Wintrow wpatrywał się w leżące przed nim na stole błyszczące kawałki szkła i diament do cięcia. Piękno witrażowego wizerunku, który zesztukował, zadziwiało nawet jego samego, a jednak ciągle jeszcze nawet nie otarł się o cud, jakim jest prawdziwe drzewo. Musnął obrazek palcami, przesunął nimi po pniu i pełnych gracji gałęziach, chociaż świetnie zdawał sobie sprawę z tego, że pieszczenie witrażu niewiele się różni od dotyku własnego ciała. Za sobą usłyszał cichy oddech Berandola. Wintrow był bardzo skupiony i czuł, jak jego myśli zbiegają się z myślami kapłana. Obaj odczuwali tę samą cześć. Przez jakiś czas stali nieruchomo, milcząco sławiąc cud ich boga, Sa.
– Wintrowie – powtórzył szeptem kapłan. Wyciągnął rękę i przesunął palcem po maleńkim smoku, który patrzył z górnych gałęzi drzewa, potem dotknął lśniącej krzywizny ciała węża, ukrytego w poskręcanych korzeniach. Wreszcie otoczył ręką ramiona chłopca i odwrócił go łagodnie od stolika. Podczas gdy wychodzili z pracowni, upomniał go cicho: – Jesteś jeszcze zbyt młody, aby utrzymywać się w takim stanie przez cały ranek. Musisz znaleźć czas dla wielu innych zajęć.
Wintrow podniósł ręce i przetarł oczy, w których nagle poczuł ogromne zmęczenie.
– Spędziłem tu cały ranek? – spytał oszołomiony. – Nie miałem o tym pojęcia, Berandolu.
– Wierzę ci. Jestem wszakże pewien, że zaraz ogarnie cię znużenie. W życiu niezwykle ważna jest skrupulatność, Wintrowie. Jutro poproś stróża, aby przerwał ci w środku poranka. Taki talent jak twój jest zbyt cenny. Nie pozwolimy, byś się wypalił.
– Teraz naprawdę odczuwam ból – przyznał chłopiec. Przesunął ręką po czole, odrzucił z oczu ładne czarne włosy i uśmiechnął się. – Ale drzewo było tego warte, Berandolu.
Kapłan z namysłem pokiwał głową.
– Tak, nawet w wielu znaczeniach tego słowa. Sprzedaż takiego okna przyniesie nam dużo pieniędzy. Wystarczy na naprawę dachu nad salą nowicjuszy. O ile tylko Matka Dellity zezwoli, by klasztor rozstał się z tak piękną rzeczą. – Berandol zawahał się na moment, a potem dodał: – Widzę, że znowu się ukazały. Smok i wąż. Wciąż jeszcze nie masz pomysłu… – urwał pytająco w pół zdania.
– Nawet nie pamiętam, skąd się tam wzięły – szepnął Wintrow.. – Ach tak. – W głosie kapłana nie było ani śladu osądu. Tylko cierpliwość.
Przez jakiś czas szli w przyjaznym milczeniu przez zimne kamienne korytarze klasztoru. Wintrow powoli się uspokajał, aż w końcu emocje opadły i jego zmysły powróciły do normalnego stanu. Nie potrafił już smakować zapachów soli uwięzionych w kamiennych ścianach ani słyszeć mikroskopijnych ruchów wykonywanych przez starożytne kamienne kloce. Skóra chłopca przestała się buntować z powodu szorstkości burej szaty nowicjusza. Gdy Wintrow i młody kapłan dotarli do wielkich drewnianych wrót i wyszli do ogrodów klasztoru, chłopiec ponownie był już sobą, chociaż ledwo trzymał się na nogach. Miał wrażenie, że właśnie się zbudził z długiego snu, ale tak śmiertelnie znużony, jak gdyby przez cały poprzedni dzień wykopywał ziemniaki. Teraz szedł w milczeniu obok Berandola, tak jak nakazywał klasztorny zwyczaj. Mijali mężczyzn i kobiety ubranych w zielone szaty kapłanów lub odzianych na biało akolitów i akolitki. Kiwali im głowami, wymieniając pozdrowienia.
Doszli do szopy z narzędziami i nagle Wintrow poczuł niepokojącą pewność, że właśnie tam się kierują i że spędzi resztę popołudnia na pracy w słonecznym ogrodzie. Innym razem może cieszyłby się z tego powodu, lecz po wielogodzinnym przebywaniu w zaciemnionej pracowni oczy chłopca były bardzo wrażliwe na światło. Berandol dostrzegł, że jego młody towarzysz się ociąga.
– Wintrowie – zbeształ go łagodnym tonem. – Porzuć obawę. Kiedy za bardzo skupiasz umysł na dręczących cię kłopotach, nie potrafisz cieszyć się aktualną chwilą. Człowiek, który martwi się o to, co może mu się później przydarzyć, traci ze strachu ważne życiowe momenty i zatruwa się powziętymi przedwcześnie sądami. – Berandol nierzadko przemawiał ostrym, mentorskim tonem. – Sądzę, że zbyt często ulegasz tego typu sądom. Jeśli nie zostaniesz przyjęty do stanu kapłańskiego, bardzo prawdopodobne, że właśnie z tej przyczyny.
Chłopiec z przerażeniem popatrzył na swego towarzysza. Jego twarz na moment stężała w ogromnym strapieniu. Potem jednak zrozumiał, że Berandol jedynie go prowokuje, i uśmiechnął się. Młody kapłan odpowiedział uśmiechem.
– Jeżeli niepokoję się o coś z góry, łatwiej mi uniknąć późniejszego niepowodzenia – zauważył.
Berandol dobrodusznie szturchnął smukłego chłopca łokciem.
– Zgadza się. Ach, dorastasz i tak szybko się uczysz. Byłem znacznie od ciebie starszy, miałem przynajmniej dwadzieścia lat, zanim nauczyłem się stosować w codziennym życiu tę Sprzeczność.
Wintrow nieśmiało wzruszył ramionami.
– Medytowałem nad ową kwestią ubiegłej nocy przed zaśnięciem. “Człowiek musi planować przyszłość i przewidywać ją, ale nie obawiać się jej”. Dwudziesta Siódma Sprzeczność Sa.
– Trzynaście lat to bardzo młody wiek na zrozumienie tej Sprzeczności – oświadczył Berandol.
– A ty nad którą pracujesz? – spytał otwarcie chłopiec.
– Nad Trzydziestą Trzecią. Myślę nad nią już od dwóch lat. Wintrow znowu lekko wzruszył ramionami.
– W moich studiach nie dotarłem jeszcze tak daleko.
Szli w cieniu jabłoni, pod ich obwisłymi od gorąca liśćmi. Z konarów zwisały ciężkie, dojrzałe owoce. Na drugim końcu sadu akolici podlewali drzewa, przynosząc w kubełkach wodę ze strumienia.
– “Kapłan nie powinien pozwalać sobie na wydawanie sądów, póki nie nauczy osądzać się tak, jak to robi Sa: z absolutną sprawiedliwością i miłosierdziem”. – Berandol potrząsnął głową. – Przyznam ci się, że nie wiem, jak to możliwe.
Chłopiec zamyślił się głęboko, lekko marszcząc czoło.
– Dopóki sądzisz, że to nie jest możliwe, zamykasz swój umysł na zrozumienie tej Sprzeczności. – Jego głos wydawał się docierać z bardzo daleka. – Ja ją pojmuję w następujący sposób. Jako kapłani być może nie potrafimy osądzać innych z absolutnym miłosierdziem i sprawiedliwością. Może umiemy jedynie wybaczać ludziom i służyć pociechą.
Berandol potrząsnął głową.
– W ciągu kilku chwil doszedłeś do wniosków, które mnie zabrały sześć miesięcy. Czy wiesz, że dostrzegam wokół siebie wielu kapłanów, którzy wydają sądy? Na przykład wędrowni kapłani z naszego zakonu zajmują się głównie łagodzeniem wśród ludu konfliktów, wynikających z różnicy zdań. Kapłani ci musieli więc chyba jakoś opanować Trzydziestą Trzecią Sprzeczność.
Chłopiec z ciekawością podniósł oczy na swego rozmówcę. Otworzył usta, chciał coś powiedzieć, ale tylko się zarumienił i znowu je zamknął.
Młody kapłan popatrzył uważnie na swego podopiecznego.
– Cokolwiek przyszło ci do głowy, nie namyślaj się i powiedz mi. W żaden sposób cię za to nie zganię.
– Problem w tym, że byłem o krok od zganienia ciebie – przyznał się Wintrow. Po chwili jego twarz rozjaśniła się i dodał: – Ale zdążyłem się powstrzymać.
– Może jednak mi powiesz, o co chodzi – nalegał Berandol. Kiedy chłopiec pokręcił głową, nauczyciel głośno się roześmiał. – Daj spokój, Wintrowie, proszę cię, abyś podzielił się ze mną swoimi przemyśleniami. Postąpiłbym niesprawiedliwie, gdybym obraził się na twoje słowa. Więc co mi chciałeś powiedzieć?
Читать дальше