- No, a ten nagły przyjazd do Wenecji? Czy to aby naprawdę do nas?
Nie odważył się powiedzieć „do mnie", chociaż miał taką nadzieję.
W tej właśnie chwili zdał sobie sprawę, co naprawdę czuje do Lizy. Zrozumiał, dlaczego nie kocha już Anielki, dlaczego już nigdy nie będzie mógł jej kochać, zakładając, że to, co do niej kiedyś czul, było miłością.
- Oczywiście, że do was! Kocham Wenecję... ale czymże by była bez was wszystkich? Chociaż, szczerze mówiąc, jest jeszcze coś.
Echo czyichś szybkich kroków przerwało w pół jej słowa. Księciu pociemniało przed oczami, a Cecina schowała się w cieniu biblioteki.
Do biura weszła Anielka. Na jej widok wszyscy umilkli.
- Przepraszam, jeśli przeszkadzam - rzuciła jasnym głosem - lecz chciałabym wiedzieć, Aldo, co z kolacją u Calergich? Zamierza pan tam pójść czy nie?
- Pomówimy o tym później - odparł książę, pobladłszy ze złości. - To nie miejsce i czas, by o tym rozmawiać. Czy może nas pani zostawić?
- Jak pan sobie życzy.
Anielka wzruszyła pogardliwie ramionami i wyszła z salonu. Wokół jej zgrabnych nóg zawirowała zwiewna sukienka z jasnej żorżety.
Liza wstała. Ona również pobladła. Skierowała na Aida wzrok, w którym zaskoczenie mieszało się z niezrozumieniem.
- Czy mnie oczy mylą?... To była lady Ferrals? Odpowiedź nie mogła księciu przejść przez usta... Ale trzeba było...
- Rzeczywiście, lecz teraz nosi inne nazwisko...
- Chyba nie nazywa się... Morosini?... Och, to straszne! Liza również chciała wybiec z pokoju, lecz Aldo zatrzymał ją siłą.
- Chwileczkę, niech pani zaczeka! Tylko chwilę! Proszę mi pozwolić wytłumaczyć...
- Niech mnie pan wypuści! Tu nie ma nic do wyjaśniania! Chcę odejść... Nie zostanę ani chwili dłużej!
Jej ton zdradzał najwyższe wzburzenie. Cecina postanowiła przyjść księciu z pomocą.
- Książę zaraz wszystko wytłumaczy! To nie jego wina!
- Niech mu pani przestanie matkować, Cecino! Ten wielki gamoń jest na tyle dorosły, żeby wiedzieć, co robi... a poza tym, zawsze wiedziałam, że kocha tę kobietę.
- Ależ nie, pani nic nie rozumie...
- Dość tego, Cecino! Bardzo panią lubię, ale proszę nie żądać ode mnie zbyt wiele! Adieul
Pochyliła się, by ucałować starą przyjaciółkę, po czym odwróciła się do Aida, który zdał sobie sprawę, że właśnie stało się nieodwracalne, i nie próbował nawet oponować.
- Byłabym zapomniała, jaki jest mój prawdziwy powód przybycia! Proszę! - dodała, rzucając na stół mieszek z czarnej skóry. - Weźcie go sobie! Odnaleźliśmy ciało Elzy...
Spadając na papiery, sakiewka otworzyła się, uwalniając opal w oprawie z diamentów.
Diamenty się roziskrzyły, a z tajemniczych głębi opalu zdawały się wydobywać wszystkie odcienie światła.
Aldo tylko na moment odwrócił wzrok. To wystarczyło. Panny Kledermann nie było już w salonie.
Nawet nie próbował jej dogonić. Co miał jej powiedzieć?
Patrząc na klejnot, którego nie śmiał dotknąć, słyszał oddalający się odgłos silnika łodzi, którą odpłynęła Liza. Daleko, bardzo daleko. Zbyt daleko, by kiedykolwiek mógł ją spotkać..
Saint-Mande, grudzień 1995 r.