– Naprawdę? Zadziwiające. – Weszła sama na schody. Nawet na niego nie spojrzała.
Cholera. Czyżby już zapomniała, jak się czuła w jego ramionach?
– Witaj, jaśnie pani. – Connor odsunął się, żeby mogła wejść. Laszlo i Gregori cofnęli się, choć Shanna zdawała się ich nie zauważać.
Z uśmiechem na twarzy patrzyła na Szkota.
– Jaśnie pani? Jeszcze nikt nigdy tak się do mnie nie zwracał. To brzmi niemal… średniowiecznie.
Rzeczywiście. Staroświecki czar Connora był naprawdę wiekowy. Roman pokonał kilka stopni.
– Jest trochę staromodny.
– Podoba mi się to. – Rozglądała się po holu, chłonęła wzrokiem posadzki z marmuru i kręte schody. – A dom jest cudowny. Po prostu cudowny.
– Dziękuję. – Roman zamknął drzwi i dokonał prezentacji.
Shanna skupiła się na Connorze.
– Cudowny kilt. Jaki klan symbolizuje?
– To tartan klanu Buchanan. – Skłonił się lekko.
– A te dzyndzelki przy skarpetkach… pasują do kiltu. Urocze.
– Och, pani, dziękuję.
– A to nóż? – Pochyliła się, by uważniej przyjrzeć się skarpetom Connora.
Roman stłumił jęk. Lada chwila powie Connorowi, że owłosione kolana też ma słodkie.
– Connor, zaprowadź naszego gościa do kuchni. Może Shanna jest głodna.
– Aye, sir.
– A twoi ludzie niech robią pełny obchód co pół godziny.
– Aye, sir. – Connor wskazał korytarz. – Tędy, jaśnie pani.
– Idź z nim, Shanno. Zaraz do was dołączę.
– Aye, sir. – Spojrzała na niego gniewnie i poszła z Connorem, mrucząc pod nosem: – Powinnam była go zastrzelić.
Gregori gwizdnął cicho, gdy drzwi do kuchni się zamknęły.
– Urocze. Twoja dentystka to ostry kociak.
– Gregori… – Roman posłał mu surowe spojrzenie, które jednak zostało zlekceważone.
Młody wampir poprawił jedwabny krawat.
– Tak, myślę, że kontrola dentystyczna mi nie zaszkodzi. Mam dziurę do zaplombowania.
– Dosyć tego! – warknął Roman. – Zostaw ją w spokoju, jasne?
– Jasne. Widzieliśmy, jak się do niej ślinisz. – Podszedł do Romana. – Więc kręci cię śmiertelniczka, co? – zagadnął z błyskiem w oku. A co się stało z zasadą: nigdy więcej?
Roman uniósł brew.
Gregori się uśmiechnął.
– Wiesz, od razu widać, że podobają jej się te męskie spódnice. Może Connor ci pożyczy.
– Kilty – podsunął usłużnie Laszlo, który wciąż bawił się guzikiem.
– Nieważne. – Gregori zmierzył Romana wzrokiem. – Więc jak, masz seksowne nogi?
Przyjaciel spojrzał na niego ostrzegawczo.
– Co ty tu właściwie robisz, chłopie? Wydawało mi się, że wybierasz się gdzieś z Simone.
– Bo tak było. Poszliśmy do tego nowego klubu przy Times Square, ale wkurzyła się, bo nikt jej nie poznał.
– A dlaczego ktoś miałby ją poznać?
– Stary, przecież to znana modelka! Jest na okładce ostatniego „Cosmo”! Nie wiesz? W każdym razie tak się wściekła, że cisnęła stolikiem na parkiet.
Roman jęknął. Transformacja w wampira potęgowała siłę fizyczną i wyostrzała wszystkie zmysły, niestety, jednak nie podnosiła ilorazu inteligencji.
– Pomyślałem, iż wyda się podejrzane, że osoba tak chuda ma tyle siły – ciągnął Gregori – więc się tym zająłem. Usunąłem wszystkim wspomnienia i przyprowadziłem ją z powrotem. Jest teraz z twoim haremem, który poprawia jej humor słowami i pedikiurem.
– Wolałbym, żebyś ich tak nie nazywał. – Roman zerknął na zamknięte drzwi do salonu. – Są tam?
– Tak. – Gregori był rozbawiony. – Kazałem im siedzieć cicho, ale kto wie, co robią?
Roman westchnął.
– Nie mam dla nich czasu. Zadzwoń do matki, może ona je okiełzna.
– Będzie zachwycona. – Gregori pokiwał głową. – Wyjął komórkę z kieszeni i wystukał numer.
– Laszlo? Naukowiec aż podskoczył.
– Tak, sir?
– Idź do kuchni i zapytaj Shannę, co jej będzie potrzebne do zabiegu.
W pierwszej chwili Laszlo wydawał się zagubiony, zaraz jednak się rozpromienił.
– Ach tak, zabieg!
– I zawołaj tu Connora.
– Dobrze, sir. – Podreptał do kuchni.
– Mama już jedzie. – Gregori schował telefon do kieszeni. – Więc jeszcze ci nie wstawiła zęba?
– Nie. Mieliśmy kłopoty. Właściwie kłopot – Ivan Petrovsky. Wygląda na to, że pani doktor jest jego celem numer jeden.
– Chyba żartujesz! Co takiego zrobiła?
– Nie wiem dokładnie. – Spojrzał na drzwi do kuchni. – Ale się dowiem.
Drzwi się otworzyły i Connor wyszedł do holu. Zatrzymał się u stóp schodów.
– Możecie mi powiedzieć, czemu właściwie przed chwilą zrobiłem pani doktor kanapkę z indykiem?
Roman westchnął. Szef jego ochrony musi znać prawdę.
– Kilka godzin temu, podczas pewnego eksperymentu, straciłem kieł. – Wyjął z kieszeni zakrwawioną chusteczkę i pokazał jej zawartość.
– Kieł? Rany boskie! Nigdy czegoś takiego nie widziałem.
– Ja też nie, a żyję już ponad pięćset lat.
– Może się starzejesz – podsunął Gregori i skrzywił się, gdy i Roman, i Connor łypnęli na niego gniewnie.
– Znajduję tylko takie wytłumaczenie: nasz nowy sposób odżywiania. – Roman owinął ząb w chusteczkę i wsunął do tylnej kieszeni dżinsów. – To jedyne, co się zmieniło, odkąd przeszliśmy transformację.
Connor zmarszczył brwi.
– Ale przecież nadal pijemy krew. Nie widzę różnicy.
– Chodzi o sposób picia – powiedział Roman. – Nie kąsamy. Kiedy ostatni raz użyłeś kłów?
– Nawet nie pamiętam. – Gregori rozwiązał jedwabny krawat. – Po co ci kły, kiedy pijesz ze szklanki?
– Prawda – zgodził się Connor. – W szklance będą tylko przeszkadzać.
– No właśnie. – Wyjaśnienie nie przypadło Romanowi do gustu, ale nic innego nie przychodziło mu do głowy. – To ilustracja powiedzenia, że organ nieużywany zanika.
– A niech mnie – sapnął Connor. – Musimy mieć kły. Gregori zrobił wielkie oczy.
– O nie, nie zacznę kąsać śmiertelników, nie ma mowy! Tyle pracy poszłoby na marne.
– Rzeczywiście. – Roman skinął głową. Gregori Holstein bywał czasem denerwujący, ale bardzo zaangażował się w misję uczynienia świata bezpiecznym zarówno dla śmiertelników, jak i dla wampirów. – Może popracujemy nad programem ćwiczeń.
– Super! – W oczach Gregoria pojawił się błysk. – Zaraz się do tego zabiorę!
Roman się uśmiechnął. Gregori podchodził do wszystkiego z niesłabnącym entuzjazmem. W takich chwilach upewniał się, że dobrze zrobił, awansując chłopaka.
Drzwi do kuchni się otworzyły i Laszlo wybiegł do holu.
– Sir, mamy problem. Lekarka powtarza, że zabieg powinien się odbyć w gabinecie dentystycznym, a do swojego nie chce wracać.
– I ma rację – mruknął Roman. – Na pewno jest tam już pełno policji.
Connor zacisnął dłoń na rękojeści sztyletu.
– Laszlo twierdzi, że ktoś chce zabić tę dzierlatkę. Piekielne dranie.
– Tak. – Roman westchnął. Liczył, że Shanna wstawi mu ząb w domowym zaciszu. – Gregori, znajdź inny gabinet, niedaleko, z którego będziemy mogli skorzystać.
– Nie ma sprawy, brachu.
– Wracam do dziewczyny – burknął Connor. – Nie chcemy przecież, żeby zajrzała nam do lodówki. – Szkot poszedł do kuchni.
Laszlo bawił się guzikiem przy kitlu.
– Sir, wymieniła pewien produkt, który znacznie zwiększa szanse skuteczności zabiegu. Jest przekonana, że można go znaleźć w każdym gabinecie dentystycznym.
Читать дальше