A potem Honor przywitała się z Clinkscalesem i Hamish Alexander uniósł brwi, nie mogąc zapanować nad zaskoczeniem, lady Harrington uściskała bowiem starego dinozaura. Taki pokaz publicznej zażyłości między przedstawicielami różnych płci był niesamowitą wręcz rzadkością na Graysonie, a Honor nie bardzo w jego opinii pasowała do wizerunku kogoś robiącego gesty „pod publikę”. W tym momencie dostrzegł wyraz twarzy Howarda Clinkscalesa i zrozumiał, że nie był to żaden propagandowy gest.
Nadal przetrawiał tę informację, gdy w drzwiach pinasy pojawił się drugi treecat. Przez moment White Haven przyjął, że jest to partnerka Nimitza, ale prawie natychmiast zmuszony był zmienić zdanie, gdyż w ślad za nim pojawił się trzeci, a zaraz potem czwarty i następne. Cała procesja treecatów dostojnie zeszła po rampie. Cztery niosły w pyskach próbujące się uwolnić kociaki, a White Haven gapił się na to osłupiały. Nikt nie wspomniał mu, że coś podobnego ma się zdarzyć; dopiero po dłuższej chwili dostrzegł równie osłupiałe miny reszty obecnych i zrozumiał, że nie tylko jemu. Poczuł trudną do opanowania chęć, by się roześmiać — Honor Harrington ponownie pokazała, że dar stawiania na głowie status quo nadal jej nie opuścił.
* * *
Honor uśmiechnęła się, słysząc, jak Katherine traci głos w połowie zdania. Zastanawiała się, czy nie uprzedzić przynajmniej najbliższych, na co się zanosi, ale zrezygnowała z tego. Paul Tankersley był szybką jednostką jak wszystkie jachty tej klasy, będące cywilną wersją jednostek kurierskich poprzedniej generacji. Nie nadawał się do przewozu większych ładunków, był za to idealny do przewozu wiadomości lub niewielkich grup osób. A to oznaczało, że najszybszy z obecnie używanych kurierów pocztowych mógł dotrzeć na Graysona jedynie nieco wcześniej niż dobę przed nim. Ponieważ sama nie była do końca pewna, jaka będzie reakcja mieszkańców planety, zdecydowała, iż całkowita niespodzianka będzie lepszym rozwiązaniem, zwłaszcza iż będzie przy niej obecna. Nadal była o tym przekonana, ale poczuła falę niepewności, gdy na lądowisku zapadła cisza wywołana widokiem procesji. Treecaty zaś zeszły z rampy, ustawiły się w równy szereg i usiadły na czterech łapach. Te, które nie były zajęte kociakami chcącymi jak najszybciej znaleźć się na ziemi, spokojnie przyglądały się zebranym.
A zebrani przyglądali się im.
— Howard, Katherine — Honor przerwała ciszę — pozwólcie mi przedstawić najnowszych mieszkańców domeny Harrington. Są to: Samantha, partnerka Nimitza, i jej przyjaciele: Hera, Nelson, Farragut, Artemis, Hipper, Togo, Hood i Athena. Kocięta to: Jason, Cassandra, Achilles i Andromeda. A wy pozwólcie, że wam przedstawię Howarda Clinkscalesa, Katherine Mayhew, Mirandę LaFollet, earla Whi…
I zamilkła w pół zdania, gdyż w tym momencie oczy Farraguta i Mirandy spotkały się. Dzięki łączącej ją z Nimitzem więzi Honor poczuła szok przypominający psychiczny ekwiwalent ciosu młotkiem. W następnej sekundzie Farragut wystartował w stronę Mirandy niczym szaro-kremowa błyskawica. Gdy znalazł się dwa metry od niej, skoczył i Honor usłyszała, jak Andrew LaFollet wciąga z gwizdem powietrze. Doskonale wiedział, co potrafią z człowieka zrobić pazury i kły treecata, i miał już ostrzec siostrę, gdy zrozumiał, że ta nie potrzebuje żadnego ostrzeżenia. Jej oczy stały się wielkie, okrągłe, błyszczące wewnętrznym blaskiem, pełne zaskoczenia i radości. Odruchowo wyciągnęła ramiona, a Farragut wskoczył w nie tak naturalnie, jakby robił to od dawna. Miranda przytuliła go natychmiast i powietrze wypełnił basowy, pełen zadowolenia pomruk, gdy on objął ją za szyję chwytnymi łapami i w ekstazie pocierał policzkiem o jej policzek.
— Proszę, proszę! — mruknęła Honor, co zabrzmiało niesamowicie głośno w panującej ciszy. — Widzę, że przynajmniej ich nie trzeba już sobie przedstawiać.
Miranda nawet nie podniosła głowy, nadal wpatrzona w Farraguta.
Za to Katherine odchrząknęła i spytała:
— Czy to jest to, co myślę, że jest?
Honor przytaknęła ruchem głowy, a potem wyjaśniła:
— W rzeczy samej. Właśnie byłaś świadkiem pierwszej adopcji mieszkańca Graysona przez treecata ze Sphinxa… i nikt nie ma najmniejszego pojęcia, gdzie piorun uderzy następnym razem.
— To rzeczywiście jest zupełnie przypadkowe, milady? — spytał Clinkscales tonem, w którym dało się wyczuć leciutką, gdyż dobrze maskowaną przez lata dyscypliny zazdrość.
Honor wzruszyła ramionami.
— I tak, i nie. To znaczy z naszego punktu widzenia jest przypadkowe, z ich nie, ale niestety nie jesteśmy w stanie domyślić się, jakimi kryteriami się kierują — wyjaśniła. — Z moich obserwacji wynika, że każdy z nich ma indywidualny system ocen, i wątpię, by wiedział, kogo adoptuje, nim spotka właściwą osobę. Przynajmniej dotyczy to przeważającej większości.
— Rozumiem… — Howard oderwał wzrok od Mirandy i Farraguta, spojrzał na pozostałe, siedzące w rządku treecaty i wziął się w garść. — Witamy w domu, milady. Jestem wprost zachwycony pani widokiem, i to z kilkunastu różnych powodów. Przyznaję, że jednym z ważniejszych jest sterta papierów, która zebrała się w czasie pani nieobecności.
— Howard, jesteś sadystą — oceniła z uśmiechem Honor. — Zawsze to podejrzewałam, teraz mam pewność. Ale tak szybko nie zaciągniesz mnie do biura… Witam, milordzie. Miło pana znów widzieć.
Ostatnie słowa skierowane były do earla White Havena i towarzyszyła im wyciągnięta na powitanie dłoń.
— Przyjemność jest obustronna, milady — odparł White Haven, ujmując jej rękę.
Technicznie rzecz ujmując, komodor Harrington powinna powitać admirała White Havena zgodnie z wymogami regulaminu. Natomiast patronka Harrington i to we własnej domenie była osobą znacznie ważniejszą niż zwyczajny earl, czyli powitanie każdego poza Protektorem powinno być monarsze. Honor instynktownie zachowała się tak, by połączyć elementy stosowne dla każdej z tych funkcji, i zrobiła to z taką naturalnością i wdziękiem, że Hamish Alexander był pełen podziwu.
Ostatnim razem gdy z nią rozmawiał, także na Graysonie, namawiając ją, by wróciła do służby w Królewskiej Marynarce, dostrzegł, jak wydoroślała i dojrzała w roli feudalnej władczyni. A raczej dzięki tej roli i związanym z nią obowiązkom. Teraz stwierdził, że proces dojrzewania posunął się znacznie dalej, i ciekaw był, czy ona zdaje sobie sprawę ze wszystkich aspektów zmian, które w niej zaszły.
— Przepraszam za to całe zamieszanie — dodała Honor. — Ich Lordowskie Moście przekazały mi rozkazy i wiadomości dla pana, ale obawiam się, że przez najbliższe pół godziny będę zajęta powitaniami. A potem muszę dopilnować rozmieszczenia treecatów w Harrington House, więc zmuszona jestem prosić pana o cierpliwość i wyrozumiałość. Da się pan przekonać i poczeka na przesyłkę, dopóki nie załatwię tego, co najpilniejsze?
— Naturalnie, milady — odparł White Haven z uśmiechem.
I puścił jej dłoń.
— Dziękuję, milordzie — powiedziała z uczuciem.
I skierowała się ku fali pragnących powitać jaw domu lokalnych dygnitarzy, gwardzistów i oficerów Marynarki Graysona.
Hamish Alexander wszedł do biblioteki Harrington House w sposób, który dla postronnego obserwatora wyglądałby na naturalny. Rozejrzał się dyskretnie i odetchnął z ulgą — pomieszczenie było puste. Poluźnił kołnierz galowego munduru i przemierzył większość dużego pomieszczenia, kierując się ku najbliższemu stołowi ze stanowiskiem komputera. Przez otwarte drzwi dobiegały dźwięki stłumionej muzyki, natomiast nie słychać było już rozmów, toteż jego kroki na drewnianej mozaice ułożonej w herb Harrington odbijały się leciutkim echem.
Читать дальше