Zeszli na niższy poziom i skręcili w korytarz prowadzący w głąb skalnego pałacu. Szli w pełnej ciszy, niezmąconej żadnym dźwiękiem; nikogo nie spotkali po drodze, aż Den przystanął przy drzwiach zamykających korytarz. Ściągnął z siebie bluzę, pozostając w czerwonej koszuli i pokazując kciukiem drzwi, powiedział:
– Powinienem wejść sam. Nakryję Kamień i wtedy będziecie mogli wejść. Inaczej pozostali Magowie mogą dowiedzieć się o was.
Malcon zrobił krok i położył rękę na drzwiach. Na jego twarzy malowała się rozterka, zerknął na Hoka, ale tamten również patrzył na Dena zdziwiony, poruszał wargami, chcąc coś powiedzieć. Popatrzył na Malcona i również zbliżył się o krok do Dena.
– Skąd mamy wiedzieć, że… – zająknął się. – Że… Den spokojnie popatrzył na niego, odwrócił się do Malcona. Opuścił głowę.
Cała trójka milczała dłuższą chwilę. Potem Malcon odstąpił od drzwi i odchrząknął.
– Wejdź i zasłoń go – powiedział i gdy Den oparł dłoń na drzwiach – dodał patrząc na Hoka: – Musimy mu ufać. Pomógł mi już kilka razy. A gdyby nawet… – wzruszył ramionami -…chyba nic nam nie zaszkodzi.
Drzwi uchyliły się i Den zniknął w szczelinie. Hok nabrał powietrza w płuca, ale zanim zdążył powiedzieć cokolwiek, szpara między drzwiami i ścianą powiększyła się i pojawił się w niej Den. Skinął ręką. Malcon i Hok weszli do komnaty.
Była ciemna. Oświetlało ją tylko światło z pochodni w korytarzu i jasna plama światła rozjaśniająca bluzę Dena, która przykryła coś na środku okrągłego, dużego stołu. Był to jedyny mebel w pomieszczeniu. Obaj młodzi władcy od razu skierowali spojrzenia na ściany, szukając szczelin czy dziur, przez które światło mogło wpaść do komnaty, ale nie było w ścianach żadnych otworów na zewnątrz. Tylko kilkadziesiąt ogromnych opali rozjarzonych światłem. Den podszedł bliżej stołu i powiedział:
– Tu leży Kamień Wiadomości. Musimy wyłupić mu oczy, wtedy będzie można go odsłonić.
Pokazał ręką ścianę i widząc, że nie rozumieją jego słów podszedł do niewielkiego, wypukłego pierścienia, w którym tkwił opal – jeden z dziesięciu na tej ścianie.
– Nie wiem jak, ale światło przenika przez kamień w tych właśnie miejscach – wskazał na pierścień a potem na pozostałe ściany.
Na każdej były takie pierścienie. W sumie czterdzieści. Hok podszedł do jednego z nich i ostrożnie dotknął go palcem.
– Czym je można zasłonić? – zapytał.
Den wzruszył ramionami.
– Nie wiem.
– No to nie możemy go odsłonić? – Hok wskazał palcem oświetloną słonecznym światłem bluzę.
– No… chyba nie – powiedział Den i przygryzł wargę.
Malcon stał nieruchomo wpatrując się w nieregularny kłąb materiału, Hok odwrócił się i otworzył usta, ale nie powiedział nic, zerknął tylko na Dena stojącego z opuszczoną głową. Długą chwilę milczenia przerwała dopiero Ziga, podchodząc do Malcona i ocierając się z cichym skowytem o jego kolano. Miody król Laberi popatrzył na Dena i Hoka. Postarał się przywołać na twarz uśmiech.
– Chodźmy stąd, skoro nie możemy nic zrobić. Musimy się naradzić. Wydaje mi się, że teraz musimy działać szybko… – przerwał widząc, że Hok kiwnął szybko kilka razy głową -…ale zupełnie nie wiem jak. – uniósł brwi do góry, westchnął i pierwszy wyszedł z komnaty Kamienia Wiadomości.
Den obudził się pierwszy. Chwilę leżał z oczami utkwionymi w suficie, potem wstał i ubrał się. Zauważył, że Ziga obserwuje go nie poruszając się. Hok i Malcon spali jeszcze. Chwycił w ręce pas i trzymając go w ręku podszedł do małego kaganka. Dopiero gdy włożył koniec szydła w płomyczek przypomniał sobie wydarzenia poprzedniego dnia i rzucił kolec na stolik. Pokręcił głową i obudził Malcona. Hok poruszył się, gdy Malcon zerwał się po dotknięciu Dena. Obaj chwilę przeciągali się.
– Nie wymyśliłeś niczego innego podczas snu? – ziewnął Hok.
Malcon pokręcił głową, obaj spali w ubraniach z bronią obok posłania, od razu byli gotowi do działania.
– Jedyne co mi przyszło do głowy to to, że pojedziecie we dwójkę – ty i Den. Ja tu dam sobie radę sam, a jeśli nie, to i wy mi nie pomożecie. Musicie sprowadzić tu Pia, wtedy mamy szansę utrzymać Greez i wyprawić się do domu Lippysa. Jeśli uda mu się przejąć skalę Mezara, będzie się z nami bawił w kotka i myszkę…
– Chcesz tu zostać sam? – Hok wykonał półokrągły gest ręką i zatrzymał się z dłonią skierowaną między sufit i ścianę.
– Wcale nie chcę. Muszę. To znaczy: wy musicie przyprowadzić tu Pia. Najlepiej z tym magicznym łańcuszkiem. Na pewno się przyda.
– Ale sam w Greez? – Hok opuścił rękę i zbliżył się o krok do Malcona.
– Z Denem będziesz bezpieczniejszy – Malcon również zrobił krok i położył rękę na ramieniu przyjaciela. – Musisz w ciągu jednego dnia dotrzeć do Pia. Możesz nie przeżyć nocy, a jeśli trafisz na Tiurugów, to tylko on może uchronić cię przed zwloką w podróży – ostatnie zdanie było właściwie pytaniem skierowanym do Dena siedzącego na zydlu.
Gdy obaj królowie popatrzyli na niego, wolno podniósł głowę i pokręcił nią lekko.
– I masz rację, i nie masz. Ale rzeczywiście bez pomocy nic nie zdziałacie. To jest teraz najważniejsze. Tylko nie myśl, Malconie, że będziesz tu bezpieczny. Obawiam się, że Magowie wiedzą już coś niecoś. Powinniśmy byli wyjechać już wczoraj, a skoro nie wyjechaliśmy, to nie traćmy już więcej czasu. Chodźmy – wstał z zydla i wyszedł na korytarz.
Gdy Malcon z Zigą u nogi i Hok dogonili go na korytarzu, nie zwalniając kroku rzucił przez ramię:
– Weźmy łuki ze zbrojowni. Musimy szybko zabić strażników. Kiedy broda jest wyciągnięta, tylko od góry można się dostać do Greez… – urwał nagle i zatrzymał się. Po raz pierwszy zobaczyli w jego oczach ślad ciekawości, pierwszego ludzkiego uczucia, które przebiło skorupę obojętności.
– Co to jest broda? – szybko zapytał Hok, obawiając się, że Malcon, szczery i ufny, zdradzi drogę, jaką dostali się do Greez.
– To ruchoma komnata bez ścian, którą zjeżdża się do stajen, wykutych w skale pod nami. Do brody można wejść tylko z góry – Den wskazał palcem kamienny sufit i nie pytając już o nic ruszył dalej.
Wyszli na krużganek i przeszli spory odcinek, zanim Den pchnął drzwi i zaprowadził ich korytarzem, takim samym jak wszystkie inne, do zbrojowni. Nie było tam żadnych szczególnych broni, ale Hok szukał uparcie i wybierał długo, zanim odłożył trzy łuki i kilka tuzinów strzał a potem długą chwilę bobrował wśród zakurzonego oręża, po czym odpiął swój sztylet i miecz i przypasał nowy. Den również wybrał sobie miecz i sztylet, a Malcon, choć widział spojrzenie Hoka, nic zabronił mu tego. Tylko on nie szukał broni, przykucnął pod ścianą przy wejściu i wolno przesuwał dłonią po karku i łbie wilczycy. Wstał, gdy podeszli do niego i wskazał Adenowi korytarz.
Obeszli znowu spory kawałek krużganka, zanim Den wskazał jakieś drzwi i powiedział:
– Za tymi drzwiami są schody zakończone drzwiami, które można otworzyć tylko z naszej strony. Musimy szybko wyskoczyć i zabić wszystkich trzech strażników. Nie mogę ich zagadać, bo zawsze Mezar wchodził pierwszy. Będą natychmiast strzelać do każdego, kto pojawi się w strażnicy.
– Tylko trzech? – upewnił się Hok i wyjął dwie strzały z kołczana.
Malcon wzruszył ramionami zniecierpliwiony nieufnością Hoka, ale nic nie powiedział. Den powtórzył jego gest, choć oznaczał on tylko niepewność.
Читать дальше