Jak gdyby wymówienie imienia syna było jakimś zaklęciem, dziecko przebudziło się i zaczęło płakać. Helvis skrzywiła się. Wstała i podniosła małego.
— Zsiusiałeś się czy chcesz, by cię przytulić? — zapytała.
Okazało się, że to drugie; po kilku minutach Dosti znów spał.
— Przypuszczani, że znów będę musiał przyzwyczaić się do wstawania po pięć razy w nocy. Dlaczego nie załatwisz tego tak, by od razu mieć trzylatka i zaoszczędzić nam tego całego zamieszania?
Helvis skorzystała z okazji, by odwzajemnić wcześniejszego kuksańca.
Przytulił ją, uważając na jej brzuch i na własne zranione ramię. Pomogła mu ściągnąć bluzę przez głowę. Jednak nawet wtedy, gdy leżeli nadzy na macie, trybun widział twarz Alypii Gavry, rozpamiętywał dotyk jej ust. Dopiero wtedy zrozumiał, dlaczego nie zareagował z oczekiwaną radością na nowiny Helvis.
Uświadomił sobie również coś innego i zaśmiał się cichutko.
— O co chodzi kochanie? — zapytała, dotykając jego policzka.
— Nic ważnego. Takie tam głupie myśli.
Chrząknęła z zaciekawieniem, ale on nie wyjaśnił nic więcej. Nie ma mowy — pomyślał — przecież nie może powiedzieć jej, że teraz rozumie, dlaczego tak często popełniała gafę i nazywała go imieniem zmarłego kochanka.
— Rzućmy na to okiem — rozkazał Gorgidas następnego ranka. Marek zasalutował i wyciągnął rękę. Rana wyglądała dobrze; skraje były nierówne i zaczerwienione, ale rozcięcie pokrywał brązowy strup. Grek chrząknął z zadowolenia na ten widok, a potem jeszcze raz, gdy ją powąchał.
— Nie psuje się — powiedział trybunowi. — Twoje ciało dobrze się goi.
— To twoja mikstura spełniła swe zadanie, chociaż paskudnie szczypała. — Gorgidas potraktował ciecie ciemnobrązowym płynem, który nazwał barbarum: była to mieszanina sproszkowanego grynszpanu, tlenku ołowiu, ałunu, smoły i żywicy z równymi częściami octu i oleju. Rzymianin krzywił się za każdym razem, gdy Grek smarował mu ranę, ale lekarstwo okazało się skuteczne.
Gorgidas znów tylko chrząknął, nie wzruszony pochwałą. Nic nie było w stanie go poruszyć od śmierci Kwintusa Glabrio. Teraz zmienił temat pytaniem:
— Czy wiesz, kiedy Imperator planuje wysłać misję do Arshaum?
— Nie tak szybko. Okręty Bouraphosa zatapiają wszystko, co wystawia dziób z portu. Dlaczego pytasz?
Grek spojrzał nań pustym wzrokiem. Marek zobaczył, jak bardzo zmizerniał, w dodatku miał wystrzępione włosy po obcięciu loka na znak żałoby po Glabrio.
— Dlaczego? — powtórzył Gorgidas. — Nic prostszego: mam zamiar z nimi jechać. — Zacisnął szczęki, bez zmrużenia oka przyjmując spojrzenie Skaurusa.
— Nie wolno ci — rzekł przestraszony trybun.
— A dlaczego? Jak zamierzasz mnie powstrzymać? — Głos lekarza był niebezpiecznie spokojny.
— Mogę wydać ci rozkaz.
— Czy na pewno możesz i czy będzie to zgodne z prawem? To byłoby doskonałą kwestią dla adwokatów w Rzymie. Jestem przydzielony do legionów, tak, ale czy jestem legionistą? Chyba nie, nie bardziej niż markietan czy miejski szewc, który pracuje na kontrakcie. O ile nie każesz mnie skuć, nie posłucham twego rozkazu.
— Ale dlaczego? — zapytał bezradnie Marek.
Nie miał zamiaru zakuwać Gorgidasa w żelaza. To, że Grek był jego przyjacielem, miało mniejsze znaczenie. Gorgidas był na tyle uparty, że nie potrafiłby zmusić go do wykonywania obowiązków wbrew jego woli.
— Odpowiedź jest dość prosta; znasz moje zainteresowania — wyprawa uzupełni moje informacje na temat plemion i obyczajów Arshaum, bo Arigh nie wszystko może mi powiedzieć. Myślę, że etnografia jest czymś, czym, jak mam nadzieję, uda mi się zająć na poważnie.
Gorycz zawarta w słowach Greka dała Skaurusowi klucz, którego potrzebował.
— A medycyna? A co z nami, twoimi pacjentami, kurowanymi niekiedy po tuzin razy? Co z tym? — Wyciągnął ku lekarzowi zranioną rękę.
— Co z tym? Jeśli chcesz wiedzieć, nadal jest to kawał paskudnie rozpłatanego mięsa. — Skoncentrowany na swoim nieszczęściu i pogardzie dla samego siebie, Gorgidas pomijał fakt, że jest doskonałym lekarzem. — Videssański uzdrawiacz załatwiłby to w pięć minut, zamiast przez półtora tygodnia martwić się, czy nie zacznie się jątrzyć.
— O ile w ogóle mógłby coś zrobić — odciął się Marek. — Wiesz, że nie potrafią leczyć niektórych ran, a gdy zbyt długo używają swej mocy, to wycieka ona z nich jak woda z dziurawego garnka. A ty zawsze dajesz z siebie wszystko.
— Kiepskie i godne pożałowania jest to „wszystko”. Mimo moich starań Minucjusz już byłby martwy, i Publiusz Flakkus, i Kotyliusz Rufus po Maraghrze, i ilu jeszcze? Jesteś durniem uważając mnie za lekarza, skoro nie mogę nawet nauczyć się sztuki, która dała im życie. — W oczach Greka pojawił się nawiedzony wyraz. — Nie mogę! Widzieliśmy to, prawda?
— Więc uciekniesz na stepy i zrezygnujesz nawet z prób?
Gorgidas skrzywił się, ale powiedział:
— Nie próbuj mnie zawstydzić, Skaurusie. To nic nie da.
Trybun zarumienił się, zły na siebie, że dał się przejrzeć. Grek kontynuował:
— W Rzymie nie byłem złym lekarzem, ale tutaj jestem zerem. Jeżeli mam jakiś talent do historii, może na tym polu zdołam zostawić coś wartościowego. Naprawdę, Marku… — Skaurus był wzruszony, bowiem lekarz nigdy wcześniej nie użył jego imienia — …wszystkim wam lepiej będzie z kapłanem-uzdrawiaczem. Znosiliście moje fochy wystarczająco długo.
Jasne było, że żaden zwykły argument nie może zmienić zdania Gorgidasa. Gdy zabrakło mu ważkich argumentów, Marek zawołał:
— Ale jeżeli nas zostawisz, z kim będzie się kłócił Viridoviks?
— No, teraz prawie ci się udało — przyznał Gorgidas z uśmiechem. — Będzie mi brakowało tego rudego opryszka, mimo jego zadziornego charakteru. Ale nie trafiłeś; dopóki Viridoviks ma Gajusza Filipusa, nigdy nie braknie im tematów do kłótni.
Skaurus, pokonany, wyrzucił ręce w powietrze.
— Zatem niech tak będzie. Ale po raz pierwszy cieszę się, że Bouraphos przyłączył się do buntowników. Nie tylko dzięki niemu zostaniesz z nami dłużej, ale będziesz miał więcej czasu na odzyskanie rozsądku.
— Nie sądzę, bym go stracił. Może pojechałbym nawet wtedy, gdyby… wszystko poszło inaczej. — Grek przerwał i poderwał głowę. — Bezużyteczność nie jest przyjemnym uczuciem. — Wstał. — Jeśli wybaczysz, Gawtruz obiecał opowiedzieć mi o podaniach swego ludu na temat najazdu na Thatagush. Porównanie ze sprawozdaniami historyków videssańskich powinno okazać się fascynujące, nie sądzisz?
Jakakolwiek by była odpowiedź Marka, Grek nie czekał, by ją usłyszeć.
Trybun stał na baczność po prawej stronie imperatorskiego tronu. Na tej uroczystości nie cieszył się miejscem honorowym; patriarcha Balsamon stał krok bliżej Imperatora. Nie wiadomo, jak udało mu się osiągnąć taki efekt, ale naczelny dostojnik Videssos, w szatach z błękitnego jedwabiu i złotogłowiu, wyglądał jak pospolity włóczęga. Szpakowata broda spływała nieporządnie po perłach zdobiących przód jego ornatu.
Po lewej stronie Imperatora stała Alypia Gavra, w stroju tak ciemnym, jak tylko dopuszczał protokół. Skaurus po uczcie sprzed dwóch tygodni widywał ją jedynie z daleka; dwa razy prosił o posłuchanie i dwa razy dostał odpowiedź odmowną. Prawie bał się spotkać z nią oko w oko, ale jej skinienie, gdy zebrali się przy tronie, przywróciło mu odwagę.
Komitta Rhangawe, nie posiadająca oficjalnego statusu, została odprawiona między dworzan, którzy stali w szpalerze wzdłuż długiej centralnej kolumnady. Jej ostre, twarde oblicze wyróżniało się w morzu pulchnych, dobrotliwych twarzy, niczym sokół w stadzie gołębi. Zobaczywszy Rzymianina, zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu Viridoviksa; Marek był zadowolony, że go nie ma.
Читать дальше