Zatrzymała się jak wryta, oczy stanęły jej w słup. Deth twarz miał wychudłą, wymizerowaną; otoczany od dziewięciu dni przez widma Hel niewiele pewnie spał.
— To ty? — wykrztusiła i spojrzała pytająco na Farra, wodzącego taksującym okiem po sufitach i ścianach sali. Duac, który w końcu się poruszył, szedł w jej stronę, lawirując ostrożnie między królami. Ci stali milczący, wyczekujący, w ich tarczach przyozdobionych wizerunkami dziwnych zwierząt odbijało się wpadające przez okna światło. Serce zaczęło jej walić jak młotem. Odzyskała w końcu głos. — Co tu robisz? Kiedy spotkaliśmy się na bezdrożach, mówiłeś, że idziesz do Lungold.
— Nie uśmiechało mi się spotkać z morgolą i jej strażniczkami — odparł przygaszonym głosem Deth. — Spłynąłem rzeką Cwill do Hlurle i wsiadłem tam na statek udający się do Caithnard. Niewiele pozostało w królestwie miejsc, w których jestem mile widziany.
— A więc przybyłeś tutaj?
— To jedno z ostatnich takich miejsc.
— Tutaj… — powtórzyła, a potem nabrała powietrza w płuca i krzyknęła: — Przybyłeś tutaj, a ja przez ciebie sprowadziłam do tego domu wszystkich królów Hel! — Przestraszony Duac zatrzymał się w pół kroku. Raederle usłyszała w głowie chrapliwe pytanie Farra i odwróciła się do niego. — Tak, przyprowadziliście nie tego człowieka! On nie jest nawet zmiennokształtnym!
— Znaleźliśmy go pod tą postacią i od tamtego czasu jej nie zmienił. — Zaskoczony Farr przyjął obronny ton. — Był jedynym obcym wędrującym potajemnie przez Hel.
— Niemożliwe! To tak wywiązujesz się z układu? Sporo musiałeś się natrudzić, by wyszukać mi człowieka, którego miałam najmniejszą ochotę zobaczyć.
— Dotrzymałem słowa. — Po minie Duaca Raederle zorientowała się, że chrapliwy, nieziemski głos Farra dociera również do niego. — Czaszka jest moja. Nasz układ przestaje obowiązywać.
— O, nie. — Raederle cofnęła się o krok i przycisnęła czaszkę do piersi. — Człowieka, którego przysiągłeś chronić, zostawiłeś bez opieki gdzieś w Hel, by zadręczyli go umarli, by odkrył go…
— Tam nie było nikogo innego! — wrzasnął Farr. Teraz nawet Deth się skrzywił. Farr postąpił krok w stronę Raederle, oczy mu płonęły. — Kobieto, przysięgłaś na własne imię, zawarłaś ze mną układ, który sprowadził mnie za próg, przez który Oen przeniósł tę czaszkę wraz z moim ostatnim przekleństwem i uczynił ze mnie króla swojego śmietnika. Jeśli nie oddasz mi czaszki, przysięgam, że…
— Nic nie przysięgniesz. — Raederle zebrała światło z tarcz, rozpaliła je w umyśle i odgrodziła się nim od Farra jak żółtą kratą. — I nie tkniesz mnie.
— Dasz sobie radę z nami wszystkimi, wiedźmo? — spytał posępnie Farr. — Spróbuj.
— Zaczekajcie — wyrzucił z siebie Duac i kiedy Farr przesunął wzrok na niego, uniósł w górę rękę. — Zaczekajcie. — Przestąpił ostrożnie przez świetlistą kratę i położył dłonie na ramionach Raederle. Spojrzała na niego i wydało jej się, że widzi bladą, skośnobrewą twarz Ylona o oczach nieokreślonej barwy. Drgnęła, dostrzegając w spojrzeniu brata udrękę i zdając sobie sprawę, że po raz pierwszy od wielu dni ma do czynienia z człowiekiem z krwi i kości. — Coś ty z siebie zrobiła? — wyszeptał. — Coś uczyniła temu domowi? Chciała mu wszystko opowiedzieć, wyjaśnić, dlaczego brudne włosy zwisają jej w strąkach do pasa, dlaczego wykłóca się z umarłym królem o jego czaszkę i skąd u niej umiejętność wyczarowywania ognia z powietrza. Ale w obliczu gniewu Farra nie zrobiła tego.
— Zawarłam z Farrem pewien układ… — powiedziała sztywno.
— Farr — wyszeptał ledwie dosłyszalnie. Skinęła głową i z trudem przełknęła ślinę.
— Zmusiłam Hallarda Blackdawna do wydania mi tej czaszki. Otoczona ogniem, urabiając ogień, przesiedziałam całą noc w coraz bliższym rebelii Hel, i do świtu zgromadziłam moc potrzebną do negocjacji. Przez Hel, zmierzając do Anuin, wędrował Naznaczony Gwiazdkami; Farr przysiągł, że w zamian za czaszkę skrzyknie umarłych królów i będzie go z nimi ochraniał. Przysiągł na własne imię i na imiona królów Hel. Ale nie wywiązał się z układu. Nie próbował nawet odnaleźć zmiennokształtnego; zaczął po prostu chronić pierwszego wędrującego przez Hel obcego, jakiego napotkał…
— Ten obcy nie miał nic przeciwko — przerwał jej chłodny głos Everna Sokolnika. — Uciekał przed pościgiem. Skorzystał z naszej ochrony.
— Oczywiście, że był ścigany! On… — Raederle urwała, bo w tym momencie dotarło do niej, jak wielkie zagrożenie sprowadziła na swój dom. — Duacu… — wyszeptała, czując pod palcami zimną kość czaszki. Ale Duac patrzył już na harfistę.
— Po co tu przyszedłeś? — spytał. — Naznaczony Gwiazdkami nie dotarł jeszcze do Anuin, ale z pewnością zdawałeś sobie sprawę, że kupcy przynieśli tu już jego opowieść.
— Myślałem, że może wasz ojciec wrócił.
— A niby co spodziewałaś się usłyszeć od naszego ojca? — zapytał bardziej ze zdziwieniem niż z gniewem Duac.
— Niewiele. — Deth stał ze zwieszoną głową, w pozie pełnej rezygnacji, ale na jego twarzy malowało się osobliwe skupienie, tak jakby słuchał czegoś, czego oni nie słyszeli. Raederle dotknęła ramienia Duaca.
— Duacu. — Głos jej drżał. — Duacu. Nie tylko królów Hel przyprowadziłam do Anuin.
Duac przymknął powieki i wymruczał coś pod nosem.
— Co znowu? Przed dwoma miesiącami zniknęłaś z Caithnard, uprowadzając statek ojca, i Rood musiał wracać do domu lądem sam, nie mając pojęcia, co się z tobą dzieje. Teraz pojawiasz się nie wiadomo skąd, bez zapowiedzi, w towarzystwie królów Hel i wyjętego spod prawa harfisty, z ukoronowaną czaszką pod pachą. Nie zdziwiłbym się, gdyby za chwilę zwaliły mi się na głowę stropy tego zamku. — Zawiesił na chwilę głos, mocniej ścisnął ją za ramiona. — Nic ci nie jest?
Pokręciła głową.
— Nie. Och, nie. Duacu, próbowałam ustrzec Morgona przed Ghisteslwchlohmem.
— Przed Ghisteslwchlohmem?
— On… on podążał przez Hel tropem Detha. Duac przeniósł wzrok na stojącego za nią Detha i powoli cofnął ręce z ramion siostry.
— No dobrze. — W jego głosie nie było nadziei. — Może uda się…
Przerwał mu napięty głos harfisty:
— Założyciela nie ma w An.
— Czułam go! — krzyknęła Raederle. — Deptał ci po piętach, kiedy przekraczałeś bramy Anuin. Czułam jego umysł przeszukujący wszystkie zakątki Hel; wdzierał się w mój umysł niczym czarny wiatr i czułam jego nienawiść, jego wściekłość…
— To nie był Założyciel.
— A kto… — Urwała. Otaczający ją mężczyźni, i ci żywi, i umarli, wydali jej się nieruchomi, jak figury na szachownicy. Zabrakło jej słów. Ściskając w dłoniach czaszkę, pokręciła głową.
— Nigdy bym tu nie przyszedł — podjął z nieoczekiwanym naciskiem w głosie harfista. — Ale nie pozostawiłaś mi wyboru.
— Morgon? — wyszeptała. Przypomniała sobie, jak szybko, bez rozgłosu opuścił Caithnard, przypomniała sobie jego anarchiczny umysł, który ją odnalazł, ale nigdy jej nie groził. — Przyprowadziłam ciebie tutaj, żeby mógł cię zabić? — Nie wyczytała odpowiedzi z jego zmęczonej, zrezygnowanej twarzy. Chciało jej się krzyczeć i płakać. Patrzyła na Detha, oddychając płytko. Gorące łzy napływały jej do oczu. — Są sprawy, dla których nie warto zabijać. Przeklinam nas wszystkich: ciebie, bo uczyniłeś go tym, kim się stał; jego, bo nie rozumie, kim się stał; i siebie, bo nieświadomie doprowadziłam niemal do waszego spotkania. Zniszczysz go swoją śmiercią. Tam są drzwi. Znajdź w Anuin statek…
Читать дальше