Kiedy tak pracowali, kruki przynosiły im coraz to nowe wieści. W ten sposób dowiedzieli się, że król elfów skręcił nad Jezioro, że mają wobec tego czas by odetchnąć. Jeszcze pomyślniejsza była nowina, że trzy spośród kucyków ocalały i błąkają się po wybrzeżu w dole Bystrej Rzeki, opodal składu, w którym złożono część zapasów. Większość krasnoludów została przy robocie, ale Fili i Kili pod przewodem kruka powędrowali po kucyki i przywieźli wszystko, co zdołali zmieścić w jukach.
Tak upłynęły cztery dni, a przez ten czas krasnoludy już się dowiedziały, że połączone siły ludzi znad Jeziora i elfów spieszą w stronę Góry. Teraz jednak kompania Thorina nabrała otuchy: żywności mieli — przy oszczędnym wydzielaniu — na kilka tygodni, co prawda przeważnie suchary, które wszystkim już się uprzykrzyły, lepsze jednak suchary niż nic. Wrota były zabarykadowane murem z kanciastych kamieni, kładzonym bez zaprawy, ale grubym i wysokim, zagradzającym w poprzek wejście. W murze zostawiono szpary, przez które obrońcy mogli wyglądać (lub strzelać), lecz nikt nie mógł dostać się do wnętrza. Chcąc wyjść lub wejść do groty, krasnoludy wspinały się za pomocą drabin, a wszelki sprzęt i tobołki wciągały na linach. Dla źródła, tryskającego tędy, zbudowali pod barykadą niską, sklepioną bramę, lecz tak zmienili wąskie łożysko, że woda rozlewała się u wejścia groty w szeroki staw ciągnący się od skalnej ściany aż do wodospadu, przez który potok spływał w dolinę Dal. Do bramy można więc było teraz zbliżyć się albo wpław, albo wąską ścieżką biegnącą tuż pod urwiskiem po prawej stronie (jeśli patrzysz z zewnątrz ku wrotom). Kucyki podprowadzono tylko do schodów nad starym mostem, tam je rozjuszono i zalecając wracać do dawnych właścicieli, puszczono na południe.
Nagle w dolinie Dal, dość daleko na południe, rozbłysły nocą światła, jakby ognisk i pochodni.
— Już są — zawołał Balin. — Obóz wydaje się ogromny. Musieli wejść w dolinę pod osłoną zmierzchu, idąc obu brzegami rzeki naraz.
Tej nocy krasnoludy niewiele spały. Ranek jeszcze był szary, kiedy zobaczyły zbliżający się jakiś oddział. Zza muru obserwowały, jak nadciągał z głębi doliny i wspinał się powoli w górę. Wkrótce już mogły rozróżnić uzbrojonych jak na wojnę ludzi znad Jeziora obok elfów z włóczniami. W końcu pierwsi żołnierze ukazali się na szczycie usypiska skalnego nad wodospadem. Zdumieli się bardzo na widok Bramy zabarykadowanej świeżo wzniesionym kamiennym murem.
Gdy przystanęli, pokazując sobie wzajem barykadę i rozmawiając, Thorin zakrzyknął donośnym głosem:
— Coście za jedni? Dlaczego przychodzicie zbrojni jak na wojnę pod bramę pałacu Thorina, syna Thraina, Króla spod Góry? Czego chcecie?
Nie odpowiedzieli. Zawrócili szybko, a potem reszta oddziału, napatrzywszy się Bramie i fortyfikacjom, poszła także w ich ślady. Tego dnia obóz został przesunięty bliżej między dwa ramiona Góry. Echo odbijało wśród skał gwar głosów i śpiewów, nie słyszanych tutaj od wieków. Dochodziły też dźwięki harf i muzyki elfów. A gdy melodia dotarła do uszu krasnoludów, rzekłbyś, powietrze pocieplało i zapachniało nikłą wonią leśnych kwiatów rozkwitających o wiośnie.
Bilba zdjęła wówczas ochota ucieczki z ciemnej fortecy i przyłączenia się do wesołej zabawy i uczty przy ogniskach. Młodszym krasnoludom także drgnęły serca, ten i ów mruczał, że wolałby inny obrót sprawy i chętnie powitałby przybywających jako przyjaciół. Ale Thorin zmarszczył się na to gniewnie.
Wobec tego krasnoludy również pościągały harfy i inne instrumenty wyszukane w skarbcu, by muzyką rozchmurzyć wodza. Pieśń ich nie była jednak podobna do śpiewu elfów, przypominała natomiast bardzo tę, która rozbrzmiewała niegdyś w norce Bilba:
Przyszedł wreszcie, przyszedł dzień —
Król wstępuje w groty cień.
Gad ubroczył krwią jej progi,
Tak wyginą wszystkie wrogi.
Długa lanca, ostry miecz,
Brama twarda, choć w nią siecz!
Złota śmiałe szuka serce,
Kres krasnali poniewierce.
Działa krasnoludów czar.
W ciszę młotów dźwięk się wdarł,
Tam gdzie mrok pod skałą władnie
I gdzie dziwy drzemią na dnie.
Już krasnale niżą wraz
Na drut srebrny błyski gwiazd,
A ze złotych drutów zgodnie
Dobywają harf melodię.
Górski tron już wolny znów!
Ludu słuchaj naszych słów!
Rzucaj góry i doliny,
Bo królowi trza drużyny.
Zew nasz dudni niby młot,
Wróćcie do swych starych grot.
Król u bram już czeka oto —
W rękach skarby ma i złoto.
Bowiem przyszedł wreszcie dzień,
Że król wstąpił w groty cień.
Straszny Gad krwią zbroczył progi —
I tak zginą wszystkie wrogi.
Śpiew przypadł Thorinowi do smaku, toteż król krasnoludów uśmiechnął się znowu i poweselał; zaczął obliczać odległość od Żelaznych Wzgórz i zastanawiać się, ile czasu będzie potrzebował Dain na dojście pod Samotną Górę, jeśli oczywiście wyruszy natychmiast po otrzymaniu wiadomości od krewniaka. Ale Bilbo stracił humor po wpływem tych pieśni i rozmów: brzmiały zbyt wojowniczo.
Nazajutrz o świcie oddział włóczników przekroczył rzekę i pomaszerował w górę doliny. Nieśli przed sobą zieloną chorągiew króla elfów i błękitną — ludzi znad Jeziora. Podeszli aż pod mur zagradzający wrota.
I znów Thorin okrzyknął ich donośnym głosem:
— Kto jesteście, że przychodzicie uzbrojeni jak na wojnę pod bramę pałacu Thorina, syna Thraina, Króla spod Góry?
Tym razem usłyszał odpowiedź. Wysoki, ciemnowłosy mężczyzna o ponurej twarzy wysunął się naprzód i zawołał:
— Witaj, Thorinie! Dlaczego zamykasz się jak rozbójnik w swojej kryjówce? Nie jesteśmy ci wrogami, radujemy się, że wbrew spodziewaniu żyjecie jeszcze. Szliśmy tu myśląc, że nie zastaniemy żywego ducha. A skoro się spotkaliśmy, warto by zacząć rokowania i narady.
— Kto jesteś i co chcesz ze mną rokować?
— Jestem Bard, z mojej to ręki zginął smok i dzięki mnie wasz skarb został odzyskany. Czy to was nie obchodzi? Co więcej, jestem prawowitym potomkiem i dziedzicem Giriona z Dali, a w waszym skarbcu są między innymi także bogactwa złupione ongi przez Smauga w jego pałacach i mieście. Czy o tym nie godzi się porozmawiać? Ponadto w ostatniej bitwie Smaug zburzył domy ludzi z Es–garoth, a ja dotychczas jeszcze należę do poddanych władcy. W jego więc imieniu pytam, czy nie pomyśleliście o niedoli i nędzy ludzi znad Jeziora? Oni pomogli wam w ciężkiej chwili, wy zaś, miast dobrem za dobro odpłacić, ściągnęliście na nich nieszczęście, choć wiem, że nie chcieliście tego.
Były to uczciwe i sprawiedliwe słowa, jakkolwiek wygłoszone tonem dumnym i posępnym. Bilbo sądził, że Thorin natychmiast uzna zawartą w nich prawdę. Nie spodziewał się oczywiście, by ktokolwiek przypomniał sobie, że nie kto inny, lecz on właśnie wykrył słaby punkt w pancerzu smoka; dobrze robił, że na to nie liczył, bo rzecz prosta nikt nigdy o tym nawet nie napomknął. Ale nie brał też w rachubę czaru złota, na którym smok przez tak długie lata miał legowisko, ani kra–snoludzkiej chciwości. Thorin wiele godzin spędził ostatnimi dniami w skarbcu i pożądliwość ogarnęła jego serce. Chociaż przede wszystkim szukał Arcyklejno–tu, nie omieszkał zauważyć mnóstwa innych nagromadzonych tam cudowności, z którymi wiązały się prastare wspomnienia trudów i niedoli jego rodu.
Читать дальше