— Wewnątrz murów panuje większy chaos niż ten, który widziałam po drodze.
Gajusz Filipus skinął głową, jakby usłyszał to, czego się spodziewał.
— Wpadli w panikę, kiedy dotarła wieść, że zostaliśmy pobici?
Mówił zrezygnowanym tonem. Widział dość zwycięstw i klęsk, by ich następstwa nie stanowiły dla niego tajemnicy.
Rzymianie stłoczyli się wokół Nevraty, wykrzykując imiona swoich kobiet i zasypując ją pytaniami.
— Wyjechałam wczoraj. Kiedy ostatnio je widziałam, były całe i zdrowe. Wasze dziewczyny są rozsądne. Mają dość rozumu, by nie uciekać z miasta.
— Więc mieszkańcy zamierzają uciec? — zapytał Skaurus czując, że zamiera mu serce.
Nevrata natychmiast położyła kres jego obawom.
— Helvis zna wojnę, Marku. Mam ci przekazać, że zostanie w Khliat, póki pierwszy Yezda nie pojawi się na murach.
Trybun bał się, że głos go zawiedzie, wiec tylko skinął głową w podziękowaniu. Poczuł nagle, jakby zdjęto mu ciężar z ramion. Wiedział jednak, że Helvis nie miała takiej pewności, iż on żyje.
Dla innych Rzymian również były nowiny z Khliat.
— Jest tutaj Kwintus Glabrio?
Młody centurion stał niemal przy Nevracie, ale jak zwykle nie zwracał na siebie uwagi. Zrobił krok do przodu. Nevrata roześmiała się zaskoczona.
— Przepraszam. Twoja Damaris obiecała, że będzie na ciebie czekać w mieście.
— Jestem pewien, że będzie robić nie tylko to — odparł z uśmiechem.
Rzymianie, którzy znali Damaris, roześmiali się. Gorąca videssańska dziewczyna potrafiła mówić za siebie i za Glabrio.
— Minucjuszu — mówiła dalej Nevrata. — Erene przekazuje ci, że przestała wymiotować. Trochę się zaokrągliła.
— Miło to słyszeć — powiedział krzepki legionista.
Po tygodniu bez brzytwy miał gęsty czarny zarost.
Nevrata spojrzała na Marka z rozbawieniem w brązowych oczach.
— Helvis nie ma dla ciebie takiej samej wiadomości, przyjacielu. Przez większość czasu jest zielona jak por.
— Dobrze się czuje? — zapytał niespokojnie.
— Tak, świetnie. Nie ma się czym martwić. Wy mężczyźni jesteście jak dzieci w tych sprawach.
Miała tyle pocieszających i uspokajających nowin, że ktoś wreszcie zawołał:
— Skoro jest tak dobrze, dlaczego uciekłaś z miasta?!
— Nie jest aż tak dobrze — odparła. — Pamiętajcie, że wiadomości przynoszę od osób, które miały dość rozsądku, żeby zostać, i dość hartu, by wierzyć, że znowu was zobaczą. Większość jest innego pokroju. Uciekają jak zające od chwili, kiedy Ortaias Sphrantzes przygalopował do miasta z wieścią, że wszystko stracone.
Na dźwięk nazwiska młodego arystokraty podniosły się gniewne okrzyki i przekleństwa. To on dowodził lewym skrzydłem armii videssańskiej i jego paniczna ucieczka zamieniła spokojny odwrót w druzgoczącą klęskę. Nevrata skinieniem głowy skwitowała wybuch Rzymian. Nie widziała ucieczki Ortaiasa z pola bitwy, ale była w Khliat.
— Zatrzymał się tylko po to, by zmienić konie — rzuciła pogardliwie. — Ten, którego zajeździł, padł następnego dnia. Biedne stworzenie. Ortaias natychmiast znowu pognał na wschód. I krzyżyk mu na drogę, jeśli kogoś interesuje, co myślę.
— Masz rację, dziewczyno — odezwał się Gajusz Filipus i jako żołnierz z krwi i kości zapytał od razu: — Widziałaś po drodze jakichś Yezda albo naszych?
— Wielu Yezda. Na wschodzie jest ich więcej, ale nie ma wśród nich żadnej dyscypliny. Skaczą jak żaby za muchami, atakują wszystko, co się rusza. Połączyła ich królewska armia. Po rozgromieniu jej znowu się podzielili i szukają nowych terenów. Całe Videssos po tej stronie Końskiego Brodu stoi przed nimi otworem.
Marek wyobraził sobie zachodnie ziemie Videssos spustoszone przez nomadów, żyzne pola spalone, miasta, które nawet nie miały murów obronnych, gdyż od dawna żyły w pokoju, a teraz mogły stać się igraszką barbarzyńskich najeźdźców, o płonących ołtarzach i krwawych ofiarach dla mrocznego boga Yezda Skotosa. Odsunął od siebie te straszne obrazy i powtórzył drugą część pytania Gajusza Filipusa:
— A co z wojskami Imperium?
— Większość została równie mocno przetrzebiona jak oddziały Ortaiasa. Widziałam trzech Yezda, którzy ścigali cały szwadron kawalerii i zaśmiewali się do rozpuku. Jeden ruszył za mną, ale zgubiłam go w skalistym terenie. — Jednym zdaniem Nevrata skwitowała dwie godziny przerażenia. — Dzień jazdy od was widziałam resztkę regimentu Namdalajczyków. Nomadzi omijali ich szerokim łukiem.
— To możliwe — wtrącił Viridoviks. — Namdalajczycy są twardzi jak skała.
Rzymianie podzielali tę opinię. Wojownicy z namdalajskiej wyspy Duchy, ambitni jak wszyscy najemnicy, byli w oczach Videssan heretykami, ale walczyli tak dobrze, że Imperium chętnie ich wynajmowało.
— Widziałaś Thorisina Gavrasa? — zapytał Skaurus.
Znowu pomyślał o przyłączeniu się do niego.
— Sevastokratora? Nie. Nic też o nim nie słyszałam. Czy to prawda, że Imperator nie żyje? Ortaias twierdził, że tak.
— To prawda. — Marek nie wspomniał o upiornym dowodzie śmierci Mavrikiosa.
— Skąd Sphrantzes mógł to wiedzieć? — zapytał Gorgidas, który wychwycił coś, co trybun przeoczył. — Uciekł, zanim Imperator zginął.
Gdy Rzymianie zrozumieli, co to oznacza, wydali pomruk.
— Może tak bardzo tego chciał, że nie miał żadnych wątpliwości — zasugerował Kwintus Glabrio. — Ludzie często wierzą w to, czego najbardziej pragną.
Glabrio zwykle przypisywał ludziom najlepsze intencje. Markowi, który w rodzinnym Mediolanie parał się polityką, nasunęło się inne wytłumaczenie. Ortaias Sphrantzes pochodził z rodu, który rządził Imperium. Jego wuj Yardanes Sphrantzes, Sevastos czy też inaczej premier, był głównym rywalem Mavrikiosa.
— Czy nie dość się nagadaliśmy? — Gajusz Filipus przerwał rozmyślania Skaurusa. — Im szybciej wyruszymy do Khliat, tym prędzej będziemy mogli przystąpić do działania zamiast strzępić języki.
— Nie masz litości — stwierdził Viridoviks, wycierając wierzchem dłoni spocone czoło. — Zapominasz, że nie wszyscy są jak ten niestrudzony gigant z brązu, o którym opowiadają Grecy…
Spojrzał pytająco na Gorgidasa.
— Talos — podpowiedział mu Grek.
— Właśnie — ucieszył się Celt.
Był zapalczywy, energiczny i niezrównany, jeśli chodzi o krótkotrwały wysiłek, lecz starszy centurion — podobnie jak wielu Rzymian — przewyższał go wytrzymałością.
Mimo narzekań Viridoviksa Marek doszedł do wniosku, że Gajusz Filipus ma rację. On też uważał, że posuwali się za wolno. Mieli wielu rannych, którzy mogli sami iść, ale innych trzeba było nieść na noszach. Rzymianie powinni jak najszybciej dotrzeć do Khliat, zanim Yezda napadną na miasto i pokonają słaby garnizon, którego morale z pewnością było niskie. Przyszła mu do głowy jeszcze jedna myśl.
— Ostatnie pytanie, zanim ruszymy — powiedział do Nevraty. — Czy coś wiadomo o Avsharze?
Był pewien, że książę-czarnoksiężnik próbuje zorganizować niesfornych nomadów, żeby przystąpić do ataku.
Nevrata potrząsnęła głową.
— Zupełnie nic, podobnie jak o Thorisinie. Dziwne, nieprawdaż?
Znała wojnę i brała udział w walkach, kiedy Yezda pierwszy raz napadli na Vaspurakan. W lot zrozumiała, o co chodzi trybunowi.
Przed zapadnięciem nocy Rzymianie i ich towarzysze znaleźli się niecały dzień drogi od Khliat. Nie nękani przez Yezda, rozbili ufortyfikowany obóz. Robili to już wielokrotnie. Legioniści uwijali się po obozowisku, kopiąc rów, budując przedpiersie i palisadę. Wewnątrz niej ustawili w równych rzędach skórzane ośmioosobowe namioty.
Читать дальше