Krew poplamiła mu buty i mankiety spodni. Poszedł na górę, żeby się przebrać i wziąć jeszcze raz zimną kąpiel. Zostawił wodę w wannie. Po pierwszej bowiem kąpieli uświadomił sobie, że nawet sto galonów, jak oceniał zawartość zbiornika, nie pozwoli na zbyt częste napełnianie wanny. Druga kąpiel niewiele mu pomogła. Omal nie zasnął w wodzie. Był prawie na granicy wytrzymałości.
Powiedział o tym pannie Talley i poprosił ją, żeby przyniosła dzbanek zimnej wody i szklankę. Polecił jej siedzieć tuż naprzeciw niego i chlustać mu wodą w twarz, ilekroć spostrzeże, że zamyka oczy na dłużej niż mrugnięcie. Przyniosła wodę, a na dodatek ręcznik, gdyby musiała spełnić jego prośbę. Przyszło jej to uczynić dwukrotnie w ciągu godziny — za każdym razem, gdy przerywał w połowie zdania i oczy mu się zamykały. Była szósta, gdy zdarzyło się to po raz ostatni. Za godzinę powinno być ciemno. Wątpił, czy zdoła nie zasnąć.
Osuszył twarz ręcznikiem i wstał, lekko się kołysząc.
— Panno Talley. Takie postępowanie nic nie da. Nawet gdybym usiadł na pinezkach, w końcu stracę świadomość. Musimy zrobić jedną z dwóch rzeczy — obie są niebezpieczne, więc wybór zostawiam pani. Pierwsza, wychodzę do miasta albo przynajmniej do najbliższego telefonu. Zabieram dubeltówkę, a pani zostawiam pistolet. Może uda mi się, może przeceniamy niebezpieczeństwo i zasięg działania wroga. A jeśli mnie się powiedzie, pani wyjdzie z tego cało. Przyjedzie tu kilka wozów pełnych policji stanowej, wszyscy ze strzelbami i pistoletami maszynowymi… Jeśli zaś nie…
— Nie — przerwała mu stanowczo panna Talley. — Jeśli już, to jedziemy razem. Ja prowadzę. Albo idziemy pieszo, jeżeli pan uważa, że tak będzie lepiej. Ale właściwie dlaczego mamy iść?
— Bo, po pierwsze, wtedy nie zasnę, a po drugie — będę mógł obserwować niebo. Jak już wcześniej mówiłem, ciężki ptak nurkujący z wysoka może przebić dach pani samochodu. Choć, przyznaję, nie brałem pod uwagę naszej wspólnej wyprawy. Nie wiem, która z tych możliwości jest bardziej niebezpieczna. Teraz wydaje mi się, że najlepiej będzie, jeśli po prostu pójdę spać. Tutaj, w tym pokoju, na sofie. Najpierw jednak musimy się zabezpieczyć. Proszę mnie związać. W kuchni jest pięćdziesiąt stóp sznura do bielizny. Starczy pani na dobrą robotę. Chodzi o to, że — po pierwsze — nasz pogląd na to, co się ze mną stanie, gdy zasnę, może być błędny. Po drugie, jeśli wróg mnie opanuje, a ja będę związany, nie zdoła skrzywdzić ani mnie, ani pani, panno Talley. Ponadto uniemożliwi mi to popełnienie samobójstwa, a nieprzyjacielowi znalezienie innego żywiciela. To zaś znaczy, że będzie pani mogła bezpiecznie pojechać do miasta i sprowadzić pomoc.
— Jaką… jaką pomoc, kiedy pan będzie…
— Najpierw zobaczymy, co się stanie, a potem pomyślimy. Jeśli dotrze pani do miasta, nie będzie już pośpiechu. Proszę skontaktować się z najwyższymi, dostępnymi pani, władzami, opowiedzieć, co tu zaszło, i dodać do tego mój tekst. Niech pani zadzwoni najpierw do FBI i postara się o połączenie z Rogerem Price’em albo z Billem Kellermanem. To moi przyjaciele i prawdopodobnie potraktują panią poważnie. Zapamięta pani nazwiska, czy mam je zapisać?
— Roger Price albo Bill Kellerman. Zapamiętam. Ale skąd mam wiedzieć, że bezpiecznie dojadę do miasta? Chyba że zaraz po zaśnięciu obudzi się pan i zacznie postępować jak szaleniec.
— Jeśli tak, to sprawa będzie jasna. Jeśli nie, musi pani podjąć takie ryzyko jak ja niedawno. Wyjdzie pani na werandę z dubeltówką i… sprawdzi, czy nastąpi atak. Jeżeli nie, jest szansa, że się uda. Albo… chwileczkę, nie ma w ogóle ryzyka. Gdy będę związany, pani po prostu poczeka do jutra na szeryfa. Tak będzie bezpieczniej. Powinienem był od razu o tym pomyśleć. Jestem taki senny, że zaczynam bredzić.
— Dobrze — powiedziała panna Talley — to bardziej mi się podoba niż pomysł wyprawy — samotnej czy we dwoje — do miasta. Idę po sznur.
Poszli do kuchni. Odmierzył odpowiednią długość, podczas gdy ona szukała noża.
W bawialni Staunton wyjął pistolet z kieszeni i razem z amunicją położył na półce. Dubeltówkę oparł o ścianę przy drzwiach.
— Proszę to trzymać z dala ode mnie. Nóż także. Zwiąże mi pani najpierw ręce na plecach, potem położę się, a pani skrępuje kostki.
Odwrócił się do niej z założonymi rękami.
— Gdybym oszalał i próbował rozerwać więzy, proszę zamroczyć mnie rękojeścią pistoletu. Ale niech się pani postara nie zabić mnie. Jeśli bowiem będę już pod kontrolą wroga, moja śmierć go uwolni i pozwoli wybrać nowego żywiciela. Wówczas może opanować nawet panią, jeżeli zaśnie pani przed przybyciem szeryfa.
Panna Talley manipulowała przy więzach.
— Jest pan pewien, że wyprawa do miasta byłaby mniej bezpieczna?
— Pewien nie jestem, ale tak przypuszczam.
— Dobrze. Nie za ciasno?
— Nie. Nie mogę sięgnąć węzła palcami. To doskonale. Teraz się kładę. Postaram się nie zasnąć, dopóki nie zwiąże mi pani nóg w kostkach.
Ledwie wytrzymał. Gdy tylko uznał, że więzy są odpowiednie, westchnął i zamknął oczy. Natychmiast zasnął głęboko.
Panna Talley obserwowała go przez chwilę. Potem, żeby się przekonać, czy wróg jest już w mózgu doktora Stauntona i tylko pozwala mu dalej spać albo udawać, że śpi, wzięła dubeltówkę i stanęła w otwartych drzwiach, patrząc w górę. Coś dużego i czarnego pikowało w jej kierunku. Cofnęła się i zamknęła drzwi. Usłyszała głuche uderzenie o werandę.
* * *
Odgłos spowodowany był upadkiem myszołowa. Jednego z kilku, które ucztowały na zabitym jeleniu i właśnie odlatywały na drzemkę w koronach pobliskich drzew. Był to trzeci z kolei, którego Mózg użył.
Zdenerwowało go niespodziewane przybycie nauczycielki. Był wysoko w górze, gdy zauważył nadjeżdżającego volkswagena. Szybko zanurkował, zabił ptaka i opanował śpiącego nie opodal byka. Pogalopował za volkswagenem. Najpierw chciał zniszczyć samochód, ale kiedy Staunton wypalił do niego po raz pierwszy, zrozumiał, że mierzy za nisko, żeby go zranić i obezwładnić. Zmienił więc kierunek szarży i runął na fizyka, żeby ten go zabił w obronie własnej.
Potem, przebywając we własnym żółwiopodobnym ciele, ukrytym pod kuchennymi schodami, przysłuchiwał się rozmowie tak długo, aż stwierdził, że oboje zdają sobie sprawę z daremności prób przedostania się do miasta lub choćby do najbliższego telefonu. Nie musiał w związku z tym niszczyć samochodu.
Odprężył się zatem i nadal ich obserwował. Był zdziwiony, że domyślili się tak wielu rzeczy. Nie martwiło go to. I tak nie mogli zrobić użytku z posiadanej wiedzy.
Potem dowiedział się, że panna Talley prosiła szeryfa o przybycie. Co prawda miało to nastąpić dopiero jutro, ale niewykluczone, że stróż prawa zmieni zamiar i przyjedzie wcześniej albo przyśle jeszcze dziś swego zastępcę. Gdyby miał nadjechać następny samochód, musiał o tym wiedzieć w porę, żeby mieć czas na przygotowania. Prawdopodobnie zniszczy wóz i zabije kierowcę, kiedy ten wyjdzie na zewnątrz. Nie może dopuścić do wzmocnienia załogi domu.
Obchód okien, dokonywany przez Stauntona i pannę Talley, dawał Mózgowi czas na używanie ptaków do obserwacji okolicy. Po każdym takim locie zabijał żywiciela, by móc dalej słuchać rozmów prowadzonych w domu.
Właśnie zbierał się do kolejnego lotu, gdy fizyk oznajmił, że dłużej nie wytrzyma. Będzie to zatem jego ostatni zwiad powietrzny. Postanowił trochę go przedłużyć i dlatego nie był świadkiem całej rozmowy, a następnie krępowania Stauntona.
Читать дальше