Fredric Brown - Mózg

Здесь есть возможность читать онлайн «Fredric Brown - Mózg» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1986, Издательство: Klubowe, Жанр: Ужасы и Мистика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Mózg: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Mózg»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Małe miasteczko na północy Stanów Zjednoczonych staje się miejscem wygnania gwiezdnego przestępcy. Intruz ma tylko jedno pragnienie — wrócić. Wykorzystuje do tego celu ludzi i zwierzęta, opanowując ich mózgi. Śmierć ofiary jest dla niego jedyną szansą zdobycia następnej. Serią podejrzanych, pozornie ze sobą nie powiązanych samobójstw, zaczyna się interesować wybitny naukowiec spędzający w miasteczku urlop. Nie wie, jak straszliwą walkę przyjdzie mu stoczyć, by ocalić Ziemię przed agresją Obcych.

Mózg — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Mózg», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Podszedł do kuchni i przy świetle latarki zrobił sobie następną kawę. Potem wrócił z filiżanką, usiadł na poręczy otomany i gapił się w księżyc.

Gdzie może być ciało wroga? Niewykluczone, że gdzieś blisko. Musi być przecież jakaś granica jego zdolności działania, a dom jest ogniskiem ataku. Może ukrywa się w zasięgu wzroku, może nawet tu, w środku? Nie sądził, żeby nieprzyjaciel podejmował aż takie ryzyko, ale gdyby tak było, istniałaby szansa przeprowadzenia kontrataku. Nie teraz, w nocy, lecz jutro, przy świetle dziennym, przeszuka dokładnie dom, gotów zastrzelić wszystko, co się rusza.

To była długa, bardzo długa i bardzo samotna noc. Najgorsza, jaką spędził w życiu. Ale i ona wreszcie się skończyła.

Gdy się wystarczająco rozwidniło, przeszukał domostwo, pokój po pokoju i na dodatek piwnicę. Nie wiedział oczywiście, czego szuka, jakiej wielkości jest obiekt, jeśli jednak wróg nie miał zdolności przyjmowania kształtu przedmiotów codziennego użytku albo czynienia się niewidzialnym (a mocno wątpił w obie te możliwości), z pewnością w domu go nie było. W piwnicy okazało się, że jego domysły dotyczące awarii prądnicy były słuszne: za obudowę dostało się stworzenie wielkości myszy; została po nim tylko czerwona plama. Mógł oczyścić komutator i uruchomić urządzenie, ale byłoby to bezcelowe. Jeśli bowiem wróg nie chce, żeby miał elektryczność, znowu coś uszkodzi, kiedy tylko Staunton wróci na górę.

W ciągu nocy przemyślał jeszcze jedną możliwość obrony. Niewykluczone, że obcy jest uwięziony w ciele żywiciela i może się z niego wydostać i opanować następnego tylko w wypadku śmierci poprzedniego. Skoro tak, byłaby szansa na zamianę ról. Gdyby udało mu się lekko zranić i schwytać albo po prostu złapać któregoś z żywicieli i zachować go przy życiu w warunkach wykluczających samobójstwo, wróg przez jakiś czas byłby bezradny. W tym czasie zdołałby może dotrzeć cały i zdrowy do miasta.

Ale czy nadarzy się taka sposobność?

Popatrzył na sufit i doznał przypływu nadziei na widok latającej tam ćmy. Czyżby? Ćma nie jest niebezpieczna, może jednak nieprzyjaciel używa jej jako szpiega?

Niedbale wstał i poszedł do składziku. Zamknął za sobą drzwi. Szybko sporządził coś w rodzaju siatki na motyle. Zgiął wieszak w pętle, rozpruł śpiwór i wyciągnął gazę, która pełniła funkcję moskitiery, po czym przymocował ją do drucianego kółka. Przywiązał to wszystko do rączki szczotki. W ten sposób uzyskał coś w rodzaju siatki na motyle.

Ćma nadal krążyła pod sufitem. Umykała mu kilkakrotnie, ale wreszcie ją dopadł, wyjął bardzo ostrożnie, żeby niczego nie uszkodzić, a następnie opróżnił pudełko zapałek i zamknął ją w nim. Powinna żyć wystarczająco długo, żeby ucieczka mu się powiodła. Jeśli oczywiście była to właściwa ćma.

Postanowił zaraz to zbadać. Wziął strzelbę i wyszedł przed drzwi. Rozejrzał się, lecz niczego nie dostrzegł. W powietrzu również.

Głęboko odetchnął i zaczął iść. Zrobił tylko dziesięć kroków, gdy coś zmusiło go do zadarcia głowy. Duży jastrząb wystartował właśnie z okapu i zaczął nabierać wysokości. Zanurkował. Celował tak, by go zabić, a nie tylko zapędzić z powrotem do domu.

Staunton podrzucił dubeltówkę i nacisnął spust w chwili, gdy drapieżnik był kilka stóp nad jego głową — nadlatywał jak pocisk kierowany. To, co z ptaka pozostało, wytrącone z trajektorii, uderzyło w ziemię tuż obok.

Fizyk pobiegł do domu. Zmył krew z twarzy i oczyścił ubranie. Potem otworzył pudełko i wypuścił ćmę. To była tylko zwyczajna ćma, a nie żywiciel. Pomysł miał dobry, ale wróg nie dał się podejść.

ROZDZIAŁ 20

I znów nie działo się nic.

Minuty wlokły się jak godziny. Nie spał już ponad dobę, a i poprzedniej doby przespał z powodu bezsenności nie więcej niż trzy godziny.

Większość czasu spędził, spacerując od okna do okna i wyglądając w przestrzeń. Nogi bolały go ze zmęczenia. Dałby tysiąc dolarów, żeby móc się położyć na kilka minut i odpocząć, ale to byłoby zbyt niebezpieczne. Nie śmiał nawet usiąść i oprzeć się wygodnie. Jeśli już siadał, to albo na poręczy sofy, albo na skraju krzesła w kuchni. Od czasu do czasu wypijał filiżankę kawy. Pił ją teraz zimną. Jakiś czas temu zorientował się, że gorący płyn częściowo niweluje działanie kofeiny i wpływa nań usypiająco.

Ranek wlókł się bez końca. Szeryf albo policja stanowa na pewno się tu zjawią; panna Talley, nie później niż tego ranka, niewątpliwie zawiadomiła władze, że nie przybył na wczorajsze spotkanie i że jest w tarapatach lub grozi mu niebezpieczeństwo.

Nie wytrzyma bez snu. Bał się nawet usiąść. Oczy same mu się zamykały. Zmuszał się, żeby je otworzyć. Chociaż był umiarkowanym nałogowcem, palił fajkę za fajką. Usta zaczęły go piec. Oddałby królestwo za benzedrynę, ale nie miał ze sobą ani tabletki. Nie myśli się o takich rzeczach, kiedy się jedzie na wakacje.

Było prawie południe. Stał przed oknem, marząc o tym, żeby oprzeć czoło o szybę. Nie odważył się jednak tego zrobić. Nagle usłyszał odgłos zbliżającego się samochodu.

Chwycił dubeltówkę i otworzył drzwi; sam pozostał w środku, gotów osłaniać szeryfa czy kogokolwiek innego przed atakiem.

Samochód skręcił w podwórze. Był to mały volkswagen panny Talley. Przyjechała sama.

Zaczął gwałtownie do niej machać, z nadzieją, że jeśli zawróci i szybko się oddali…

Zbliżała się. Nie patrzyła w jego stronę, ponieważ jej uwagę przyciągnął widok furgonetki i martwego jelenia, z którego leniwie podrywały się myszołowy, zmuszone do odlotu przez zbliżający się samochód. Wyłączyła silnik, zanim go zobaczyła.

— Panno Talley! Proszę zawracać i szybko jechać do miasta. Niech pani powiadomi policję i…

Nie było o czym mówić. Usłyszał odgłos kopyt. Wzdłuż drogi szarżował byk. Był oddalony zaledwie o sto stóp. Volkswagen stał w odległości dwudziestu. Nagle Staunton dostrzegł szansę, choć ryzykowną, na zwycięstwo. Jeśli zrani zwierzę, nie zabijając go, na przykład złamie mu nogę, wtedy wróg nie będzie mógł się uwolnić i znaleźć następnego żywiciela…

Krzycząc do panny Talley, żeby została w samochodzie, wybiegł i podniósł dubeltówkę. Jeśli mu się uda dobrze ocenić odległość i strzeli nisko, to może trafi w przednie nogi.

Celował dobrze, ale ze zdenerwowania strzelił trochę za wcześnie. Ładunek zranił byka, lecz nie wstrzymał jego szarży. Zwierzę ryknęło z wściekłością i zmieniło kierunek, biegnąc wprost na niego, zamiast w stronę samochodu. W tym momencie Staunton wystrzelił z drugiej lufy. Byk był o dziesięć stóp. Strzał okazał się śmiertelny. Z rozpędu zwierzę przetoczyło się jeszcze kilka kroków i upadło tuż przed fizykiem. Otworzył drzwi volkswagena.

— Szybko do domu, panno Talley. Mamy minutę, zanim spróbuje ponownie. Nie traćmy czasu.

Pobiegł razem z nią. Strzelba była pusta, naboje zostawił w domu. Przy drzwiach odwrócił się i spojrzał wokół oraz do góry. Jakiś duży ptak, nie myszołów, latał w pobliżu. Jeśli miał zamiar zaatakować, było już za późno. Staunton wszedł do środka i zamknął drzwi.

Ładując dubeltówkę, opowiedział jej szybko, co się działo od wczoraj.

— Och, doktorze, gdybym tylko nalegała… Dzwoniłam wczoraj po południu do szeryfa, ale nie chciał za bardzo uwierzyć, że ma pan kłopoty. Obiecał jednak, że przyjedzie. Udało mi się go złapać ponownie dziś rano. Tłumaczył się, że ma nowe ważne sprawy i będzie mógł tu przybyć dopiero jutro. Domyślam się, że uznał moje zaniepokojenie za wytwór wyobraźni. Nie spieszy mu się teraz.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Mózg»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Mózg» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Mózg»

Обсуждение, отзывы о книге «Mózg» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x