– Powiedziałeś, że sprzedawca w sklepie sportowym nazwał go damską bronią.
– Zgadza się – odparł Doyle, siadając na brzegu łóżka i zdejmując buty. Wiedział, że będzie w stanie walczyć z sennością jeszcze tylko przez jakąś minutę lub dwie.
– Dlaczego tak powiedział?
– W porównaniu z kalibrem 0.45 ma słabszy odrzut, nie kopie tak bardzo w rękę i nie robi tyle hałasu. Tego typu broń kupują zazwyczaj kobiety.
– Czy w związku z tym, że nie pochodzisz z tego stanu, miałeś jakieś problemy z kupnem?
Doyle wyciągnął się na łóżku.
– Nie. Właściwie było to cholernie łatwe.
W piątkowe popołudnie George Leland przemierzał skaliste pustkowie Newady, zdążając w stronę Reno, z uczuciem bólu przenikającego oczy, pomimo ciemnych okularów, które chroniły przed blaskiem oślepiająco białego piachu. Nie jechał dostatecznie szybko. Nie był w stanie skupić się na prowadzeniu wozu.
Od czasu tego szczególnie ostrego bólu, który nawiedził go we wczesny czwartkowy ranek, gdy ścigał z siekierą Alexa Doyle’a, myśli Lelanda wędrowały swobodnie, niemal poza jego kontrolą. Nie potrafił skoncentrować się na niczym dłużej niż pięć minut. Jego myśli przeskakiwały z tematu na temat, jak w filmie pełnym krótkich ujęć.
Chwilami powracał do rzeczywistości, stwierdzając ze zdumieniem, że trzyma w ręku kierownicę furgonetki. Pokonywał całe mile, podczas gdy jego myśli błądziły gdzie indziej… Jakaś cząstka jego uwagi z pewnością skupiała się na drodze i innych pojazdach; ale była to maleńka cząstka. Gdyby znajdował się na ruchliwej autostradzie, zamiast przemierzać te płaskie, nie osłonięte nieużytki, zabiłby się i zniszczył furgonetkę w jednym z tych swoich transów.
Courtney towarzyszyła mu cały czas, na jawie i we śnie. I teraz, gdy powrócił myślami do drogi o piaszczystych poboczach i chevroleta, który pod nim klekotał, ona siedziała kilka stóp dalej z podkurczonymi nogami.
– Wczoraj prawie ich miałem – stwierdził z żalem. – Ale te cholerne, łyse opony…
– Nie przejmuj się tym, George – powiedziała, bliska i jednocześnie odległa.
– Nie, Courtney. Powinienem był ich załatwić. Poza tym… zeszłej nocy, kiedy sprawdziłem motel w Salt Lake City, ich tam nie było. – Nie pojmował tego. – W tym jego notesie było napisane, że zatrzymają się w High Lands Motel, w Salt Lake City. Co się z nimi stało?
Najwidoczniej nie wiedziała, ponieważ nie odpowiedziała.
Leland wytarł lewą rękę o spodnie, podczas gdy prawą trzymał kierownicę, następnie powtórzył gest, przytrzymując kierownicę lewą dłonią.
– Sprawdziłem wszystkie okoliczne motele. Nie zatrzymali się w żadnym. Zgubiłem ich. Uciekli mi jakimś cudem.
– Dogonisz ich jeszcze – powiedziała.
Leland miał nadzieję, że dziewczyna będzie mu współczuła i dodawała odwagi. Kochana Courtney. Zawsze można było na nią liczyć.
– Może mi się uda – odparł, patrząc zmrużonymi oczami na pofalowane piaszczyste wzniesienia i odległe niebiesko-różowe góry – Ale jak? I gdzie? – Miał nadzieję, że Courtney zna odpowiedź.
Znała.
– W San Francisco, oczywiście.
– W San Francisco?
– Znasz mój adres – powiedziała Courtney. – Tam właśnie jadą. Czyż nie?
– Tak – potwierdził. – Z pewnością.
– No to już wiesz wszystko.
– Ale… może uda mi się złapać ich dziś wieczorem w Reno?
Kochana, zwiewna dziewczyna o miękkim głosie powiedziała”
– Znów zmienią motel. Nie znajdziesz ich.
Kiwnął głową. To była prawda.
Wtedy, na chwilę, oddalił się od niej. Nie był już w Newadzie, ale w Filadelfii. Trzy miesiące wcześniej. Pojechał do centrum, żeby obejrzeć film, który był zabawny i… no cóż, dziewczyna z tego filmu była tak bardzo podobna do Courtney, że nie mógł spać tej nocy. Następnego wieczoru znów obejrzał film i dowiedział się z plakatów wiszących w hallu kinowym, że dziewczyna nazywa się Carol Lynley. Ale wkrótce o tym zapomniał. Chodził na ten film codziennie, i dziewczyna stała się prawdziwą Courtney. Była doskonała. Długie, żółto-białe włosy, delikatne rysy, te oczy, które zdawały się go przenikać… Stopniowo, za szóstym, siódmym, ósmym, dziewiątym razem, zaczęło powracać seksualne pożądanie, co było dziwne, ponieważ film był opowieścią rodzinną. W końcu zaczął chodzić po knajpach i poderwał dziewczynę. Zrobił to z nią… ale w ogóle nie przypominała Courtney. Potem, gdy wyczerpany leżał na niej, spojrzał prosto w twarz dziewczyny i zobaczył, że to nie Courtney i rozgniewał się. Poczuł, że został wyprowadzony w pole. Oszukano go. Więc zaczął ją bić, tłukąc twardą pięścią po twarzy, raz za razem, aż…
Mrugał, patrząc na błękitne niebo, biały piasek, szaro-czarną drogę.
– Cóż – odezwał się do dziewczyny siedzącej obok – chyba ominę Reno. I tak nie będą tam nocować. Pojadę prosto do Frisco.
Złota dziewczyna uśmiechnęła się.
– Prosto do Frisco – powiedział Leland. – Nie będą się mnie spodziewać. Nie będą w ogóle przygotowani. Zajmę się nimi bez trudu. A potem będziemy razem. Czyż nie?
– Tak – powiedziała, tak jak sobie tego życzył.
– Znów będziemy szczęśliwi, prawda?
– Tak.
– Znów będę mógł cię dotykać.
– Tak, George.
– Spać z tobą.
– Tak.
– I będziesz ze mną żyła?
– Tak.
– I ludzie przestaną być dla mnie źli.
– Tak.
– Nie musisz się mnie obawiać, Courtney – powiedział. – Kiedy opuściłaś mnie po raz pierwszy, chciałem cię skrzywdzić. Chciałem cię zabić. Ale już nie chcę tego zrobić. Znów będziemy razem, a ja nie skrzywdzę cię za nic w świecie.
Courtney podniosła słuchawkę po pierwszym sygnale i była ożywiona bardziej niż zwykle.
– Czekałam na twój telefon – powiedziała. – Mam dobre wieści.
Alex chciał usłyszeć dobre wieści, zwłaszcza jeśli miała mu je przekazać swoim ciepłym, gardłowym głosem.
– O co chodzi?
– Mam pracę, Alex.
– W tym magazynie?
– Tak – roześmiała się do słuchawki i Alex niemal ujrzał ją, jak stoi przy telefonie i odrzuca w tył złotowłosą głowę. – Czy to nie wspaniale?
Jej szczęście wynagrodziło niemal to wszystko, co przeżył w ciągu ostatnich paru dni.
– Czy jesteś absolutnie pewna, że tego właśnie chciałaś?
– To lepsze od tego, czego chciałam.
– A wiec… ty i Colin w krótkim czasie staniecie się rodowitymi mieszkańcami San Francisco, a ja będę musiał zwolnić się na miesiąc z pracy, żeby was dogonić.
– Wiesz, jaką będę miała pensję?
– Dziesięć dolarów tygodniowo? – spytał.
– Nie żartuj.
– Piętnaście?
– Osiem i pół tysiąca rocznie. Na początek.
Zagwizdał.
– Nieźle, jak na pierwszą prawdziwą pracę w twoim zawodzie. A teraz posłuchaj, nie tylko ty masz dobre wiadomości.
– Och?
Doyle spojrzał na Colina, który wcisnął się do budki telefonicznej razem z nim i powiedział, starając się, by kłamstwo zabrzmiało jak prawda.
– Parę minut temu przyjechaliśmy do Reno – w rzeczywistości nigdy tam nie dotarli, tylko do Carson City. I to wcześnie rano, a nie parę minut temu. Przespali całe popołudnie, a także porę kolacji i obudzili się o pół do dziewiątej, niecałą godzinę wcześniej. – Żadnemu z nas nie chce się spać. Była to prawda, choć Alex nie chciał wyjaśniać, dlaczego żadnemu z nich nie chce się spać, bo niby dlaczego mieliby drzemać w motelu cały dzień. – Do San Francisco jest jakieś dwieście pięćdziesiąt mil, więc…
Читать дальше