— Możesz je naprawić? — w głosie Honor było słychać napięcie.
— Nie ma takiej szansy, ma’am — odparła zwięźle Santos, przesuwając palcem po ekranie, aż w końcu skinęła głową. — Pierścień poszedł na alfa dwa, od cztery w górę wygląda na nieuszkodzony. Mogę spróbować obejść zniszczone węzły, zakładając, że alfa cztery da się naprawić, ale to potrwa.
— Jak długo?
— W najlepszym razie piętnaście minut, ma’am.
— W takim razie zrób to najszybciej jak zdołasz.
— Dobra skipper! — Santos odblokowała uprząż antyurazową i poderwała się z fotela. — Allen, idę na dziób. Dopóki nie wrócę, ty tu rządzisz jako pełniący obowiązki oficera uszkodzeniowego.
— A co z pierwszą maszynownią? Jest zdehermetyzowana przez dużą dziurę w ścianie i straciliśmy dwie trzecie dyżurnej wachty!
— Cholera! — Pochyliła się nad ekranem, sprawdzając meldunek, i twarz jej stężała; nie dość, że większość jej ludzi nie żyła, to na dodatek skakała temperatura reaktora.
Po serii gorączkowych poleceń, od których prawie rozgrzała się klawiatura, odetchnęła z ulgą.
— Pole trzyma, temperatura też — oznajmiła. — Na wszelki wypadek wyłącz reaktor z obwodu. Drugi wystarczy do zasilania całego okrętu. I uważaj na temperaturę: jak tylko zacznie szybciej rosnąć, zawiadom mnie natychmiast.
— Tak jest, ma’am! — Manning pochylił się nad klawiaturą.
A Santos ruszyła biegiem ku drzwiom.
* * *
— Bezpośrednie trafienie, sir! — ogłosił z dumą komandor porucznik Jamal.
Coglin w pełni rozumiał i podzielał jego uczucia — był najwyższy, cholera, czas ku temu, bo strzelali już do krążownika ponad siedemnaście minut.
— Fearless traci przyspieszenie, sir — dodał radośnie Jamal. — Musieliśmy zniszczyć dziobowy pierścień!
— Doskonale, Jamal! Teraz to powtórz — polecił Coglin.
— Aye, aye, sir!
* * *
Honor poczuła w ustach krew sączącą się z przygryzionej wargi, ale pomogło jej to utrzymać spokojny wyraz twarzy. Fearless właśnie stracił połowę napędu, co samo w sobie było złe, ale strata dwóch węzłów alfa była wręcz katastrofalna. Pomimo bowiem zmniejszenia przyspieszenia nadal doganiał Siriusa, tyle że wolniej, gdyż miał szybkość o prawie tysiąc pięćset kilometrów na sekundę większą od rajdera. Sirius natomiast obecnie dysponował przyspieszeniem większym o prawie półtora kilometra na sekundę kwadratową. Jeśli Santos nie naprawi dziobowego pierścienia, odległość między jednostkami zacznie ponownie rosnąć za mniej niż siedemnaście minut. I to akurat było najmniejszym zmartwieniem, podobnie jak to, że rakiety docierały w pobliże krążownika w coraz krótszych odstępach czasu.
Problem podstawowy polegał na tym, że bez węzłów alfa Fearless nie mógł zrekonfigurować napędu w żagle i wejść w nadprzestrzeń. Jeśli Sirius dotrze do fali Tellermana, będzie leciał dziesięć razy szybciej, a krążownik nie będzie w stanie w ogóle go ścigać.
Miała czterdzieści trzy minuty, by zniszczyć statek-pułapkę, albo wszystkie dotychczasowe wysiłki pójdą na mamę.
Chirurg porucznik Montoya nawet nie podniósł głowy, słysząc odgłos otwieranych drzwi. Trzech bladych marynarzy wniosło do izby chorych czwartego, kolejną osobę, która przeżyła w pierwszej maszynowni. Starali się robić to delikatnie i oszczędzać jęczącej postaci wstrząsów, ale nagły ruch okrętu wywołany drugim trafieniem cisnął ich na ścianę już w izbie chorych. Niesiona zawyła przeraźliwie, gdy jej strzaskana noga uderzyła o ścianę.
Słysząc niespodziewany hałas, Montoya uniósł głowę. Twarz miał pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu, podobnie jak oczy. Horror, którego był uczestnikiem od chwili zjawienia się pierwszego rannego, wymuszał takie podejście — inaczej można było popaść w obłęd. Wycie zmieniło się w jęk i przestał się chwilowo interesować ranną, uznając, że nic na razie nie zagraża jej życiu. Ponownie zsunął z czoła powiększającą przysłonę i zajął się zmasakrowanym wrakiem człowieka, który jeszcze nie tak dawno był technikiem maszynowym.
Zalatany pomocnik — jedyny, który nie operował — podbiegł do nowo przyniesionej, sprawdzając rany, a Montoya zdwoił wysiłki, by uratować gasnące na stole operacyjnym ludzkie życie.
Nie udało mu się.
Cichy, ale przenikliwy pisk monitorów świadczył o klęsce, więc cofnął się, zdejmując czerwone od krwi rękawiczki. Na stół położono kolejną ofiarę — kobietę, która straciła już jedną rękę i właśnie traciła drugą. Poruszając się jak automat, Montoya założył świeże rękawiczki i ponownie pochylił się nad stołem otoczonym polem sterylizacyjnym. Z cichym sykiem drzwi za jego plecami otworzyły się kolejny raz.
* * *
— Nie tam, tylko tu, do cholery! — warknęła Dominica Santos. — Ruszcie dupy i włóżcie w to trochę wysiłku.
Wokół niej pełno było wielkich, błękitno-białych iskier, bezgłośnych w próżni wypełniającej przedział napędowy. Słysząc wściekły głos komandor, bosman Mac Bride złapała sprawcę zamieszania za kołnierz próżniowego skafandra i zaciągnęła na właściwe miejsce.
— Przestań się opierdalać, Porter, i bierz się do roboty! — warknęła, stając obok.
Nie było miejsca ani czasu na zabawę z narzędziami, toteż oboje złapali za plujący iskrami i na wpół stopiony kabel, czemu towarzyszyły jasne, sięgające ramion wyładowania. Na szczęście skafandry były izolowane. Z pomrukiem wyraźnie słyszalnym przez komunikatory skafandrów szarpnęli i kabel oderwał się z jednej strony od zamocowań w ścianie. Santos, nie czekając, aż iskrzenie ustanie do reszty, skoczyła ku niemu z przecinarką laserową w dłoni. Stojąc po kostki w przepalonych płytkach i kawałkach ścian rozbitych wybuchem i innym elektronicznym śmieciu, będącym efektem trafienia jak i gorączkowych wysiłków drużyny awaryjnej, odcięła drugi koniec uszkodzonej linii przesyłowej.
Mac Bride i Porter zatoczyli się na przeciwległą ścianę, nadal ciągnąc kabel, który przestał już stawiać opór, a Santos dała znak czekającym z tyłu marynarzom:
— Dawajcie nowy kabel i zamocujcie go do śluzy. Z życiem, ludzie, z życiem!
* * *
Johan Coglin skrzywił się boleśnie, gdy następna rakieta wystrzelona z HMS Fearless przebiła się przez obronę Jamala, detonowała i śmiertelnie groźne laserowe ostrza pomknęły ku Siriusowi. Jedno trafiło frachtowiec, przenikając przez siłowe pole elektromagnetyczne jak przez papier, i kolejna porcja atmosfery wyleciała z rozprutej burty rajdera.
— Ciężkie straty w rufowej maszynowni — krzyknął ktoś. — Straciliśmy rufową kontrolę uszkodzeń, sir!
Coglin zaklął, wpatrując się w ekran taktyczny i zastanawiając, co, do ciężkiej cholery, utrzymuje przy życiu ten zasrany krążownik?! Trafił go na pewno dwa razy, być może trzy, a to cholerstwo nadal ciągnęło mu się za rufą, pozostawiając za sobą smugę powietrza wyciekającego z kadłuba, i mimo że było wolniejsze i słabiej uzbrojone, ciągle się odgryzało. A co gorsze, trafiało. Salwy HMS Fearless były nieporównywalnie słabsze, a mimo to ilość trafień po obu stronach była prawie równa. Częściowo spowodowane to było przykrą niespodzianką — rakiety używane przez Królewską Marynarkę były niewiarygodnie trudnym celem do zniszczenia i prawie niemożliwym do zdezorientowania — miały znacznie lepszą elektronikę, niż sądził. Dokładnie tak jak ECM-y. Świadomość tego faktu nie poprawiała zresztą w niczym jego humoru: zniszczenia i straty w ludziach już były większe, niż się spodziewał.
Читать дальше