— Wielebny pastorze — odezwał się Alvin.
— Tak, synu?
— Czy możecie już zdjąć mi z piersi Biblię? Jeśli były we mnie jakieś diabły, to chyba wszystkie już uciekły.
Znowu zaczął się śmiać. Biblia podskakiwała pod dłonią Throwera.
W jednej chwili radość kapłana zmieniła się w gorycz rozczarowania. Chłopiec potrafił śmiać się z diabelską złośliwością, gdy sama Biblia spoczywała mu na piersi, a zatem żadna potęga nie zdoła oczyścić go ze zła. Przybysz miał rację. Thrower nie powinien odmawiać udziału w wielkim dziele, do którego został powołany. Mógł zabić tę Bestię Apokalipsy, ale był zbyt słaby, zbyt sentymentalny, by odpowiedzieć na boskie wezwanie. Mogłem zostać Samuelem, który zarąbał na śmierć nieprzyjaciela Pana. A zostałem Saulem, słabeuszem, co nie umie zabić tego, kto ma zginąć zgodnie z wolą Boga. Teraz, kiedy chłopiec powstanie z łoża obdarzony mocą Szatana, będę wiedział, że zwycięża, ponieważ byłem za słaby.
Poczuł, że w pokoju jest straszliwie gorąco i duszno. Pot przesiąkał mu ubranie. Oddychał z trudem. Ale cóż w tym dziwnego? Wyczuwał przecież płomienny oddech piekła. Dysząc pochwycił Biblię i wzniósł ją między sobą a chichoczącym dzieckiem Szatana. I uciekł.
Za drzwiami przystanął zdyszany. Przerwał jakąś rozmowę, ale niemal tego nie zauważył. Cóż znaczyły rozmowy ciemnych ludzi w porównaniu z tym, czego właśnie doświadczył? Przebywałem w obecności sługi Szatana, skrywającego się pod postacią chłopca. Lecz jego szyderstwa zdradziły go. Powinienem rozpoznać go już dawno, kiedy stwierdziłem, że ma tak idealnie przeciętną głowę. Tylko imitacja może być równie doskonała. To dziecko nigdy nie było prawdziwe. Ach, gdybym miał moc dawnych proroków, by pokonać wroga i zanieść trofeum Panu!
Ktoś ciągnął go za rękaw.
— Źle się poczuliście, wielebny?
To pani Faith… Wielebny Thrower nie myślał jej odpowiadać. Szarpnięcie odwróciło go przodem do kominka. Na półce dostrzegł jakąś rycinę, lecz w podnieceniu nie od razu rozpoznał, co przedstawia. Wydawało mu się, że to twarz duszy potępionej, otoczonej wijącymi się mackami. Płomienie, pomyślał. Tak, na pewno. A to dusza tonąca w siarce, gorejąca w piekielnym ogniu. Obraz sprawiał cierpienie, ale i satysfakcję. Dowodził bowiem, jak bliskie więzy łączą tę rodzinę z piekłem. Thrower stał oto wśród nieprzyjaciół. Wspomniał wersy psalmisty: osaczają mnie byki Baszanu; policzyć mogę wszystkie moje kości; Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?
— Tutaj — powiedziała pani Faith. — Usiądźcie.
— Jak się czuje Alvin? — chciał wiedzieć Miller.
— Alvin? — powtórzył Thrower. Słowa z trudem przechodziły mu przez gardło. Chłopiec jest potworem z Szeolu, a wy pytacie, jak się czuje? — Tak dobrze, jak można by się spodziewać.
Przestali zwracać na niego uwagę i wrócili do rozmowy. Powoli zaczynał rozumieć, o czym mówią. Alvin chciał chyba, żeby ktoś wyciął chorą część kości. Measure przyniósł nawet z szopy piłę o drobnych zębach. Trwał spór między Faith a Measure'em, bo Faith nie życzyła sobie, by ktoś ciął piłą jej syna. I drugi, między Millerem a tamtą dwójką, gdyż Miller nie chciał tego zrobić, a Faith zgodziłaby się tylko wtedy, gdyby ojciec Alvina przeprowadził operację.
— Jeżeli uważasz, że trzeba to zrobić — powiedziała Faith — to nie rozumiem, jak możesz komu innemu pozwolić ciąć własnego syna.
— Nie mogę — upierał się Miller.
Thrower pomyślał, że Miller się boi. Boi się dotknąć nożem swego syna.
— Prosił, żebyś ty to zrobił, tato. Powiedział, że narysuje, gdzie ciąć. Zaznaczy na nodze. Ty tylko natniesz kawałek skóry i odciągniesz na bok. Pod spodem będzie kość. Wytniesz w niej klin i usuniesz chore miejsce.
— Nigdy nie zemdlałam — wtrąciła Faith. — Ale teraz słabo mi się robi.
— Jeśli Al Junior mówi, że tak trzeba zrobić, to róbcie! — zawołał Miller.
— Ale ja nie mogę.
Wtedy właśnie na wielebnego Throwera niby światło w mroku spłynęła łaska. Dostrzegł sposób, by odpokutować swą słabość. Najwyraźniej Pan stworzył mu dokładnie taką okazję, jaką zapowiedział Przybysz. Okazję, by chwycić nóż, rozciąć nogę chłopca, a potem przypadkiem, tylko przypadkiem przebić arterię i pozwolić, by wraz z krwią uszło życie. W kościele cofnął się przed tym czynem, gdyż sądził, że Alvin jest zwykłym chłopcem. Teraz zrobi to chętnie wiedząc, że to czyste zło ukryte pod postacią dziecka.
— Ja pomogę — oznajmił.
Spojrzeli na niego zaskoczeni.
— Nie jestem chirurgiem — mówił dalej. — Ale mam pewną wiedzę z anatomii. Jestem uczonym.
— Guzy na głowie — burknął Miller.
— Zarzynaliście kiedyś bydło albo świnie? — zapytał Measure.
— Measure! — Faith była wstrząśnięta. — Twój brat nie jest zwierzęciem!
— Chciałem tylko wiedzieć, czy zwymiotuje na widok krwi.
— Widywałem już krew — odparł Thrower. — I nie żywię lęku, skoro operacja ma przynieść ocalenie.
— Wielebny, nie możemy cię prosić o tak wiele — oświadczyła pani Faith.
— Teraz widzę, że to chyba natchnienie sprowadziło mnie dzisiaj w to miejsce, choć przez wiele lat omijałem ten dom.
— To mój tępogłowy zięć was sprowadził — rzucił zaczepnie Miller.
— No cóż, tak tylko pomyślałem. Widzę przecież, że nie chcecie powierzyć mi operacji. Nie mam pretensji. Wprawdzie chodzi o życie waszego syna, ale to niebezpieczna rzecz, gdy obcy rozcina nożem ciało dziecka.
— Nie jesteście obcy — upierała się Faith.
— A jeśli coś się nie uda? Jeśli popełnię błąd? Poprzedni uraz mógł zmienić bieg niektórych naczyń krwionośnych. Mogę rozciąć arterię, a chłopiec w kilka chwil wykrwawi się na śmierć. Wtedy będę miał jego życie na sumieniu.
— Pastorze — oświadczyła Faith. — Nie możemy obwiniać was o przypadek. Możemy tylko spróbować.
— Jeśli czegoś nie zrobimy, on umrze — wtrącił Measure. — Mówi, że trzeba operować natychmiast, zanim choroba się rozszerzy i dokona spustoszeń.
— Może któryś z waszych starszych synów? — zaproponował Thrower.
— Nie ma czasu, żeby ich sprowadzić! — krzyknęła Faith. — Alvinie, dałeś chłopcu własne imię. A teraz chcesz, by umarł, bo nie możesz znieść w domu kaznodziei?
Miller pokręcił głową.
— Zróbcie to zatem — zgodził się przygnębiony.
— Alvin wolałby ciebie, tato — zauważył Measure.
— Nie! — krzyknął gniewnie Miller. — Ktokolwiek inny będzie lepszy. Lepszy nawet on niż ja.
Thrower dostrzegł zawód, wręcz pogardę na twarzy syna. Wstał i podszedł do Measure'a, który siedział, trzymając w rękach nóż i piłę do kości.
— Młody człowieku — powiedział. — Nie posądzaj bliźniego o tchórzostwo. Nie wiesz, jakie powody skrywa w swoim sercu.
Obejrzał się. Miller był zaskoczony, ale patrzył na niego z wdzięcznością.
— Daj mu narzędzia — polecił.
Measure podał nóż i piłę. Thrower wyjął chusteczkę i starannie zawinął instrumenty.
To nie było trudne. Wystarczyło kilka chwil, a sami go prosili, by chwycił nóż, z góry wybaczając wszystkie wypadki, jakie mogą się zdarzyć. Nawet Alvin Miller po raz pierwszy okazał mu przychylność. Oszukałem was wszystkich, myślał. Jestem godnym przeciwnikiem waszego piekielnego władcy. Okłamałem wielkiego kłamcę. Nim minie godzina, odeślę do piekła jego grzeszny pomiot.
— Kto przytrzyma chłopca? — zapytał. — Nawet napojony winem podskoczy z bólu, jeśli ktoś nie będzie go trzymał.
Читать дальше