Станислав Лем - Astronauci
Здесь есть возможность читать онлайн «Станислав Лем - Astronauci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszaw, Год выпуска: 1951, Издательство: Czytelnik, Жанр: Космическая фантастика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Astronauci
- Автор:
- Издательство:Czytelnik
- Жанр:
- Год:1951
- Город:Warszaw
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Astronauci: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Astronauci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Astronauci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Astronauci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Było po północy. Posiedzenie Komisji ciągnęło się już siedem godzin nad stołami, na których spoczywały stosy wykresów i taśm fotograficznych. Wchodzących na salę członków sekcji astrofizycznej przywitało nagłe zamilknięcie zgromadzonych. Wszyscy wpatrywali się w Arseniewa, Czandrasekara i Lao — Czu, lecz z twarzy ich niczego nie można było wyczytać. Zmierzali ku swoim miejscom, a za nimi szło kilkunastu współpracowników i asystentów. Kiedy Arseniew zakomunikował wyniki obliczeń, zapadła cisza.
— A więc Wenus? — pytał ktoś z głębi sali. Arseniew nie odpowiadając usiadł i zaczai rozkładać przed sobą przyniesione papiery.
— Czy nie ma możliwości omyłki? — spytał ten sam głos od stołu biologów.
Mówił docent Sturdy, niski mężczyzna o czerwonej apoplektycznej twarzy i gęstych włosach.
— Mózg Elektronowy myli się niekiedy — odparł Arseniew. — Co prawda jeden błąd zdarza się na sześć trylionów obliczeń, ale weźmiemy to pod uwagę i jeszcze tej nocy powtórzymy obliczenia.
— Nie to miałem na myśli — nastawa! biolog. — Chodzi mi o teoretyczne założenia rachunku. Czy nie może być w nich błędu?
Arseniew obiema rękami przygładził papiery. Był on jedną z najbardziej charakterystycznych osobistości Komisji Tłumaczy. Jasnowłosy, olbrzymi, z pochylonymi lekko barami, zdawał się zbudowany według jakiejś zamierzchłej proporcji wspaniałomyślnego nadmiaru. W trzydziestym roku życia dokonał głównego swego dzieła, wyjaśniając w nowej teorii szereg zjawisk podatomowych. Teraz liczył lat trzydzieści siedem. Górując głową nad sąsiadami, chociaż siedział, przez kilka chwil patrzał na oponenta, jakby przygotowując się do dłuższej odpowiedzi, i wszyscy drgnęli, kiedy swoim niskim głosem wyrzekł tylko jedno słowo:
— Nie.
Przewodniczący, którym w tym dniu był niemiecki biolog, profesor Kluever z Lipska, zaproponował, aby jeden z astronomów powiedział niespecjalistom to wszystko o planecie Wenus, co może się łączyć z omawianym problemem. Wniosek przeszedł. Sekcja astrofizyków wydelegowała po chwili planetologa, doktora Behrensa, który zaraz wstał i włączył mikrofon przed swoim miejscem. Był to młody człowiek o chłopięcym wyglądzie, szczupły, prawie chudy, o trochę porywczych ruchach. W czasie swego wykładu bawił się zdjętymi okularami, patrząc oczami niepewnymi, jak zwykle krótkowidze. Arseniew rozmawiał tymczasem szeptem z kolegami i przechylając swą wielką postać przez oparcie fotela, dawał jakieś wskazówki asystentom, którzy zapisywali je stenograficznie i wychodzili na palcach. Chociaż wszyscy przysłuchiwali się Behrensowi, na sali wyczuwało się niepokój. Głowy pochylały się ku sobie, to tu, to tam polatywały szepty. Tymczasem w słuchawkach wielojęzycznym naraz głosem przemawiał młody astronom.
— Wenus — rozpoczął — druga planeta naszego układu słonecznego, posiada o 3 % mniejszą średnicę i o 23 % mniejszą masę od Ziemi. Ponieważ zawsze przebywa na niebie w pobliżu Słońca, jest dla obserwacji obiektem niewdzięcznym. Jej odległość od nas waha się od 250 milionów kilometrów w górnym złączeniu ze Słońcem do 40 milionów kilometrów w złączeniu dolnym.
Tu Behrens spojrzał trochę niepewnie w stronę językoznawców. Nie wiedział, czy rozumieją terminy astronomiczne, lecz siwi uczeni słuchali z taka uwagą, że lękając się ich urazić ciągnął dalej:
— Według najnowszych badań czas obrotu Wenus jest znacznie dłuższy niż czas obrotu Ziemi i wynosi 18 dni. Metodami optycznymi nie można było tego dawniej stwierdzić, ponieważ nie widzimy nigdy powierzchni planety. Zasłania ją lita powłoka chmur. Ostatnio czynione były próby przebicia się do powierzchni planety za pomocą teletaktorów. Szanowni koledzy wiedzą zapewne, że chodzi o nowy typ teleskopu radarowego, wysyłającego ultrakrótkie fale radiowe. Jednakże i te próby nie powiodły się, potwierdzając raz jeszcze dawne przypuszczenie Wildta, że chmury Wenus nie są z pary wodnej ani z substancji ciekłej, lecz składają się z dużych cząstek stałych, kryształów, bardzo silnie rozpraszających promieniowanie. Dlatego właśnie Wenus posiada tak silny blask i po Słońcu i Księżycu stanowi najjaśniejsze ciało na naszym niebie. Atmosfera planety, rozmiarami dorównująca ziemskiej, różni się od niej zupełnie pod względem składu chemicznego. Analiza spektroskopowa wykazuje na Wenus nie więcej niż 5 % tej ilości pary wodnej i tlenu, jaka znajduje się na Ziemi, za to dwutlenek węgla, którego u nas jest zaledwie 0,3 %, stanowi tam główny składnik atmosfery. Pozostaje jeszcze do omówienia skład chmur, który przez długie lata stanowił zupełną zagadkę. Posiadane dziś wiadomości pozwalają sądzić, że chmury te utworzone są z pierzastych kryształów formaldehydu, a raczej związku, jaki formalina tworzy pod wpływem promieni nadfiołkowych. Ponieważ planeta obraca się bardzo powoli, powstają wielkie, dochodzące do 90 stopni różnice temperatury pomiędzy półkulą dzienną i nocną. Powodują one nadzwyczaj silne ruchy mas powietrznych, zwłaszcza na terminatorze, to jest linii oddzielającej półkulę oświetloną od nieoświetlonej. Należy więc sądzić, że każdemu porankowi i wieczorowi towarzyszą na Wenus orkany i burze kolosalnej siły. Wiatr może tam osiągnąć 250 kilometrów na godzinę, szybkość spotykaną na Ziemi jedynie w czasie najgwałtowniejszych burz śniegowych w okolicach bieguna południowego. Co się tyczy ukształtowania powierzchni planety, to niestety niczego pewnego nie mogę o tym kolegom powiedzieć. Ostatnio ukazały się bardzo ciekawe prace Jellingtona i Schraegera, którzy przypuszczają, że skorupa Wenus może być zbudowana z tego, co na Ziemi jest tylko sztucznym wytworem rąk człowieczych, a mianowicie z mas plastycznych podobnych do galalitu i winylitu. Komunikuję to szanownym kolegom jako pewnego rodzaju curiosum, ponieważ na poparcie tej hipotezy nie posiadamy żadnych danych.
Zaledwie Behrens, skłoniwszy się niezręcznie, usiadł, o głos poprosił docent Sturdy, który pytał przedtem Arseniewa o możliwość pomyłki w obliczeniach.
— Zastrzeżenia moje potwierdził w zupełności wykład doktora Behrensa — powiedział. — Jest oczywiste, że wymienione warunki fizyczne, w szczególności brak tlenu i wody, oraz obecność chmur, które czynią z planety po prostu olbrzymi zbiornik formaliny, wykluczają możliwość istnienia na niej istot żywych. Pan jest tego samego zdania, prawda, doktorze Behrens?
Behrens znów zdjął okulary i przecierając je skrupulatnie, odpowiedział, że z końcem XIX wieku pewien znakomity uczony napisał bardzo logicznie zbudowany traktat, w którym udowodnił, że człowiek nigdy nie zbuduje cięższej od powietrza maszyny do latania, że gdyby nawet taką maszynę udało się zbudować, to nie mogłaby oderwać się od ziemi, gdyby zaś (co już jest zupełnie wykluczone) mimo wszystko wzleciała, to w żaden sposób nie można by nią kierować. Ponieważ — zakończył Behrens — nie chciałbym być podobny do tego uczonego, wolę nie odpowiedzieć docentowi Sturdy.
— Ależ trująca atmosfera Wenus wyklucza istnienie życia — żachnął się Sturdy. — Zamiast zajmować się anegdotami, przejdźmy lepiej do faktów! Faktem jest, że kilkadziesiąt lat temu spadła na Ziemię rakieta międzyplanetarna.
— W której, jak wykazał profesor Czandrasekar, nie było istot żywych — przerwał Sturdy’emu sąsiad.
— Dobrze! Nie było! Ale rakieta nie mogła pochodzić z Wenus, boby na tej planecie musieli istnieć jej konstruktorzy, to znaczy istoty żywe! Czy to nie jest oczywiste?!
Znowu zaległa krótka cisza, w której we wszystkich słuchawkach rozlegał się przyspieszony, astmatyczny oddech starego biologa. Potem Arseniew, ściągając swoje grube brwi, powiedział po raz drugi od rozpoczęcia dyskusji: — Nie.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Astronauci»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Astronauci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Astronauci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.