– Poznaliśmy się podczas zawodów snowboardowych.
– Tak – skinął głową. – Miło znowu cię widzieć. Tamtego dnia też była przyjazna.
– Instruktor jazdy na nartach Christine, tak? – Brat uniósł brew, a potem spojrzał na ojca. – Pamiętasz, tato?
– Mgliście. – Robert Ashton przyjrzał się Alecowi zimnymi niebieskimi oczami.
– Mówiłam wam przecież. – Christine uśmiechnęła się sztywno. – Alec nie jest instruktorem narciarskim. Pomagał przyjacielowi.
Jest koordynatorem pogotowia górskiego w Silver Mountain. Tutaj będzie pracował jako ratownik medyczny.
– Ratownictwo. To… interesująca praca. – Robbie zawahał się tylko sekundę, ale było to znaczące zawahanie.
Subtelna wrogość zaskoczyła Aleca, bo Robbie był taki serdeczny w czasie ich jedynego spotkania.
Natalie objęła męża w pasie i o ile Alec dobrze zgadywał, uszczypnęła go ostrzegawczo.
– Cieszymy się z waszych zaręczyn i bardzo chcemy cię poznać.
– Dziękuję. – Alec miał wrażenie, że krawat go dusi.
– Podać wam coś do picia? – Doktor Ashton podszedł do baru, gdzie na oświetlonych półkach stały różne butelki.
Alec zagapił się, nie mając pojęcia, o co poprosić, zupełnie nie znał się na alkoholach tej jakości. Co pił Kreiger, kiedy miał ochotę na ekstrawagancję?
– Ma pan jakąś whisky słodową? Doktor Ashton spojrzał na niego obojętnie.
– Zakładam, że może być glenfiddich?
– Jasne. – Alec wzruszył ramionami jakby nigdy nic.
Nie ma sprawy. Pija to codziennie. Domyślał się, że ojciec Christine poda mu coś, co ma sto lat i kosztuje sto dolców za kieliszek.
– Właśnie rozmawialiśmy z synem o długofalowych planach inwestycyjnych – powiedział doktor Ashton, nalewając do eleganckiej szklaneczki bursztynowy płyn i podając ją Alecowi. – Co pan myśli na ten temat?
Alec powąchał mocny płyn, zastanawiając się, czy to szkocka, czy rozpuszczalnik do farby. Doktor Ashton patrzył wyczekująco, a Alec wiedział, że niezależnie od tego, co powie, jest już załatwiony. Rodzice Christine wyrobili sobie opinię na jego temat, zanim tu wszedł. Cóż, skoro mają go nie zaaprobować, to równie dobrze mogą odrzucić prawdziwego Aleca, a nie wyelegantowaną wersję, którą próbowała im wcisnąć córka.
– Falowe? – Spojrzał doktorowi prosto w oczy. – Tak, też uważam, że zawsze warto być na fali.
Brat zakrztusił się whisky i zaśmiał się.
– To dobre! Na fali! Znaczy grać na zwyżkę, jasne!
Alec kojarzył przez mgłę, że ludzie grywają na rynku akcyjnym na zwyżkę albo na zniżkę, ale dla niego to było zwykłe chrzanienie. Proszę, przekroczył próg raptem pięć sekund temu, a on już pyta go o pieniądze? Doktor Ashton spojrzał surowo, sugerując, że zrozumiał, ale nie jest ubawiony.
Natalie zmarszczyła brwi.
– Rozmowy o finansach są nudne, wolałabym raczej pomówić o planach związanych ze ślubem. Christine, ustaliliście już datę?
– Drugi weekend kwietnia.
– Tak szybko? – Pani Ashton skrzywiła się. – Zostaje nam raptem siedem tygodni. Ale w klubie country mają doskonały personel od organizowania przyjęć.
– Właściwie… – Christine spojrzała na Aleca. – To będzie podwójny ślub razem z moją przyjaciółką Maddy. Alec i Joe wszystko organizują.
– Jakie to romantyczne! – wykrzyknęła Natalie.
– Chyba nie mówisz tego poważnie. – Pani Ashton spojrzała chłodno na córkę.
Christine zakłopotała się.
– Niczego jeszcze nie ustaliliśmy. Właściwie… – Rzuciła Alecowi błagalne spojrzenie. – Możemy zastanowić się nad twoim pomysłem.
Patrzył na nią oszołomiony tym, że Christine mimo jej silnej woli tak łatwo ustępuje.
– Tego właśnie chcesz? Spuściła wzrok.
– Chyba możemy porozmawiać o tym później.
– Oczywiście.
Zmusił się do uśmiechu i tak wytrzymał przez resztę wieczoru.
– Możesz prowadzić? – zapytała Christine, kiedy wyszli z domu. Głowa prawie jej eksplodowała.
– Jasne – odpowiedział Alec tym samym zobojętniałym głosem, którym odzywał się przez ostatnie trzy godziny.
Pogrzebała w torebce i podała mu kluczyki, modląc się, żeby nie zauważył, jak bardzo trzęsą jej się ręce. Niepokój przebił się przez środek uspokajający i wino, przez co była aż nadto trzeźwa. Mimo to nie zamierzała siadać za kierownicą.
Alec jechał przez Tarrytown, a ona wyglądała przez okno na mijane eleganckie domy i wypielęgnowane trawniki.
– Nie było tak źle – powiedziała, gdy wjechali na autostradę. – Robbie i Natalie polubili cię. Tacie zawsze potrzeba czasu, żeby się do kogoś przekonać, więc fakt, że dziś wieczór był taki sztywny, jeszcze nic nie znaczy. A mama… Może przywyknie do myśli, że ty planujesz ślub. Jeśli nie, zostawimy to jej. Żyje takimi rzeczami i jest naprawdę niezła w organizowaniu przyjęć. Wszystko będzie dobrze.
Alec nic nie odpowiedział.
– Samo wesele nie jest istotne – stwierdziła, jeszcze bardziej się denerwując. – Liczy się to, że się pobierzemy. Więc skoro marzy jej się coś wystawnego i eleganckiego, to nic nie szkodzi, prawda?
Po stronie Aleca nadal panowała cisza.
Christine patrzyła przez kilka minut na widoki przesuwające się za szybą, a potem zaczęła litanię od początku, powtarzając ją w różnych wersjach przez całą drogę do mieszkania. Nic nie pomogło. Robiło jej się niedobrze. Rodzice nie mogli wyraźniej okazać, że nie pochwalają jej wyboru. Ale na pewno to się zmieni. Na pewno. Z czasem.
Kiedy dojechali na miejsce, Buddy przywitał ich w drzwiach. Zaskomlał zaskoczony, gdy Alec minął go, raptem poklepawszy po łbie. Cienie wypełniały pokój, chociaż Christine zostawiła zapaloną lampkę przy sofie. Nie kłopocząc się, żeby zapalić więcej światła, Alec stanął przy suwanych drzwiach i zagapił się na panoramę Austin. Christine stała przy drzwiach wejściowych i patrzyła, jak jej narzeczony zdejmuje krawat.
Dlaczego nic nie mówił?
– Przepraszam za rodziców. – Położyła torebkę na stoliku przy drzwiach. – Ale oni tacy właśnie są. Będzie dobrze.
Odwrócił się do niej.
– Wręcz przeciwnie. Nie będzie dobrze.
– Będzie.
Przeglądała na oślep stos korespondencji, a potem zacisnęła dłonie w pięści, gdy nie przestały jej drżeć.
– Po prostu potrzebują czasu, żeby cię poznać.
– Nie. – Powiedział to tak obojętnym głosem, że spojrzała na niego znowu, ale w ciemnościach nie potrafiła niczego wyczytać z jego twarzy. – Nie będzie dobrze, bo ani razu przez całą drogę do domu nie powiedziałaś: „Pieprzyć ich. Mam gdzieś to, co sobie myślą”.
Podskoczyła, słysząc takie słowa w ustach Aleca.
– To moi rodzice. Oczywiście, że obchodzi mnie, co myślą.
– Trochę za bardzo. Czy chociaż raz powiedziałaś im: „Pieprzę to, zrobię to, czego ja chcę”?
– Nie wygłupiaj się. Nie przeklinam przy rodzicach. Zdenerwowanie zamieniło się w gniew. Ruszyła do sypialni, zdejmując po drodze kolczyki.
– Oczywiście, że nie.
Poszedł za nią, ale zatrzymał się w progu.
– Gdybyś zaklęła przy nich albo, niech cię Bóg broni, była przy nich sobą, nie byłabyś już idealną córką i mogliby cię nigdy nie pokochać tak, jak tego pragniesz.
– Powiedziałam ci, czemu mnie nie kochają. To nie ich wina.
– Chrzanisz. Po pierwsze dzieci nie powinny zaskarbiać sobie miłości rodziców. To, co dzisiaj widziałem, jest odpowiednikiem twojej matki mówiącej: „Siedź prosto, jedz warzywa, uważaj, jak się zachowujesz, a jakoś będziemy cię tolerować”. Podczas gdy twój ojciec ignorował cię na rzecz tego dupka, twojego brata.
Читать дальше