Houston przytrzymała brzegi swojej rozdartej sukni i z godnością, na jaką udało jej się zdobyć, podjechała pod wejście od kuchni. Kane zsiadł z konia od frontu i wszyscy podbiegli do niego.
– Pewnie chce się pochwalić – mruknęła.
Mimo uśmiechów i niedyskretnych pytań pani Murchison zdołała przemknąć się przez kuchnię.
Na górze odprawiła Susan i sama przygotowała sobie kąpiel. Potem poszła spać. W którymś momencie wszedł Kane, ale udawała, że śpi, więc odszedł.
Po dziewięciu godzinach snu i obfitym posiłku fizycznie czuła się znacznie lepiej, ale nastrój miała okropny. Kiedy wyszła do swego ogrodu na dachu, niespodziewanie zobaczyła mnóstwo ludzi spacerujących w okolicy ich domu.
Kane przyszedł do jej pokoju; powiedział, że jedzie do kopalni i zaproponował, żeby pojechała razem z nim. Przecząco potrząsnęła głową.
– Nie możesz się tu schować na zawsze – powiedział ze złością. – Dlaczego nie jesteś dumna z tego, co zrobiłaś? Ja jestem dumny jak diabli.
Wiedziała, że on ma rację, że powinna się przemóc, im szybciej, tym lepiej. Ubrała się w wygodną bawełnianą sukienkę, zeszła na dół i poprosiła o podstawienie powoziku.
Nie minęło dziesięć minut od jej pobytu w mieście, a wiedziała już, jak bardzo Kane się mylił, przewidując reakcję mieszkańców Chandler. Nie uważano jej za heroinę, ratującą męża, tylko za głupią babę, która najpierw zachowuje się jak histeryczka, a dopiero potem zadaje pytania.
Podjechała powozikiem na drogę do Małej Pameli w nadziei, iż ludzie w kopalni tak potrzebują pomocy, że nie będą mieli czasu rozmawiać o jej eskapadzie.
Nic z tego! Po przeżyciu katastrofy chcieli się nareszcie pośmiać, więc akcja Houston była doskonałym tematem.
Starała się dumnie trzymać głowę przy uprzątaniu gruzu i pomocy w przeprowadzkach wdów i sierot.
Nie opuszczała jej myśl o tym, że Kane miał dosyć czasu, żeby powiedzieć jej, iż jest niewinny. Kiedy chciał, potrafił mówić bardzo szybko, dlaczego więc nie wyjaśnił jej, że nie jest oskarżony o morderstwo, kiedy mu powiedziała o podłożeniu dynamitu?
W miarę upływu dnia ludzie byli coraz odważniej si w zadawaniu pytań. „Więc nie spytałaś szeryfa, jakie ma szansę, ani nie rozmawiałaś z adwokatem?” „Leander wszystko wiedział. Mógł ci powiedzieć albo ty mogłaś…” Chciała się schować pod ziemię. A kiedy Kane, przechodząc obok, szturchnął ją w żebro, mrugnął i powiedział: „Rozchmurz się, kotku, to był tylko żart”, miała ochotę krzyczeć, że może dla niego to był żart, ale ją przeraża to publiczne upokorzenie.
Pod wieczór zobaczyła Pamelę Fenton – stojąc twarzą w twarz z Kane’em, powiedziała:
– Mówiłeś w dniu ślubu, że nie chcesz jej upokorzyć. A teraz co zrobiłeś?
Myśl, że ktoś stanął po jej stronie, była krzepiąca.
W domu zjadła kolację w swoim pokoju, a kiedy Kane usiłował z nią porozmawiać, nie odezwała się ani słowem. Wypadł z pokoju narzekając, że nie ma za grosz poczucia humoru i za często jest taką cholerną damą.
Płakała, aż ukoił ją sen.
Następnego dnia układała kwiaty w dużym wazonie przed gabinetem Kane’a. Wciąż czuła się dotknięta i zbyt upokorzona, żeby z nim rozmawiać. Bała się też opuszczać bezpieczne domowe zacisze.
Drzwi do gabinetu Kane’a były otwarte. Siedział w nim wraz z Rafe’em, Leanderem i Edanem. Zebrali się, żeby omówić konsekwencje wybuchu w kopalni. Okazało się, że wdowy po górnikach prawdopodobnie nie otrzymają żadnej odprawy.
Houston słuchała dyskusji dotyczącej przyszłości Chandler i dumna była z męża. Zastanawiała się, jak mogła uwierzyć, że ten człowiek chciał zlikwidować Narodowy Bank Chandler. Wczoraj Opal odbyła długą rozmowę z córką i wyjaśniła, dlaczego Kane użył szantażu, żeby ją zmusić do powrotu.
– On cię tak kocha – powiedziała matka. – Nie rozumiem, dlaczego tak się na niego gniewasz.
Pewnie by to podziałało, gdyby nie fakt, że usłyszała w holu trzy kobiety chichoczące jak pensjonarki. Przyszły zobaczyć się z Houston i „poznać najnowsze wieści”, jak oznajmiły pokojówce. Odmówiła uprzejmie zobaczenia się z nimi albo z kimkolwiek innym.
Stała teraz w holu, słuchając z dumą, jakie reformy proponował jej mąż, gdy nagle Leander zadał pytanie, od którego zamarła.
– Czy to rachunek z Urzędu Miasta Chandler?
– Tak – odpowiedział Kane. – Szeryf chce pięćset dolarów w gotówce za naprawę więzienia. To chyba jedyny rachunek, jaki kiedykolwiek sam chciałem zapłacić.
– Może urządzisz uroczyste otwarcie i Houston przetnie wstęgę? – usłyszała głos Rafę’a.
Zapanowała cisza.
– Jeżeli ona kiedykolwiek się do niego odezwie – powiedział Edan.
Znów cisza.
Po chwili odezwał się Leander.
– Nigdy nie zna się kogoś do końca. Houston, jaką znałem, i Houston, która rozwala więzienia, to dwie różne osoby. Kilka lat temu jechaliśmy na tańce. Ubrała się wtedy w bardzo twarzową czerwoną sukienkę, ale Gates powiedział na ten temat coś, co ją uraziło, więc zakryła się peleryną. Kiedy dojechaliśmy, była tak stremowana, że powiedziałem, iż jeśli o mnie idzie, może w tej pelerynie przesiedzieć cały wieczór. Przesiedziała cały czas w kącie, w każdej chwili gotowa się rozpłakać.
Houston osłupiała. Dziwne, jak ten sam epizod wygląda różnie widziany z dwóch stron. Gdy teraz na to patrzy, widzi, że może była głupia tak się przejmując tą czerwoną sukienką. Nina Westfield nosiła podobną.
Z uśmiechem dalej układała kwiaty.
– Jeżeli chciała się przebić, mogła to zrobić mniej mnie narażając – powiedział Kane. – Nie wiecie, jak człowiek się czuje, kiedy ktoś mówi, że właśnie zapalił mu dynamit pod nogami, i kiedy nie ma się gdzie ukryć.
– Przestań się przechwalać – skarcił go Edan. – Przecież ci się to podobało.
Houston uśmiechnęła się szeroko.
Leander zaśmiał się.
– Szkoda, że nie widziałeś, co się działo po wybuchu. Wszyscy myśleliśmy, że to znowu w kopalni i wybiegliśmy z domów w biełiźnie. Kiedy zobaczyliśmy do polowy wysadzone więzienie, staliśmy tam patrząc i nic nie rozumiejąc. Dopiero Edan przypomniał sobie, że ty tam siedzisz.
Houston o mało nie wybuchnęła głośnym śmiechem.
– Posłuchaj – kontynuował opowieść Edan – jak tylko zobaczyłem to więzienie, wiedziałem, że Houston jest w to zamieszana. Wyście się zawsze zachwycali, jaka to lodowata księżniczka, a ja ją śledziłem. Żebyście wiedzieli, co ta kobieta potrafi wyczyniać…
Houston z coraz większym trudem powstrzymywała śmiech. Przypomniała sobie wieczór, kiedy Edan się ukrył i podglądał jej przedślubne przyjęcie. Kiedy się o tym dowiedziała, myślała tylko o tym, że poznał ich plany dotyczące kopalni, ale teraz przypomniała sobie siłacza, kankana i – o Boże! – Fanny Hill. Wtedy była przerażona, że Kane może się dowiedzieć o szalonych przyjęciach Stowarzyszenia Sióstr, o wyprawach do kopalni, ale w końcu przyłapał ją na tym i wielu innych rzeczach i świat się nie zawalił.
Wtedy, gdy była w czerwonej sukience, bała się, że jak ktoś ją zobaczy, uzna, że nie jest odpowiednią żoną dla Leandera. A teraz! Wdrapywała się po drabince podtrzymującej róże w samej biełiźnie, później zaprosiła tych wszystkich ludzi, żeby z nimi mieszkali i żeby Kane ich utrzymywał, a on dowiedział się o tym ostatni.
Im dłużej myślała, tym bardziej rozpierał ją śmiech. Kane Taggert chciał ożenić się z damą, a ona była pewna, że sprosta temu wymaganiu. Ale kiedy zaczęła sobie przypominać wszystko, co wyprawiała, a on za każdym razem powtarzał, że nie miał pojęcia, co go czeka, żeniąc się z najprawdziwszą damą, wybuchnęła takim śmiechem, że wazon na stoliku zadrżał.
Читать дальше