Nagle nie wiadomo skąd w jego umyśle pojawił się obraz Pułkownika, dodając do bólu rozdzierające uczucie żałoby.
– Szkoda, że cię tu nie ma, tato. Powiedziałbyś mi, co robić.
Prawda boli, nawet gdy cię uwalnia.
Jak wieść idealne życie
Maddy zwinęła się w jednym z wielkich, drewnianych foteli na frontowej werandzie głównego budynku kurortu. Chociaż założyła największe okulary przeciwsłoneczne, jakie miała, światło drażniło jej oczy. Gdyby tylko Christine i Amy już przyjechały, mogłaby pójść do ich wspólnego apartamentu, zaciągnąć zasłony i schować się przed pozostałymi gośćmi, dopóki nie odzyska panowania nad emocjami.
Kiedy godzinę temu przyjechała, zdołała dość długo zachować radosną twarz, aby się zameldować, przywitać z gospodarzami i poznać paru gości. Napuchnięte oczy łatwo było wyjaśnić uczuleniem. Wątpiła jednak, by ta wymówka podziałała dłużej, gdyby przyłączyła się do przyjęcia w barze i nagle bez powodu wybuchnęła płaczem.
O wiele bezpieczniej było posiedzieć na zewnątrz i „rozkoszować się widokiem gór”.
W końcu zobaczyła terenówkę skręcającą na długi, wijący się podjazd. Patrzyła, jak wóz mija stajnie, przejeżdża przez drewniany mostek, a potem wspina się obok rozrzuconych domków dla gości. Wypożyczone samochody przyjeżdżały regularnie, ale miała nadzieję, że ten właśnie przywiezie jej przyjaciółki. Wóz wszedł w ostatni zakręt na długi i wąski parking. Zatrzymał się i z miejsca dla kierowcy wysiadła wysoka blondynka.
– Christine! – krzyknęła Maddy, skacząc na równe nogi.
Kobieta odwróciła się, ocieniając oczy. Znajomy uśmiech wypłynął na jej twarz; najprzyjemniejszy widok na świecie.
– Maddy! – Christine zamachała do przyjaciółki, która zbiegła z ganku.
Następna wysiadła Amy i po chwili Maddy wylądowała w grupowym uścisku. Radość, jaką jej sprawiły, poruszyła w niej wszystkie uczucia, które przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny skrywały się ledwie pod powierzchnią.
– Strasznie za wami tęskniłam. Tak się cieszę, że przyjechałyście!
– My też – powiedziała Christine. – Chociaż wyjechałyśmy dosłownie w ostatniej chwili.
– Co się stało? – Maddy odruchowo spojrzała na Amy i zauważyła brak okularów. – Zrobiłaś sobie kontakty?
– Tak. – Rozpromieniła się, a jej zielone oczy zabłysły. Sweter wisiał na niej luźniej niż zwykle.
– Ej, świetnie wyglądasz! – Maddy odsunęła się na krok, żeby się przyjrzeć.
Amy przybrała pozę gwiazdy.
– Muszę zrzucić jeszcze kolejne dwadzieścia kilo.
– Więc co was zatrzymało?
– Babcia. – Amy przewróciła oczami, wyjaśniając wszystko tym jednym słowem. – Ale już jest w porządku. Christine pomogła mi załatwić sprawę.
– Aha. – Christine parsknęła śmiechem. – To cholernie trudne być hipochondrykiem, gdy w pokoju jest lekarz.
– Ale poza tym wszystko okej? – Maddy przyjrzała się twarzy Amy, szukając oznak napięcia, ale przyjaciółka wyglądała na podekscytowaną jak nigdy w życiu. – Dobrze zniosłaś lot?
Amy zaśmiała się.
– To Christine nie lubi latać, ale skoro miałyśmy siebie, podróż okazała się całkiem zabawna.
– Rzeczywiście – zgodziła się druga przyjaciółka. – A teraz, kiedy zasmakowała podróży, podejrzewam, że nic jej nie powstrzyma.
– No, nie wiem. Samotne podróżowanie nadal brzmi dość przerażająco. – Amy osłoniła dłonią oczy, rozglądając się wokół. – Boże, co za miejsce!
– Fakt. – Christine była tak samo pod wrażeniem, a niełatwo zaimponować komuś, kto wychował się w tak bogatej rodzinie jak ona. – Więc gdzie jest Joe? Nie możemy się doczekać, żeby go poznać.
– On… – Maddy zdołała przełknąć napływające łzy. – Nie przyjedzie.
– No proszę. – Christine zmrużyła oczy, próbując zobaczyć coś za ciemnymi okularami przyjaciółki.
– Dlaczego? – Amy przestała się uśmiechać i z troską zmarszczyła czoło.
– Wyjaśnię wam, jak wejdziemy do środka.
Chociaż powiedziała to spokojnie, przed Christine nic nie dało się ukryć. Zerwała okulary z twarzy przyjaciółki. Maddy doskonale wiedziała, że po dwóch dniach płaczu wyglądała potwornie.
Christine odwróciła się do Amy.
– Potrzebujemy awaryjnego zestawu babskiej pomocy. Natychmiast. Wzięłaś czekoladę, którą wpisałam na listę rzeczy do spakowania?
– Mówiłam, nie wolno mi jej jeść na diecie.
– Amy, kalorie się nie liczą, gdy wyjeżdżasz z miasta. – Christine pokręciła głową. – Nieważne. Musi tu być jakaś restauracja albo sklep z pamiątkami. Zobacz, co uda ci się załatwić.
Amy zagryzła usta, przyglądając się głównemu budynkowi.
– Dobra, dam radę.
– Nie musisz. – Maddy założyła okulary i zdała sobie sprawę, że głowa jej pęka. – Nic mi nie jest.
– Nie, zajmę się tym – upierała się Amy. – Gdzie jest sklep z pamiątkami?
– Zaraz za wejściem.
– A nasz pokój?
– Mieszkamy w Alta Vista. – Maddy wskazała na dwupiętrowy ceglany budynek, który przysiadł na końcu ścieżki ponad parkingiem. – Narożny apartament po lewej, na parterze.
– Jasne. – Amy odeszła pospiesznym krokiem, szukając w torebce portfela.
Christine otworzyła bagażnik. Maddy chciała jej pomóc wypakować bagaże, ale przyjaciółka ją pogoniła.
– Pacjentom nie wolno niczego dźwigać. Ty tylko prowadź.
– Ej, nie wygłupiaj się – Maddy zaprotestowała słabo, kiedy Christine popędziła ją przodem, niosąc walizki w obu rękach.
Ponieważ mieszkały na parterze, miały raczej patio niż balkon. Podwójne drzwi prowadziły do dwóch części, które można było oddzielić drzwiami lub połączyć w dużą całość. Ponieważ Joe nie przyjechał, Maddy otworzyła dzielące drzwi.
– Umieściłam was tutaj. – Maddy poprowadziła przyjaciółkę do części z dwoma łóżkami.
Sobie wzięła część z jednym podwójnym, mając cichą nadzieję, że Joe się zjawi.
– Fajna chata.
Christine rozejrzała się, kładąc walizki na łóżkach.
– Zachodni styl skrzyżowany z feng shui. Twoi nowi przyjaciele mają gust.
– Nie chcę nawet myśleć, ile ten pokój by kosztował, gdybyśmy musiały za niego płacić.
– Więc nie myśl. Najlepiej w ogóle nie myśl. Po prostu siadaj. Christine wskazała sofę przed kominkiem-paleniskiem w stylu indiańskiego kiva, a sama zajrzała do łazienki.
Ponieważ łatwiej było posłuchać niż się kłócić, Maddy usiadła i położyła głowę na oparciu sofy. Zasłon nie zaciągnięto, więc nie zdejmowała okularów słonecznych i zamknęła oczy. Minutę później usłyszała, że Christine wróciła. Piekąca czerwień pod powiekami zamieniła się w cudny błękit, gdy zasłony zamknęły się z cichym szelestem.
– Nie ruszaj się – kazała przyjaciółka.
Zdjęła Maddy okulary, tym razem delikatnie, i położyła jej na oczy wilgotną ściereczkę.
– Dziękuję… – głos jej się załamał, więc zamilkła.
– Po prostu siedź i odpoczywaj, a ja wypakuję kilka rzeczy. Porozmawiamy, jak Amy wróci.
Maddy poddała się zmęczeniu i została tak, jak siedziała, starając się odzyskać kontrolę nad rozszalałymi uczuciami. Usłyszała zgrzyt rozpinanego suwaka walizki, szukanie w rzeczach, kroki i strzał korka wyciąganego z butelki wina. I wtedy drzwi na patio otworzyły się, wpuszczając namacalny wręcz powiew radosnej energii i słonecznego światła.
Читать дальше