdżający na peron. Widząc, że mimo wszystko sięga po słuchawkę, podniósł krzaczaste brwi i zniknął w gabinecie, czemu towarzyszyło trzaśniecie drzwiami. Tym razem nie obchodziło jej, co Seth o tym sądzi. Amelia ma prawo wiedzieć. Ona, Billie, nie zniży się do ukradkowych rozmów z aparatu na drugim piętrze.
– Oddzwonimy do pani, kiedy uzyskamy połączenie. Czy linia będzie wolna? To może trochę potrwać.
– Dopilnuję, żeby była wolna. – Odłożyła ciężką czarną słuchawkę.
Usadowiła się w salonie ze stertą czasopism, które przydźwigała ze swojego pokoju. Czas płynął powoli. W ciszy panującej w domu tykanie zegara na kominku wydawało się bardzo głośne.
Uzyskała połączenie po czterech godzinach. Odebrała telefon po drugim dzwonku. Choć doskonale słyszała telefonistkę, głos Amelii był cichy i daleki. Z całej siły przyciskała słuchawkę do ucha i krzyczała do mikrofonu.
– Billie? Bardzo źle cię słyszę. Co się stało? Coś z ojcem?
Uwagi Billie nie uszedł niepokój w głosie Amelii. Odruchowo zerknęła na zamknięte drzwi gabinetu.
– Nie, z nim wszystko w porządku. Chodzi o Mossa, Amelio. Jest ranny w ramię. Uznałam, że powinnaś wiedzieć. Niedługo wróci do zdrowia.
– Czy mogę jakoś pomóc? Potrzebujesz mnie? Powiedz prawdę, Billie.
– Jest tak, jak mówię. To tylko zranienie, Amelio. Co u ciebie?
– Wszystko dobrze. Dostałaś mój list?
– Ostatnio? Nie.
– Napisałam ci o rozprawie. To była walka na śmierć i życie, Billie. Nie pamiętam, bym choć raz zasnęła nie płacząc. W końcu nawet powołałam się na fortunę Colemanów. Była to ostatnia rzecz, jaką miałam ochotę powiedzieć, ale zrobiłam to, gdy moje szanse malały. Udowodniłam, że nie zależy mi na dziedzictwie Randa. Na szczęście jego stryjowie nie byli w stanie dowieść tego samego. Oczywiście nie zostawili na mnie suchej nitki, wywlekli na wierzch wszystkie moje grzeszki. Ten, kto powiedział, że przeszłość jest częścią przyszłości, na pewno stoczył walkę o prawo opieki.
– Wygrałaś, Amelio? To najważniejsze.
– Tak, dzięki Bogu, ale walczyłam ze wszystkich sił. Byłabyś ze mnie dumna, Billie. Ani razu nie dałam się ponieść nerwom, no, przynajmniej nie przy sędziach. Byłam prawdziwą damą, tak jak wychowała mnie mama. W ubraniach, które zaprojektowałaś, byłam wcieleniem powagi i pewności, choć w głębi duszy umierałam ze strachu. Billie, jestem twoją dłużniczką do końca życia. Gdybym rozegrała to po swojemu, zepsułabym wszystko.
– To cudownie, Amelio! Modliłam się o taki wynik.
– Pomogła mi twoja wiara we mnie. Wystarczyło, że przypomniałam sobie tamten okropny zabieg i wiedziałam, że nie mogę pozwolić, by te chciwe sępy dostały Randa. A teraz, jak powiedziałby Moss, zaczyna się nowy mecz. Teraz jestem matką i muszę się odpowiednio zachowywać. Chcę być dobrą matką, Billie…
– Dasz sobie radę! Jak Rand?
– Biedaczek, na szczęście nie miał pojęcia, co się dzieje. On mnie kocha, Billie. Naprawdę mnie kocha. Kiedy pomyślę, jak mało brakowało, żebym go utraciła… Jego stryjowie nie powstrzymaliby się przed niczym. Podaliby w wątpliwość moją wierność Geoffowi i zarzucali, że dziecko, które nosiłam, pochodzi z nieprawego łoża… Nigdy nie zdradziłam Geoffa. To była trudna decyzja, Billie… wiesz, o czym mówię. Ale gdybym tego nie zrobiła, nie miałabym Randa. Ten chłopiec jest dla mnie wszystkim. I świata poza mną nie widzi.
Tyle było przejęcia w jej głosie, że Billie wzruszyła się do łez.
– No, pewnie, że cię kocha! Jesteś jego mamą!
– Billie, chyba zaraz przerwą połączenie – ostrzegła Amelia poprzez szumy w słuchawkach. – Przekaż Mossowi pozdrowienia ode mnie. Uważaj na siebie i ucałuj Susan. List w drodze. Odpisz jak najszybciej.
Przerwano połączenie, zanim Billie zdążyła się pożegnać. Nalewała sobie szklaneczkę sherry, żeby uczcić zwycięstwo Amelii, gdy Seth wystawił głowę z gabinetu.
– Słyszałem dzwonek telefonu. Co mówiła ta szmata?
– Szmata?
– Amelia.
– Ach, twoja córka. Nic ciekawego.
– Długo rozmawiałyście.
– Właściwie tylko słuchałam.
– Masz mi coś przekazać? I co mówiła o Mossie?
– Mam go od niej pozdrowić. Wybacz, Seth, muszę zajrzeć do dzieci.
Wchodziła po schodach sztywno wyprostowana, żeby ukryć drżenie. Dzięki Bogu, wszystko się dobrze skończyło. Billie cały czas się obawiała, że poświęcenie się Amelii poszło na darmo. Teraz może ze spokojnym sumieniem czekać na list. Będą w nim dobre nowiny.
* * *
Przyszedł trzy dni później, tuż przed tym, jak Colemanowie wyruszyli na dworzec kolejowy w Austin, pierwszy przystanek w drodze do San Diego i do Mossa. Seth i Agnes pojechali limuzyną, Billie, niania, piastunka i dzieci – osobnym samochodem.
Wsunęła list do torebki, żeby przeczytać go w spokojnej chwili. Koperta była gruba, zawiera dużo nowin, stwierdziła z zadowoleniem. Stempel pocztowy nosił datę sprzed dwóch miesięcy. I tak miała szczęście, że doszedł.
Monotonny ruch uśpił dzieci. Billie poprawiła się na siedzeniu i rozcięła kopertę. Wiedziała już, jak się skończył proces, ale w liście były też inne nowiny:
Przeprowadziliśmy się z Londynu do Billingford, małego miasteczka na północnym wschodzie. Hitler zmienił Londyn w piekło. Umierałam ze strachu każdego dnia. Nocne naloty i alarmy przerażały Randa. Świeże mleko, jajka i inne produkty niezbędne dzieciom były praktycznie nie do zdobycia. Teraz codziennie mamy świeże mleko. Dokładnie mówiąc, osobiście doję naszą jedyną krowę. Rand jeszcze nie posiadł tej sztuki, ale nie daje za wygraną. Mamy kilka kur, a dzięki nim – świeże jajka. Mięso to rzadki rarytas. Rand to aniołek. Zje wszystko, co ma na talerzu, pod warunkiem, że razem usiądziemy do stołu. Chodzimy na długie spacery, gramy w piłkę, uczę go czytać i pisać. Jest świetny w rachunkach. Billie, wyobrażasz sobie, że to wszystko robię? Nie umiałam gotować, nie uważałam w szkole, i oto jestem całkowicie odpowiedzialna za to dziecko. Podchodzę do tego z taką powagą, bo byłam bliska jego utraty. Nigdy do tego nie dopuszczę. Ci cholerni krewni jeszcze długo nie zrezygnują, wymyślą coś nowego i zaatakują. Adopcja uprawomocni się dopiero za rok, a przeklęta wojna może wszystko opóźnić.
Читать дальше