To było stwierdzenie, nie pytanie i choć skierowane do Casleta, Theisman patrzył na LePica. A ten choć nic nie powiedział, zacisnął wargi i przytaknął ruchem głowy. Zrobił to jakby wbrew sobie, lecz w jego oczach coś błysnęło. Casleta omal nie sparaliżowało osłupienie, gdyż tym zachowaniem LePic choćby chwilowo, ale stawał po stronie oficerów, których miał szpiegować i pilnować. A nie po stronie UB, do której należał.
— Słyszałem, towarzyszu admirale — potwierdził spokojnie.
Zgadzał się całkowicie z użytym określeniem, a do Theismana nie mógł mieć pretensji. Wręcz przeciwnie — powinien być mu wdzięczny za wysłanie go na inspekcję boi, bo dzięki temu nie musiał być obecny przy konfrontacji Honor z Ransom. I choć miał wrażenie, że uniknął w ten sposób spełnienia obowiązku, miał świadomość, że Theisman uratował mu życie, bo znając przebieg wypadków i znając siebie, wiedział, że na pewno by zareagował.
— Cóż, obawiam się, że nie unikniemy reperkusji tych wydarzeń — poinformował go Theisman, ponownie obserwując LePica, jakby się zastanawiał, jak daleko może się posunąć.
Caslet doskonale to rozumiał — obojętnie jak chwilowo LePic by się nie zachowywał, istniała granica szczerości, której bezpieczniej było przy nim nie przekraczać. Zobaczył odbicie własnych myśli na twarzy Theismana, ale ten nagle szarpnął głową niczym byk przygotowujący się do szarży i oświadczył:
— Konkretnie towarzyszka sekretarz Ransom uważa, że wojsko nie do końca rozumie realia wojny totalnej z wrogiem klasowym. Jest też przekonana, że zbyt wielu oficerów nadal trzyma się przestarzałych, burżuazyjnych zasad, jak choćby tak zwanego honoru. Myśli, że przyszedł czas, by zerwać z takimi przyzwyczajeniami tworzącymi niebezpieczną sympatię dla wrogów ludu próbujących pozbawić nas woli walki i zniszczyć Ludową Republikę.
Tym razem Caslet osłupiał.
Nie z powodu treści, bo ten bełkot musiał być cytatem z Ransom, ale tonu — ociekającego pogardą i obrzydzeniem, o nienawiści nie wspominając. LePic przestąpił z nogi na nogę i… nic nie powiedział. I Caslet zrozumiał, że Komisarz postąpił tak z dwóch powodów: choć nie podobał mu się ton Theismana, w ten sposób go chronił, a co jeszcze dziwniejsze, zgadzał się z nim, uważając, że te uczucia są usprawiedliwione.
— W świetle wniosków, do których doszła — dodał Theisman tym samym tonem — uważa, że jej obowiązkiem jako członka Komitetu Bezpieczeństwa Publicznego jest zainteresowanie się tymi brakami wykazywanymi przez korpus oficerski. Dlatego postanowiła, że skoro jeńcy znaleźli się w gestii UB, delegacja wybranych oficerów powinna dołączyć do funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, by nauczyć się, jak należy właściwie traktować wrogów ludu. W tym celu poleciła mi przydzielić krążownik liniowy Count Tilly jako eskortę Tepesa w drodze do systemu Cerberus i dalej, by towarzysz kontradmirał Tourville wraz ze sztabem byli trzonem tej delegacji. Poza tym zażyczyła sobie też konkretnie twojej obecności.
— Mojej obecności? — tym razem Caslet zdziwił się całkowicie szczerze.
Theisman potwierdził ruchem głowy.
— A wyjaśniła może, dlaczego życzy sobie, bym jej towarzyszył?
— Nie — odparł zwięźle, ale zupełnie innym tonem Theisman.
Bezbarwny ton sugerował, że domyśla się powodów, a ponieważ nie odzywał się, dał Casletowi czas na przeanalizowanie sytuacji i ten także się ich domyślił, gdyż były raczej oczywiste. Ransom jak każdy paranoik była chorobliwie podejrzliwa, a Shannon, ratując Nimitza, zwróciła na siebie jej uwagę. W nagrodę trafiła do grona podejrzanych, przed czym Caslet chronił ją, jak długo należała do załogi jego okrętu. Ransom naturalnie sprawdziła przebieg służby Shannon, by wiedzieć, z kim ma do czynienia i jakim cudem Faraker awansowała tak wysoko, nie zwracając uwagi UB, skoro zachowywała się tak podejrzanie. No i znalazła to, co musiała znaleźć, czyli jego raporty, w których nie tylko że słowa o podejrzanych zachowaniach nie było, ale jeszcze dwukrotnie przedstawiał ją do awansu. Kolejne sprawdzenie wykazało, gdzie jest i jakie na nim ciążą podejrzenia, a inspekcja, choć stanowiła oficjalne wytłumaczenie, dla Ransom była jedynie wybiegiem Theismana próbującego z kolei jego chronić. Z jakichś powodów Theismana zdecydowała się nie ruszać, ale on był zupełnie innym przypadkiem. Skoro tolerował takiego oficera jak Shannon, oznaczało to, że sam żywił podobnie groźne przekonania — i należało się nim zająć. Być może miała to być forma łagodnej nauczki dla Theismana, żeby nie próbował w przyszłości nikogo chronić. Ostatnią rzeczą, jaką Ransom mogła tolerować, była bowiem sytuacja, w której oficerowie Ludowej Marynarki zaczęliby się solidarnie osłaniać nawzajem przed władzą. I nawet nie trzeba było być paranoikiem, by zrozumieć powody — tylko flota mogła wykończyć Komitet, ale tylko flota, której oficerowie mieliby do siebie zaufanie, mogła się na to odważyć.
Tok myślowy nie był miły, ale logiczny i prowadził do wniosku, który nasuwał się od dość dawna, ale którego Caslet obawiał się sformułować, dlatego zawsze ucinał podobne rozważania przed wejściem w ostatni etap. Tym razem też tak zrobił.
— Rozumiem… — powiedział powoli. — Kiedy odlatujemy, towarzyszu admirale?
— Towarzyszka sekretarz Ransom zamierza opuścić system Barnett dziś o dziewiętnastej trzydzieści. Zdążysz się spakować?
— Oczywiście, towarzyszu admirale. Czy moje obowiązki przejmie komandor porucznik Ito?
— Spodziewam się że tak.
— W takim razie muszę z nim porozmawiać przed udaniem się na pokład Count Tilly, żeby wprowadzić go we wszystko, o czym rozmawialiśmy — ocenił Caslet i umilkł, widząc zmieniający się wyraz twarzy Theismana.
— Wprowadzić go w temat faktycznie musisz — przyznał Theisman. — Ale nie udasz się potem na pokład Count Tilly.
— Nie, towarzyszu admirale?
— Nie, gdyż towarzyszka sekretarz Ransom zażyczyła sobie, żebyś został przydzielony do jej sztabu jako oficer łącznikowy do spraw jeńców na czas podróży do systemu Cerberus.
— Jako ofi… — Caslet dopiero w tym momencie zdołał zamilknąć i zdławić odruchowy komentarz, dlatego też dodał dopiero po paru sekundach. — Z całym szacunkiem, towarzyszu admirale, ale nie uważam, żebym był najlepszym kandydatem. Nie mam żadnych doświadczeń w kwestiach bezpieczeństwa, nigdy nie współpracowałem z wywiadem, o UB nie wspominając. Są na pewno oficerowie lepiej przygotowani do kontaktów z jeńcami.
Theisman wysłuchał tego w spokoju, po czym łagodnie potrząsnął głową. Caslet spojrzał na LePica. Ten po długiej chwili westchnął, i nie odwracając wzroku, wyjaśnił:
— Obawiam się, że towarzyszka sekretarz Ransom uparła się przy pańskiej kandydaturze, towarzyszu komandorze.
Jego ton nie był tak ostry jak Theismana, ale kryły się w nim sympatia i gniew. I to było jeszcze bardziej znaczące, bo LePic wybrał karierę funkcjonariusza służącego Komitetowi, a z jego tonu jednoznacznie wynikało, że nie pochwalał tego, co zrobiła i robiła Ransom. Wychodziło na to, że głupia suka tego ranka zaszkodziła sobie i swojej rewolucji bardziej, niż była w stanie pojąć.
Te szkody będą jednak widoczne dopiero w tak dalekiej przyszłości, że nie zdołają uratować Warnera Casleta przed jej zemstą, z czego tenże Warner Caslet zdał sobie właśnie w pełni sprawę.
— Rozumiem — westchnął i prawie poczuł sympatię na widok nieszczęśliwej miny komisarza. — Będę gotów do rozmowy z Ito punkt trzynasta, towarzyszu admirale. Trzy godziny powinny nam wystarczyć. Chce pan wziąć w niej udział?
Читать дальше