Houston zagryzła zęby. Obie kobiety wyraźnie urządzały przedstawienie dla Taggerta. Odkąd je wszystkie odrzucił, wymyślały różne złośliwości. Obejrzała się i zobaczyła go w lustrze. Całą twarz okalał mu zarost, więc trudno było cokolwiek zauważyć, ale widziała jego oczy. Z pewnością słyszał idiotyczne teksty Mary Alice i dotknęły go. Między brwiami pojawiła mu się zmarszczka.
Ojciec Mary Alice był łagodnym człowieczkiem, który nigdy nie podnosił głosu. Mieszkając tyle lat z panem Gatesem, Houston wiedziała, co potrafi zrobić i powiedzieć mężczyzna, gdy go się rozzłości. Nie znała pana Taggerta, ale wydawało jej się, że widzi złość w jego ciemnych oczach.
– Mary Alice – powiedziała Houston – jak się dziś czujesz? Wyglądasz trochę blado.
Mary Alice spojrzała na nią zdumiona, jakby ją dopiero zobaczyła.
– O, Blair-Houston, czuję się świetnie. Nic mi nie jest.
Houston oglądała buteleczkę z kroplami wątrobowymi.
– Mam nadzieję, że nie zemdlejesz. Znowu – podkreśliła, wbijając wzrok w Mary Alice. Zemdlała dwa razy przed Taggertem wkrótce po jego przyjeździe.
– O, ty…! Jak śmiesz! – zaperzyła się Mary Alice.
– Chodź tu, kochanie – zawołała jej matka, pchając córkę do drzwi. – Wiemy, gdzie szukać przyjaciół.
Houston była wściekła na siebie, gdy obie panie wyszły. Będzie musiała je później przeprosić. Niecierpliwie naciągnęła rękawiczki z koźlęcej skóry i już miała wyjść ze sklepu, gdy znów spojrzała w lustro i zauważyła, że pan Taggert przygląda się jej uważnie.
Zwrócił się do niej.
– Pani jest Houston Chandler? – zapytał.
– Tak – odpowiedziała chłodno.
Nie miała zamiaru wdawać się w rozmowę z nieznajomym mężczyzną. Co ją opętało, że wzięła stronę tego nieznajomego zamiast osoby, którą zna całe życie?
– Czemu ta kobieta nazwała panią Blair? Przecież to pani siostra?
Davey Wilson parsknął cichutko.
W sklepie, oprócz Houston i Kane’a, znajdowało się tylko czterech pracowników, wszyscy na swoich miejscach.
– Jesteśmy bliźniaczkami i ponieważ nikt w mieście nie potrafi nas odróżnić, ludzie nazywają nas Blair-Houston. A teraz przepraszam pana. – Zwróciła się w stronę wyjścia.
– Nie wygląda pani jak siostra. Widziałem ją, ale pani jest ładniejsza.
Na moment Houston zatrzymała się, gapiąc się na niego. Nikt nigdy nie potrafił ich rozróżnić. Gdy szok minął, znów ruszyła do wyjścia.
Gdy już trzymała dłoń na gałce drzwi, Taggert rzucił się przez pokój i złapał ją za rękę. Przez całe życie mieszkała w mieście pełnym górników, kowbojów i mieszkańców dzielnic, o których istnieniu nie powinna nawet wiedzieć. Wiele kobiet nosiło z sobą parasolki o mocnej rączce, którą można było strzaskać na męskiej głowie. Houston umiała zmrozić przeciwnika wzrokiem. Zmierzyła go teraz takim właśnie spojrzeniem.
Usunął wprawdzie rękę, ale stał tuż przy niej, a że był potężny, czuła się przy nim malutka.
– Chciałem pani zadać pytanie – powiedział cicho. – To znaczy, jeżeli pani nie ma nic przeciwko temu – dodał z uśmiechem.
Skinęła głową, ale nie miała zamiaru zachęcać go do rozmowy.
– Tak się zastanawiam. Jakby pani, taka dama i w ogóle, robiła zasłony do mojego domu, wie pani, tego białego na wzgórzu, to co by pani tu z tego wybrała?
Nie zadała sobie nawet trudu, żeby spojrzeć na bele materiału, które wskazał.
– Proszę pana – powiedziała z wyższością w głosie – gdybym miała taki dom, zamówiłabym specjalne tkaniny w Lyonie we Francji. A teraz żegnam.
Wyszła prędko ze sklepu i znikła na moment pod pasiastymi markizami osłaniającymi południową stronę ulicy, stukając obcasami po drewnianym chodniku. W miasteczku był dziś duży ruch, więc co chwila komuś się kłaniała i do kogoś zagadywała.
Na rogu ulicy Trzeciej i Głównej otworzyła parasolkę, by osłonić się przed ostrym, górskim słońcem, po czym ruszyła w kierunku Sklepu Żelaznego Farrella. Stał przed nim powozik Leandera.
Gdy minęła drogerię Freyera, ochłonęła trochę i zaczęła rozmyślać o tajemniczym panu Taggercie.
Nie mogła się już doczekać, kiedy będzie opowiadać koleżankom o tym spotkaniu i o tym, jak się upewniał czy wie, który to jego dom. Może powinna była zaoferować pomoc przy zmierzeniu okien i zamówieniu zasłon? W ten sposób dostałaby się do wnętrza domu.
Uśmiechnęła się do siebie, gdy nagle czyjaś ręka złapała ją za ramię i wciągnęła w cienistą alejkę na tyłach teatru. Nim zdołała krzyknąć, ktoś zatkał jej ręką usta i została dosłownie przyparta do muru. Gdy uniosła oczy, zobaczyła Kane’a Taggerta.
– Nie ukrzywdzę pani. Tylko żem chciał pogadać, ale tam, przy tamtych, to pani nic by mnie nie powiedziała. Nie będzie pani krzyczeć?
Houston pokręciła przecząco głową, więc zabrał rękę, ale nadal stał tuż przy niej. Próbowała się uspokoić, jednak wciąż ciężko oddychała.
– Z bliska pani ładniejsza. – Nie poruszył się, tylko zmierzył wzrokiem jej zgrabny, zielony kostium. – I wygląda pani jak dama.
– Proszę pana – powiedziała stanowczo. – Protestuję przeciwko wciąganiu mnie w boczne alejki i trzymaniu pod murem. Jeśli ma mi pan coś do powiedzenia, to proszę to zrobić.
Nie odsunął się, tylko położył jedną rękę na murze nad jej głową. Wokół jego oczu widać było małe zmarszczki; miał mały nos i pełną dolną wargę.
– Czemu pani stanęła po mojej stronie w tym sklepie? Specjalnie pani jej wytknęła, że przy mnie zemdlała?
– Ja… – Houston zawahała się. – Chyba nie lubię, jak się komuś robi przykrość. Mary Alice było wstyd, że zrobiła z siebie idiotkę i zemdlała przy panu, a pan nie zauważył.
– Jasne, że zauważyłem – powiedział i Houston zobaczyła, że jego dolna warga rozciąga się w uśmiechu. – Żeśmy się z nich wszystkich z Edanem śmiali.
Houston zesztywniała.
– To niezbyt uprzejmie z pana strony. Dżentelmen nie powinien śmiać się z damy.
Parsknął jej w twarz i Houston pomyślała, że ma miło pachnący oddech; zaczęła się zastanawiać, jak on by wyglądał, gdyby nie miał tego zarostu.
– Po mojemu, to one się tak zachowywały, bo jestem bogaty. Czyli robiły z siebie kurwy, więc nie były żadne damy, to nie musiałem robić za dżentelmena i ich podnosić.
Houston zamrugała, słysząc to słownictwo. Jeszcze nigdy żaden mężczyzna tak się przy niej nie wyrażał.
– A pani czemu nie chciała zwrócić na siebie uwagi? Nie chce pani moich pieniędzy?
Houston ocknęła się z letargu. Zdała sobie sprawę, że niemal przyczepiła się do tej ściany.
– Nie, proszę pana, nie chcę pańskich pieniędzy. A teraz proszę mnie puścić, bo muszę iść jeszcze w parę miejsc i proszę mnie więcej nie zaczepiać – powiedziała i odwróciła się na pięcie. Usłyszała jego chichot.
Dopiero gdy przechodząc przez ulicę mało nie wpadła pod wóz z gnojem, zdała sobie sprawę z tego, jaka jest zdenerwowana. Niewątpliwie Taggert uważał, że jej zachowanie było kolejną grą o pieniądze.
Lee powiedział coś do niej na powitanie, ale nic nie zrozumiała.
– Słucham?
Wziął ją pod łokieć i zaprowadził do powozu.
– Powiedziałem, żebyś lepiej już jechała do domu szykować się na jutrzejsze przyjęcie u gubernatora.
– Tak, oczywiście – odpowiedziała nieprzytomnie.
Читать дальше