Jarosław Grzędowicz - Pan Lodowego Ogrodu. Tom 3

Здесь есть возможность читать онлайн «Jarosław Grzędowicz - Pan Lodowego Ogrodu. Tom 3» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Pan Lodowego Ogrodu. Tom 3: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pan Lodowego Ogrodu. Tom 3»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

PAN Z WAMI. Jako i ogród jego. Wstąpiwszy, porzućcie nadzieję. Oślepną monitory, umilkną telefony. Tu włada magia.
WŁADZA… Wystarczyło zaledwie czworo obdarzonych jej pełnią Ziemian, by z planety Midgaard uczynić prawdziwe piekło.
VUKO DRAKKAINEN… Podąża śladami ich przerażającego szaleństwa. Z misją: Zlikwidować! Wsadzić do promu i odesłać na Ziemię, albo zabić. I pogrzebać na bagnach. Problem w tym, że oni stali się… Bogami.
FILAR, cesarski syn, w krótkim życiu zaznał już losu władcy i wygnańca, wodza i niewolnika. Podąża ku przeznaczeniu, szukając ratunku dla swego skazanego na zagładę świata. Podobnie jak Vuko, i jego próbowano już zabić na najprzeróżniejsze sposoby.
Wsiadasz? Lodowy drakkar topnieje…

Pan Lodowego Ogrodu. Tom 3 — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pan Lodowego Ogrodu. Tom 3», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

To znaczy, wydawało mi się, że to mówię. Słyszałem, że słowa wychodzące z moich ust są niezborne i bełkotliwe, język mam jak kawałek drewna i nie umiem nim obracać, co więcej, zapominam słów. Zamiast „marki” powiedziałem „gwoździe”, a zamiast „morze” – „tam, gdzie ryby”. Mąż z dziwną głową jednak chyba zrozumiał, co mówię, bo odrzekł, że Lodowy Ogród przyjmuje wszystkich, którzy chcą zostać, i nikogo nie więzi siłą. Wszystkie niewiasty i mężowie zawsze mogą i mogli odejść, jeśli tylko mają taką wolę. „Wy także możecie wybierać” – rzekł. „Możecie zostać lub odejść tam, skąd przyszliście, według swojego życzenia. Tam, za Lodową Bramą, czeka was powitalna uczta, jeśli znaleźliście tu zagubiony dom. A tam, za waszymi plecami, jest ścieżka, która poprowadzi plażą aż do miejsca, gdzie zostawiliście okręty. Jeśli zaś brakuje wam rozsądku i chcecie podbić nas siłą, za mną stoją mężowie. W każdym wypadku jest tak, jak mówiłem: możecie zostać. W Ogrodzie lub w ziemi, która go żywi, albo odejść”.

Wśród lodowych drzew zobaczyłem tę bramę, okrągłą i złożoną ze splecionych kunsztownie lodowych gałęzi, która otworzyła się, ukazując dalszą część Ogrodu, gdzie wśród zastawionych jadłem stołów stały młode niewiasty, zwyczajne i te odmienione pieśnią bogów. Słyszałem też, że grają tam harfy i piszczałki, widziałem kotły, w których gotowało się peklowane mięso, rożny, na których pieczono ptactwo, misy, w których leżały sterty owoców, i czułem, jak żołądek podchodzi mi do gardła.

Usłyszałem łomot, z jakim pewien młodzieniec, Urleif Czerwona Dłoń z łodzi Skafaldiego, rzucił swoją tarczę i opuścił szyk, idąc ku bramie. Za nim ruszył następny i następny. Jeden z moich ludzi wstąpił na jego miejsce i podniósł tarczę, ale co chwilę ktoś odpadał od naszego kręgu i odchodził.

„Nasi ludzie już schodzą z grani” – powiedział mój sternik do Skafaldiego, który stał przed nim. „Ci, którzy szli ku szczytowi, też zobaczyli, co się dzieje, i zaraz tu będą. Słyszałem granie rogów w górach. A tych przed nami nie ma więcej niż trzy setki. Stwórzmy grot i uderzmy na nich teraz. Zabijmy króla i wedrzyjmy się do bramy, przecież jest otwarta. Wyszli wszystkimi siłami, bo na murach nie ma już nikogo. Możemy zdobyć to miasto”.

„Twoje słowa brzmią dla mnie jak krakanie wron i wycie wilków” – odrzekł mu na to mój kuzyn. „Jakbyś namawiał mnie, bym zgwałcił i zabił podlotka. Jeśli opuszczę to miejsce, nigdy już nie przestanę go szukać. Jeśli je splądruję, będzie to gorsze, niż gdybym spalił chram Przyjaciela Ludzi, zabił własnego ojca i matkę, i moich braci. Trafiłem bowiem do domu i nie pozwolę ci go zniszczyć”.

I wtedy Skafaldi odwrócił się nagle i jednym ruchem przebił mojego sternika, z chlupotem wypuszczając mu jelita na ziemię, a potem ciął go przez gardło tak szybko, że ten nawet nie zdążył krzyknąć. Mój sternik i druh, Arlaf Mówiący Do Niedźwiedzia, padł nam pod nogi, bryzgając krwią, i wtedy ogarnęło nas szaleństwo. Ci, którzy od początku wydawali się otumanieni Lodowym Ogrodem, podnieśli miecze na tych, którzy zachowali rozsądek, a było nas niewielu, nie więcej niż tuzin. Pchnąłem Skafaldiego, mojego kuzyna, ale byłem słaby, więc łatwo odbił moje ostrze, a potem ciął z góry tak szybko, że zgruchotał połowę mojej tarczy, i zaraz rozdzielił nas tłum skłębionych, wrzeszczących mężów walczących jak głodne wilki nad jednym koziołkiem.

Znowu cichnie na moment i nikt z nas także nic nie mówi. Wypija łyk.

– Niewiele pamiętam. Tylko krzyk, łomot żelaza, padających ludzi, krew, która buchała w powietrze, i lodowy pył, który unosił się spod naszych stóp, mieniąc się w słońcu. Tamten mąż o dziwnej głowie krzyczał coś z uniesionymi rękoma, jego krzyk grzązł we wrzasku i huku żelaza, ale jego ludzie stali po prostu nieruchomo i patrzyli, jak wyrzynamy się nawzajem. Ktoś dławił mnie za gardło, pchałem z całych sił zgruchotaną tarczą, uderzyłem go kolanem i ciąłem z góry, przerąbując nakarczek hełmu, ktoś inny rozrąbał mi ramię. Ktoś charczał, prychając krwią, i tak wielu leżało już pod naszymi nogami, że co chwilę ktoś się przewracał na nich, zaplątawszy nogi w powykrzywiane kończyny. Tamci stracili nagle zapał do walki i zaczęli po jednym, dwóch odchodzić do Lodowej Bramy. Tylko najbardziej zaciekli rzucali się jeszcze na nas, ale i tak było ich wielu, a nas garstka. W końcu czterech z nas stało plecami do siebie, osłaniając się połamanymi tarczami i rąbiąc zaciekle, potem trzech, a potem ktoś rzucił we mnie toporem. Odbiłem go bukiem tarczy, ale obuch i tak uderzył mnie w głowę i spadła na mnie ciemność. Obudziłem się po jakimś czasie, upadłszy boleśnie na kamienistą górską ścieżkę. To młody skald z okrętu Horleifa, Siwaldi Krzyk Gęsi, ciągnął mnie i wlókł ścieżką, padając co chwilę, bo ja wisiałem mu bezwładnie z ramienia, a on krwawił z wielu ran. Obudziłem się jednak, wyplułem ząb i zwymiotowałem, a potem poszliśmy dalej, ku plaży. I teraz częściej to ja wlokłem jego i wciąż padaliśmy wśród krzaków i kamieni. W końcu obaj padliśmy na ziemię gdzieś w lesie, a gdy się obudziliśmy, powlekliśmy się na naszą plażę. Siwaldi jednak zaczął wtedy kaszleć krwią. Nie wiem, ile to trwało, zanim znaleźliśmy zatoczkę, w której pozostawiliśmy okręty. W końcu jednak doszliśmy. I nie spotkaliśmy tam nikogo. Plaża i las były puste, został tylko żar ogniska w nadmorskim żwirze i maszty sterczące z wód zatoki.

Nasi ludzie odeszli, zabierając ze sobą wszystko, co mieli, i porąbali dna okrętów na odchodnym. Nie wiedzieliśmy, co tam się stało, ale ujrzeliśmy ślady walki, a w wodzie zatoki pływały dwa trupy. To nie była ciężka bitwa. Znaleźliśmy trochę świeżej krwi na pniu drzewa i w trawie, na samej plaży leżał jeszcze hełm. To wszystko.

Prostuje się i znowu pije, a potem patrzy na nas po kolei, jakby czekał na owacje. Sylfana nie wytrzymuje.

– I dalej siedzisz na tej plaży? – pyta jadowicie i zaraz prezentuje mu szeroki, zębaty uśmiech.

– Przy jednym z okrętów na dnie zatoki leżała łódź – ciągnie Grunaldi. – Mały doler, którego wozi się, żeby podpływać do lądu, kiedy nie da się zacumować albo wyciągnąć okrętu na brzeg. Przebili mu dno, ale tam nie było głęboko. Zdołaliśmy go wyjąć, potem jeszcze kilka razy nurkowałem do wraku, znalazłem parę desek, gwoździe, z dna statku zdrapaliśmy trochę smoły i naprawiliśmy dolera na tyle, żeby dało się płynąć. To było szaleństwo, ale byliśmy gotowi zrobić wszystko, byle wydostać się z przeklętej wyspy. Łódź nieco ciekła, ale nasza łata trzymała się. Płynęliśmy kilka dni na południe tylko na wiosłach. Pewnej nocy umarł Siwaldi, który coraz bardziej kaszlał krwią. Oddałem go morzu i płynąłem dalej. Potem przybiłem do jakiejś niewielkiej wyspy, na której w rozpadlinie zbierała się słodka, deszczowa woda. Jadłem jaja mew, morskie ślimaki, które zbierałem przy brzegu. Po kilku dniach zabrali mnie stamtąd łowcy morskich płaskud, wracający swoim snekiem do Ziemi Gryfów z ładunkiem skór, żeber, kłów i tranu. Byli tak wstrząśnięci moim nędznym stanem, że nie zabrali mi nawet resztki srebra, które miałem w pasie, ani miecza.Za to nakarmili mnie i napoili, a jeden z nich opatrzył moje rany. W taki sposób jako jedyny wróciłem do domu i taka jest wyspa zwana Lodowym Ogrodem, na którą teraz płyniemy. Zapada cisza.

A potem wszyscy patrzą na mnie pytająco. Pykam fajkę i przez chwilę czuję pustkę w głowie. Prześlicznie. Cisza robi się ciężka.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Pan Lodowego Ogrodu. Tom 3»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pan Lodowego Ogrodu. Tom 3» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Pan Lodowego Ogrodu. Tom 3»

Обсуждение, отзывы о книге «Pan Lodowego Ogrodu. Tom 3» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x