Niepewnie dotykam pośladków. Aaa! Bolą. Dokąd pójść? Nie do jego pokoju. Do mojego, czy też pokoju, który będzie mój, nie jest mój… był mój. Dlatego właśnie chciał, żebym go miała. Wiedział, że będę potrzebować własnej przestrzeni.
Idę sztywno w jego stronę, świadoma, że Christian może pójść za mną. W pokoju jest jeszcze ciemno. Wchodzę niezgrabnie do łóżka, uważając, aby nie siadać na obolałym tyłku. Zostaję w szlafroku i otulam się nim. Zwijam się w kulkę i zaczynam szlochać w poduszkę.
Co ja sobie myślałam? Dlaczego pozwoliłam mu to zrobić? Pragnęłam zapuścić się w mrok, zbadać to, co się w nim kryje – ale dla mnie to zbyt wiele. Nie potrafię tego robić. A przecież on tak właśnie się zachowuje; to go podnieca.
W końcu się przebudziłam. Ale trzeba mu oddać, że mnie ostrzegał, nie raz i nie dwa. On nie jest normalny. Ma potrzeby, których ja nie jestem w stanie spełnić. Teraz to do mnie dociera. Nie chcę, żeby tak mnie bił, już nigdy. Szlocham w poduszkę jeszcze głośniej. Stracę go. Nie będzie chciał ze mną być, jeśli nie mogę mu tego dać. Dlaczego, dlaczego, dlaczego musiałam się zakochać w Szarym? Dlaczego? Dlaczego nie mogę kochać Jose albo Paula Claytona, albo kogoś podobnego do mnie?
Och, i ta rozpacz na jego twarzy, gdy wychodziłam. Byłam taka okrutna, zaszokowana bólem… Czy on mi wybaczy… Czy ja wybaczę jemu? Myśli mam zagmatwane, rezonujące w mojej głowie. Moja podświadomość kręci ze smutkiem głową, a wewnętrznej bogini nigdzie nie widać. Och, cóż za mroczny poranek. Jestem zupełnie sama. Chcę do mamy. Przypominają mi się jej słowa na pożegnanie:
„Podążaj za głosem serca, skarbie, i proszę, postaraj się za dużo wszystkiego nie analizować. Odpręż się i baw się dobrze. Jesteś taka młoda. Możesz tak wiele w życiu doświadczyć, musisz jedynie być otwarta. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze”.
I podążyłam za głosem serca, a teraz mam obolały tyłek i przepełnia mnie udręka. Muszę odejść. Tak… muszę odejść. Nie jesteśmy dla siebie stworzeni. Jak coś takiego w ogóle mogłoby się udać? A myśl, że miałabym go już więcej nie zobaczyć, praktycznie mnie dławi… mój Szary.
Słyszę, jak otwierają się drzwi. O nie, on tu jest. Kładzie coś na stoliku nocnym. Materac ugina się pod jego ciężarem, gdy kładzie się obok mnie.
– Ćśśś – mówi cicho, a ja mam ochotę odsunąć się od niego, przenieść na drugi koniec łóżka, ale jestem jak sparaliżowana. Nie mogę się ruszyć i leżę sztywno. – Nie walcz ze mną, Ana, proszę – szepcze. Delikatnie bierze mnie w ramiona, chowa nos we włosach, całuje szyję.
– Nie czuj do mnie nienawiści. – Jego oddech muska moją skórę, głos jest boleśnie smutny. Serce ściska mi się na nowo i pojawia się nowa fala łez. Christian całuje mnie delikatnie, czule, ale ja zachowuję nieufność.
Leżymy tak razem długą chwilę, nie odzywając się ani słowem. Tuli mnie do siebie, a ja powoli zaczynam się odprężać i przestaję płakać. Nadchodzi świt, do pokoju zaczyna się wlewać łagodne światło poranka. A my nadal leżymy w ciszy.
– Przyniosłem ci paracetamol i krem z arniką – odzywa się w końcu.
Odwracam się bardzo powoli w jego ramionach, tak że teraz leżę twarzą do niego. Głowę mam wspartą o jego ramię.
Wpatruję się w jego piękną twarz. Niczego się nie da z niej wyczytać, ale Christian również patrzy mi w oczy, prawie w ogóle nie mrugając. Och, jest taki niesamowicie przystojny. W tak krótkim czasie stał mi się taki drogi. Unoszę rękę i przesuwam opuszkami palców po jego policzku i kilkudniowym zaroście. Christian zamyka oczy i wypuszcza powietrze.
– Przepraszam – szepczę.
Otwiera oczy i patrzy na mnie z konsternacją.
– Za co?
– Za to, co powiedziałam.
– Nie powiedziałaś niczego, czego bym nie wiedział. – W jego oczach pojawia się ulga. – Przepraszam, że sprawiłem ci ból.
Wzruszam ramionami.
– Sama o niego poprosiłam. – I już wiem. Przełykam ślinę. Oto ta chwila. Muszę to powiedzieć. – Nie sądzę, abym potrafiła być taka, jak byś chciał – mówię cicho.
Otwiera szeroko oczy, mruga i przez jego twarz znowu przebiega strach.
– Jesteś taka, jak bym chciał.
Słucham?
– Nie rozumiem. Nie jestem posłuszna i możesz mieć pewność, że nigdy więcej ci na to nie pozwolę. A tego właśnie pragniesz, sam mówiłeś.
Zamyka ponownie oczy i widzę na jego twarzy miriady uczuć. Kiedy je otwiera, spojrzenie ma puste. O nie.
– Masz rację. Powinienem pozwolić ci odejść. Nie jestem kimś odpowiednim dla ciebie.
Skóra głowy mnie swędzi, każdy mieszek włosa staje na baczność, a ziemia usuwa się spod mych stóp, pozostawiając czarną, ziejącą przepaść. O nie.
– Nie chcę odejść – szepczę. Z oczu znowu zaczynają mi płynąć łzy.
– Ja też tego nie chcę – odpowiada cicho. Głos ma zduszony. Unosi rękę i kciukiem ociera spływającą łzę. – Odkąd cię poznałem, zacząłem naprawdę żyć. – Przesuwa kciukiem po mojej dolnej wardze.
– Ja też. Zakochałam się w tobie, Christianie.
Otwiera szeroko oczy, ale tym razem widać w nich tylko czysty, niekłamany strach.
– Nie – wyrzuca z siebie.
O nie.
– Nie możesz mnie kochać, Ana. Nie… to niewłaściwe. – Jest przerażony.
– Niewłaściwe? A dlaczego?
– Cóż, popatrz na siebie. Nie potrafię dać ci szczęścia. – Głos ma pełen udręki.
– Ale dajesz mi je. – Marszczę brwi.
– Nie w tej chwili, nie kiedy robię to, czego pragnę.
Kurwa mać. A więc to naprawdę koniec. Do tego się wszystko sprowadza – niedopasowanie. Przypominają mi się te wszystkie biedne uległe.
– Nigdy tego nie przeskoczymy, prawda? – pytam cicho.
Kręci bez słowa głową. Zamykam oczy. Nie jestem w stanie na niego patrzeć.
– Cóż… w takim razie lepiej już pójdę – szepczę i siadam, krzywiąc się.
– Nie, nie odchodź. – W jego głosie słychać panikę.
– Nie ma sensu, abym zostawała. – Nagle czuję się zmęczona, dosłownie wykończona, i chcę już stąd iść. Wstaję z łóżka, a Christian za mną.
– Zamierzam się ubrać. Chciałabym odrobiny prywatności – mówię beznamiętnie i wychodzę z sypialni.
Na dole obrzucam spojrzeniem salon, myśląc o tym, że jeszcze niedawno siedziałam z głową opartą na jego ramieniu i słuchałam, jak gra na fortepianie. Tak wiele się wydarzyło od tamtej pory. Otworzyły mi się oczy i zrozumiałam poziom jego deprawacji. I wiem już, że nie jest on zdolny do miłości – dawania i otrzymywania miłości. Potwierdziły się moje najgorsze obawy.
O dziwo napawa mnie to poczuciem swobody.
Ból jest tak wielki, że jego pełnia do mnie nie dociera. Czuję otępienie. Jakimś cudem uciekłam od swego ciała i teraz jestem zwykłym obserwatorem rozgrywającej się na moich oczach tragedii. Biorę szybki prysznic, myjąc się metodycznie, myśląc wyłącznie o kolejnej sekundzie. Teraz naciśnij butelkę z żelem pod prysznic. Odstaw butelkę na półkę. Umyj twarz, ramiona… i tak dalej, proste, mechaniczne czynności wymagające prostych, mechanicznych myśli.
Wychodzę spod prysznica, a ponieważ nie myłam włosów, szybko się wycieram. Ubieram się w łazience, wyjmując z małej walizki dżinsy i T-shirt. Spodnie ocierają mi się o tyłek, ale szczerze mówiąc, cieszę się, czując ból, gdyż on odwraca moją uwagę od tego, co dzieje się z moim biednym, złamanym sercem.
Przykucam, aby zamknąć walizkę, i dostrzegam torebkę z prezentem dla Christiana: modelem szybowca Blanik L-23, który trzeba samemu skleić. W moich oczach wzbierają łzy. O nie… szczęśliwe czasy, kiedy była jeszcze nadzieja na więcej. Wyjmuję go z walizki, wiedząc, że muszę mu go dać. Szybko wydzieram z notesu kartkę, piszę kilka słów i kładę ją na wierzchu pudełka.
Читать дальше