Terry Pratchett - Piramidy

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Piramidy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1998, ISBN: 1998, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Piramidy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Piramidy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Najlepsza książka Pratchetta od czasu poprzedniej. A w niej: dlaczego matematyka rozwija się w krajach gorących, co robią piramidy oprócz ostrzenia żyletek, co rabują piraci, co myślą umarli i czym się zajmują podręczne, dlaczego żółwie nienawidzą filozofii, a kozy religii.

Piramidy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Piramidy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Dios zabębnił palcami po lasce.

— Tak. Nie wątpię, że sobie pozwoliłeś.

Stan kapłański oczekiwał powszechnie, że Koomi zostanie następcą Diosa, gdyby Dios naprawdę umarł, chociaż czekanie na jego śmierć nigdy nie było satysfakcjonującym zajęciem. Jedyna opinia przeciwna pochodziła od samego Diosa, który — gdyby miał przyjaciół — wyjawiłby im pewne warunki, jakie musiałyby być spełnione wcześniej, na przykład kaktusy rosnące na rękach, latające świnie i on, Dios, widziany osobiście w Piekle. Zapewne dodałby także, że jedyną różnicą między Koomim a świętym krokodylem jest zasadnicza uczciwość celów krokodyla.

— Bardzo dobrze — powiedział Dios.

— Jeśli wolno mi przypomnieć waszej eminencji… — odezwał się znowu Koomi.

Twarze pozostałych kapłanów były przyjemnie bez wyrazu.

— Słucham, Koomi.

— Książę, o Diosie. Czy został wezwany?

— Nie.

— Więc skąd będzie wiedział?

— Będzie wiedział — rzekł stanowczo Dios.

— Jakże się to stanie?

— Będzie wiedział. A teraz jesteście wolni. Idźcie, zajmijcie się swoimi bogami.

Wyszli pospiesznie, pozostawiając samotnego Diosa na stopniu tronu. Zajmował tę pozycję od tak dawna, że wyżłobił nawet wgłębienie w kamieniu. Pasował do niego doskonale.

Oczywiście, że książę się dowie. To właśnie jest porządek rzeczy.

Ale w zakamarkach umysłu, wyżłobionych głęboko przez lata rytuałów i przestrzegania tradycji, Dios dostrzegł pewien niepokój. Nie był tam na swoim miejscu. Niepokój to coś, co przytrafia się innym. Dios nie zaszedłby tak wysoko, gdyby pozwalał sobie na zwątpienie. A jednak w głębi tkwiła maleńka myśl, maleńka pewność, że z nowym królem będą kłopoty.

No cóż, chłopiec się nauczy. Wszyscy się uczyli.

Zmienił pozycję i skrzywił się. Wróciły bóle i zdrętwienie, a na to nie mógł pozwolić. Przeszkadzały mu w wypełnianiu obowiązków, a obowiązki są święte.

Znów musi odwiedzić nekropolię. Jeszcze dzisiaj wieczorem.

* * *

— Nie jest sobą, to chyba jasne.

— Więc kim jest? — zdziwił się Chidder. Chociaż już nie pijani, chlapiąc, brnęli ulicą, tym niezgrabnym krokiem dwóch ludzi, próbujących sterować trzecim. Teppic szedł między nimi, ale w sposób pozwalający wierzyć, że jego umysł nie ma z tym nic wspólnego.

Wokół nich otwierały się drzwi, padały przekleństwa, słychać było przeciągane na piętro meble.

— W górach musiała szaleć potworna burza — zauważył Arthur.

— Nawet wiosną nie ma takiej powodzi.

— Może powinniśmy mu spalić jakieś pióra pod nosem? — zaproponował Chidder.

— Najlepiej tej przeklętej mewy — burknął Arthur.

— Jakiej mewy?

— Przecież ją widziałeś.

— Ale co z nią?

— Widziałeś, prawda? — W oczach Arthura zapłonęła mroczna niepewność. W całym zamieszaniu mewa zniknęła.

— Byłem zajęty czymś innym — przypomniał skromnie Chidder.

— To pewnie przez te miętowe płatki, które nam podali do kawy. Od razu pomyślałem, że są trochę nieświeże.

— Stanowczo niesamowity był ten ptak — stwierdził Arthur. — Wiesz co? Postawmy go gdzieś, bo muszę wylać wodę z butów.

Niedaleko zauważyli piekarnię. Drzwi były otwarte, żeby świeże bochenki ostygły w porannym chłodzie. Oparli Teppica o ścianę.

— Wygląda, jakby ktoś walnął go w głowę — ocenił Chidder. — Ale nie walnął, prawda?

Arthur pokręcił głową. Twarz Teppica stężała w łagodnym uśmiechu. W cokolwiek wpatrywały się jego oczy, nie przebywało to w normalnym układzie wymiarów.

— Trzeba go doprowadzić do gildii^ do medyka…

Arthur urwał. Wokół rozlegał się niezwykły, szeleszczący dźwięk. Bochenki chleba podskakiwały na blachach. Jeden czy dwa leżały na podłodze i wirowały jak przewrócone na grzbiet chrabąszcze.

I nagle skórki pękły i z chleba strzeliły setki zielonych pędów.

W ciągu kilku sekund na blachach falował łan młodego zboża; zaczynało się już kłosić i zginać pod ciężarem ziarna. Arthur i Chidder przemaszerowali między nimi z kamiennymi twarzami, pokonując stumetrówkę nonszalanckim spacerkiem i mocno trzymając między sobą Teppica.

— Czy on to wszystko robi?

— Mam przeczucie… — Arthur obejrzał się na wypadek, gdyby jacyś rozgniewani piekarze wyszli na ulicę i zauważyli swoje agresywnie pełnoziarniste wypieki. I zatrzymał się tak nagle, że dwaj pozostali zakręcili się wokół niego jak ster wokół osi.

Przyjrzeli się uważnie brukowi.

— Niecodziennie widuje się coś takiego — zauważył po chwili Chidder.

— Chodzi ci o to, jak trawa i różne zielska wyrastają w każdym miejscu, którego dotknął stopą?

— Tak.

Spojrzeli na siebie. Potem, jak jeden mąż, spuścili wzrok na buty Teppica. Przyjaciel stał już po kostki w zieleni; młode pędy przeciskały się przez pękające, wiekowe brukowce.

Bez słowa chwycili go pod łokcie i unieśli nad ziemię.

— Medyk — oświadczył Arthur.

— Medyk — zgodził się Chidder.

Ale już wtedy wiedzieli, że sprawa wymaga czegoś więcej niż gorących kompresów.

* * *

Doktor odsunął się.

— Prosta sprawa — oświadczył, po krótkim zastanowieniu.

— Przypadek mortis portalis tackulatumz komplikacjami. — Co to znaczy? — zapytał Chidder. Doktor prychnął pogardliwie.

— W języku laików — wyjaśnił — jest martwy jak kłoda.

— A jakie są te komplikacje? Doktor rozejrzał się nerwowo.

— Ciągle oddycha — stwierdził. — Patrzcie, jego puls aż brzęczy, a temperaturę ma taką, że można by na nim smażyć jajka.

Zawahał się, świadom, że tłumaczenie jest zapewne zbyt jasne i zrozumiale. Medycyna na Dysku była nową sztuką i nie zajdzie daleko, jeśli ludzie będą ją rozumieli.

— Pyrocerebrum ouerfculinaire — oznajmił, wyszukawszy w pamięci odpowiednie słowa.

— Ale co pan może na to poradzić? — zapytał Arthur.

— Nic. On jest martwy. Wszystkie badania medyczne o tym świadczą. Zatem, hm… pochowajcie go w chłodnym miejscu i niech w przyszłym tygodniu zgłosi się na badania kontrolne. Za dnia, jeśli można.

— Przecież on oddycha!

— To odruchowe skurcze, mogące zmylić laika — wyjaśnił swobodnie doktor.

Chidder westchnął. Podejrzewał, że gildia — mająca w końcu bardzo szerokie doświadczenia z ostrymi nożami i złożoną wewnętrzną budową organizmu — o wiele lepiej potrafiła stawiać podstawowe diagnozy niż medycy. Owszem, gildia zabijała ludzi, ale nie oczekiwała za to wdzięczności.

Teppic otworzył oczy.

— Muszę wracać do domu — powiedział.

— Martwy, tak? — mruknął Chidder. Doktor okazał się chlubą swej profesji.

— Często się zdarza, że zwłoki wydają po śmierci odgłosy — tłumaczył dzielnie. — Mogą przestraszyć krewnych i… Teppic usiadł gwałtownie.

— Zdarza się również, że skurcze mięśni sztywniejącego ciała w pewnych okolicznościach… — zaczął doktor, ale stracił do tego serce.

Nagle przyszedł mu do głowy inny pomysł.

— To rzadkie i tajemnicze schorzenie — oznajmił. — Ostatnio często spotykane. Wywołane przez… przez… przez coś tak małego, że w żaden sposób nie da się wykryć — dokończył z pełnym satysfakcji uśmiechem. Świetne wytłumaczenie, sam musiał to przyznać. Trzeba je zapamiętać.

— Bardzo dziękujemy. — Chidder otworzył drzwi i pchnął go za próg. — Następnym razem, kiedy będziemy się czuli naprawdę doskonale, na pewno pana wezwiemy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Piramidy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Piramidy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Piramidy»

Обсуждение, отзывы о книге «Piramidy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x