Gene Wolfe - Miecz Liktora

Здесь есть возможность читать онлайн «Gene Wolfe - Miecz Liktora» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 2007, ISBN: 2007, Издательство: Książnica, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Miecz Liktora: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Miecz Liktora»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Severian, wygnany z konfraterni katów za złamanie zasad, dotarł do Thraxu. Obejmuje stanowisko liktora i sumiennie wypełnia obowiązki strzegąc więźniów i ścinając skazańców. Mimo poszukiwań nie zdołał zwrócić Pazura Łagodziciela — klejnot o uzdrawiającej mocy zaczyna mu ciążyć, odbierając spokój i sen. Severian wyczuwa coraz bardziej mrok gromadzący się nad światem, zaczyna wątpić w swoje powołanie, aż wreszcie wbrew rozkazowi archonta daruje życie kobiecie skazanej na uduszenie. Musi uciekać z Thraxu i udaje się na północ, w góry zamieszkane przez istoty, które odrzuciły człowieczeństwo. Rozpoczyna niebezpieczną podróż, która wyjaśni wiele kłębiących się wokół niego tajemnic.

Miecz Liktora — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Miecz Liktora», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

U podnóża stromego zbocza, ukryta częściowo w jego cieniu, znajdowała się niewielka plaża. Wyspa Llibia nie zdołała jednak do niej dopłynąć, gdyż osiadła na mieliźnie kilkanaście kroków od brzegu, w związku z czym musiałem po raz kolejny skoczyć do wody, tym razem trzymając Terminus Est wysoko nad głową. Na szczęście nie było przyboju, a choć deszcz wisiał w powietrzu, to jeszcze nie zaczęło padać. Pomagałem wyciągać łodzie na piasek, a w tym samym czasie inni uczestnicy ekspedycji przywiązywali wyspy do wielkich głazów za pomocą lin ze zwierzęcych ścięgien.

Po wędrówce, jaką odbyłem przez góry, wspinaczka wąską, zdradliwą ścieżką byłaby dla mnie błahostką, gdyby nie to, że musiałem odbyć ją po ciemku. Z tego powodu wolałbym chyba powtórnie schodzić ku chatce Casdoe, mimo że tam wysokość była znacznie większa.

Kiedy wreszcie dotarliśmy na szczyt urwiska, od muru wciąż jeszcze dzieliła nas spora odległość, ale nie mogłem jej dokładnie ocenić, gdyż widok zasłaniała kępa wybujałych sosen. Zebrałem wokół siebie wyspiarzy i zapytałem ich, czy wiedzą, skąd przybył statek, który wylądował na szczycie wieży. Zgodnie z moimi przypuszczeniami zapewnili mnie, iż nie mają pojęcia, a wówczas powiedziałem, że ja wiem (naprawdę wiedziałem, gdyż zostałem ostrzeżony przez Dorcas, mimo że nigdy wcześniej nie przeżyłem takiego spotkania) i że ze względu na jego obecność powinniśmy najpierw przeprowadzić rekonesans, a dopiero potem podjąć ostateczną decyzję w sprawie ewentualnego ataku.

Nikt się nie odezwał, ale bez trudu wyczułem ich rozpacz i bezsilność. Wierzyli, że udało im się znaleźć bohatera, który poprowadzi ich ku zwycięstwu i oto stracili go jeszcze zanim rozpoczęła się bitwa.

— Spróbuję wejść do środka — oświadczyłem. — Potem wrócę do was, jeśli okaże się to możliwe, zostawiając za sobą tyle otwartych drzwi, ile się da.

— A jeżeli nie będziesz mógł wrócić? — zapytał Llibio. — Skąd będziemy wiedzieli, kiedy nadejdzie odpowiedni moment, by wyciągnąć noże?

— Dam wam jakiś znak — odparłem, po czym wytężyłem umysł, usiłując wymyślić jakiś sygnał, który mógłbym przesłać będąc zamknięty w tej ciemnej wieży. — Z pewnością mają tam pochodnie. Zamacham jedną przez okno i zrzucę ją na dół. Jeżeli nie dam znaku i nie wrócę, będzie to oznaczało, że zostałem uwięziony. Wówczas ruszycie do ataku, kiedy pierwszy skrawek słonecznej tarczy wychyli się zza szczytów gór.

* * *

Niedługo potem stałem już przed zamkową bramą, łomocąc ogromną żelazną kołatką w kształcie głowy mężczyzny (o ile mogłem wyczuć to palcami).

Nie uzyskałem odpowiedzi. Po kilku oddechach zastukałem ponownie. Wyraźnie słyszałem echo mego łomotania, przypominające puste dudnienie w piersi olbrzyma, ale nie odezwały się żadne głosy. Przez cały czas miałem przed oczami ohydne twarze, jakie ujrzałem w ogrodzie Autarchy i z lękiem oczekiwałem wystrzału, mimo iż zdawałem sobie sprawę, że gdyby hierodule rzeczywiście postanowili mnie zgładzić — a przecież to oni przywieźli na Urth wszystkie rodzaje wysokoenergetycznej broni — to pewnie niczego bym nie usłyszał. Powietrze było tak spokojne, jakby zamarło w oczekiwaniu razem ze mną. Daleko na wschodzie przetoczył się huk gromu.

Wreszcie rozległ się odgłos kroków tak szybkich i lekkich, że w pierwszej chwili wziąłem je za kroki dziecka, potem zaś dziwnie znajomy głos zapytał:

— Kto tam? Czego chcesz?

— Mistrz Severian z Zakonu Poszukiwaczy Prawdy i Skruchy — odparłem. — Przybywam z polecenia Autarchy, którego prawo jest chlebem dla jego poddanych.

— Zaiste! — wykrzyknął doktor Talos i otworzył szeroko bramę. Przez dłuższą chwilę nie byłem w stanie wykrztusić ani słowa i tylko wpatrywałem się w niego wytrzeszczonymi oczami.

— Powiedz mi, a czegóż może chcieć od nas Autarcha? Kiedy widziałem cię ostatnio, znajdowałeś się w drodze do Miasta Zakrzywionych Noży. Udało ci się tam dotrzeć?

— Autarcha pragnie wiedzieć, dlaczego twoi wasale pojmali jednego z jego sług. Ponieważ tak się składa, że chodzi akurat o mnie, nadaje to sprawie nieco odmienne znaczenie.

— Ależ oczywiście! Naturalnie! Także z naszego punktu widzenia, ma się rozumieć. Nie miałem pojęcia, że to ty byłeś tym tajemniczym przybyszem, który zjawił się w Murenie i jestem pewien, że nieszczęsny, stary Baldanders także nic nie wiedział. Wchodź, pogawędzimy sobie o tym.

Przekroczyłem próg, a doktor natychmiast zatrzasnął ciężką bramę i zasunął potężny żelazny rygiel.

— Doprawdy, nie ma o czym mówić — odparłem — ale jeśli już, to może zaczniemy od pewnego cennego klejnotu, który odebrano mi siłą, a następnie odesłano tobie.

Moja uwaga była jednak skoncentrowana nie na tym, co mówię, lecz na ogromnym kadłubie statku hieroduli. Znajdował się teraz dokładnie nad moją głową, a spoglądając na niego doświadczałem takiego samego uczucia dezorientacji, jakie towarzyszy mi niemal zawsze, gdy zbyt długo przyglądam się czemuś przez szkło powiększające. Wypukły spód kadłuba wyglądał nie tylko na coś, co nie należało do świata ludzi, ale w ogóle do naszej rzeczywistości.

— Ach, rzeczywiście — powiedział doktor Talos. — Twoje świecidełko ma teraz Baldanders, jeśli się nie mylę. Czy też raczej miał je, a potem gdzieś upchnął, ale jestem pewien, że ci je zwróci.

Z wnętrza okrągłej wieży (wyglądało na to, że utrzymuje cały ciężar statku, choć było to chyba niemożliwe) dobiegł stłumiony, przerażający odgłos, podobny do wycia wilka. Od chwili kiedy opuściłem Wieżę Matachina, nie słyszałem czegoś podobnego, ale nie zapomniałem, co to jest.

— Trzymasz tam więźniów? — zwróciłem się do doktora.

Skinął głową.

— Istotnie. Obawiam się, że w nawale przeróżnych zajęć zapomniałem ich nakarmić. — Machnął ręką w kierunku statku. — Ufam, Severianie, iż nie będziesz miał nic przeciwko spotkaniu z kakogenami? Jeżeli chcesz poprosić Baldandersa o zwrot klejnotu, musisz porozmawiać także z nimi.

Odparłem, że zupełnie mi to nie przeszkadza, choć niewiele brakowało, a wstrząsnąłbym się z obrzydzeniem.

Doktor uśmiechnął się, odsłaniając rząd białych, ostrych zębów, które tak dobrze zapamiętałem.

— To wspaniale. Zawsze uważałem cię za osobę pozbawioną wszelkich przesądów. Przypuszczam, że ma to związek z twoim wykształceniem: nauczono cię brać każdego takim, jakim jest.

ROZDZIAŁ XXXIII

OSIPAGO, BARBATUS I FAMULIMUS

Jak do większości tego rodzaju obronnych wież, do tej także wchodziło się nie na poziomie gruntu, lecz przez wąskie drzwi usytuowane jakieś dziesięć łokci nad brukowanym dziedzińcem, do których prowadziły równie wąskie, pozbawione poręczy schody. Drzwi te stały otworem, a kiedy weszliśmy do środka, stwierdziłem z zadowoleniem, że doktor Talos nie zamknął ich za nami. Przemierzyliśmy krótki korytarz (długością dorównywał zapewne grubości ścian wieży), po czym znaleźliśmy się w pomieszczeniu, które — jak wszystkie w tej budowli — zdawało się zajmować całe jej piętro. Wypełniały je maszyny z pewnością równie stare co te, jakich używaliśmy w Wieży Matachina, ale przeznaczenia tych, które teraz miałem przed oczami, nie byłem w stanie się domyślić. Wąskie schody przy jednej ze ścian prowadziły na wyższe piętro, przy przeciwległej natomiast inne, równie wąskie, ale pogrążone w ciemności, wiodły na dół, gdzie zapewne przetrzymywano więźnia, gdyż przeraźliwe wycie dobiegało właśnie spod podłogi.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Miecz Liktora»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Miecz Liktora» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Miecz Liktora»

Обсуждение, отзывы о книге «Miecz Liktora» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x