Terry Pratchett - Piramidy

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Piramidy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1998, ISBN: 1998, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Piramidy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Piramidy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Najlepsza książka Pratchetta od czasu poprzedniej. A w niej: dlaczego matematyka rozwija się w krajach gorących, co robią piramidy oprócz ostrzenia żyletek, co rabują piraci, co myślą umarli i czym się zajmują podręczne, dlaczego żółwie nienawidzą filozofii, a kozy religii.

Piramidy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Piramidy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Kiedy człowiek umiera, po pierwsze traci życie. A zaraz potem złudzenia.

WIDZĘ, ŻE MASZ WIELE DO PRZEMYŚLENIA, zauważył Śmierć, wskakując na siodło. A TERAZ, JEŚLI POZWOLISZ…

— Zaczekaj chwilę! TAK?

— Kiedy… kiedy spadałem, mógłbym przysiąc, że latam. NATURALNIE BOSKA CZĘŚĆ CIEBIE LATAŁA. TY SAM JESTEŚ TERAZ W PEŁNI ŚMIERTELNIKIEM.

— Śmiertelnikiem?

MOŻESZ MI WIERZYĆ. ZNAM SIĘ NA TYM.

— Hm… Słuchaj, jest jeszcze kilka pytań…

ZAWSZE JEST. PRZYKRO MI.

Śmierć uderzył konia piętami i zniknął.

Król został sam. Po chwili kilku służących przybiegło wzdłuż muru pałacu. Zwolnili, widząc ciało, i podeszli bardzo ostrożnie.

— Czy dobrze się czujesz, o wysadzany klejnotami władco słońca? — odezwał się jeden z nich.

— Nie, wcale nie — burknął król, którego podstawowe przekonania na temat wszechświata doznały właśnie poważnego wstrząsu, a to nikomu nie poprawia nastroju. — W tej chwili jestem akurat martwy. Zadziwiające, nieprawdaż — dodał z goryczą.

— Czy nas słyszysz, o boski stwórco poranka? — zapytał drugi służący, podchodząc bliżej.

— Właśnie spadłem na głowę ze stustopowego muru! — wrzasnął król.

— On nas chyba nie słyszy, Jahmecie — doszedł do wniosku jeszcze inny.

— Słuchajcie — powiedział król, którego niecierpliwości dorównywała jedynie całkowita niezdolność służących do usłyszenia choćby jednego słowa. — Musicie odszukać mojego syna i przekazać mu, żeby dał sobie spokój z piramidą, przynajmniej dopóki sobie tego nie przemyślę. W całym tym systemie życia po śmierci jest jedna czy dwie kwestie, które wydają się wzajemnie sprzeczne i…

— Może krzyknę? — zaproponował Jahmet.

— Nie sądzę, żebyś zdołał krzyknąć tak głośno. Myślę, że on nie żyje.

Jahmet spojrzał z uwagą na sztywniejące zwłoki.

— Niech to piekło… — rzucił po chwili. — To znaczy, że jutro demony wzięły.

* * *

Słońce, nieświadome faktu, że to jego ostatnie wystąpienie, nadal płynęło swobodnie ponad krawędzią świata. A od strony jego tarczy, szybciej niż powinien latać porządny ptak, mewa frunęła do Ankh-Morpork, do Mosiężnego Mostu i ośmiu nieruchomych postaci, do jednej zapatrzonej twarzy…

Mewy spotykało się w Ankh-Morpork dość często. Ta jednak, przelatując nad grupą, wydala jeden długi, gardłowy krzyk. Słysząc go, trzej rabusie wypuścili noże. Nic, co nosi pióra, nie powinno być zdolne do takich głosów. Ten dźwięk miał w sobie pazury.

Ptak zatoczył ciasny krąg, zatrzepotał skrzydłami i przysiadł na poręcznym drewnianym hipopotamie, skąd obłąkanymi, czerwonymi oczkami spoglądał na całą grupę.

Herszt bandytów oderwał od mewy zafascynowany wzrok akurat na czas, by usłyszeć Arthura.

— To jest nóż do rzutów numer dwa. Moja celność przy rzutach nożem sięga dziewięćdziesięciu sześciu procent. Które oko nie jest ci potrzebne?

Herszt spojrzał na niego. Co do pozostałych młodych skrytobójców, to jeden wciąż wpatrywał się w ptaka, a drugi pracowicie i głośno wymiotował do rzeki.

— Jesteś tylko jeden — powiedział herszt. — A nas jest pięciu.

— Ale już niedługo będzie was czterech — odparł Arthur.

Powoli, jak w oszołomieniu, Teppic wyciągnął rękę. Z normalną mewą efektem byłaby strata kciuka, ale to ptaszysko wskoczyło mu na palec z wyniosłą miną właściciela wracającego na starą plantację.

Ten fakt zaniepokoił złodziei jeszcze bardziej. Uśmiech Arthura też nie poprawiał im nastroju.

— Ładny ptaszek — stwierdził herszt, bezsensownie wesołym tonem człowieka głęboko zatroskanego.

Teppic jak we śnie gładził głowę ptaka.

— Myślę, że jeśli sobie pójdziecie, będzie to świetny pomysł — poradził Arthur.

Mewa przeniosła się Teppicowi na nadgarstek. Ściskając przegub łapami z błoną pławną i rozkładając skrzydła dla zachowania równowagi, powinna wyglądać zabawnie. Ale nie; sprawiała wrażenie wypełnionej ukrytą mocą, jakby była orłem incognito. Kiedy otworzyła dziób, odsłaniając śmiesznie fioletowy język, można było wyczytać w tym sugestię, że potrafi o wiele więcej, niż tylko zagrozić pozostawionej na plaży kanapce z pomidorem.

— To czary? — zapytał jeden z rabusiów, ale koledzy szybko go uciszyli.

— To już pójdziemy — oznajmił herszt. — Przepraszam za nieporozumienie…

Teppic rzucił mu ciepły, roztargniony uśmiech.

I wtedy wszyscy usłyszeli cichy, narastający dźwięk. Sześć par oczu zwróciło się w dół. Chidder już wcześniej zajął właściwą pozycję.

Pod nimi, sunąc mrocznie po wyschniętym błocie, wzbierała Ankh.

* * *

Dios, premier i najwyższy spośród najwyższych kapłanów, nie był człowiekiem z natury religijnym. U najwyższego kapłana nie jest to cecha pożądana — wpływa na oceny i czyni człowieka mało stanowczym. Niech tylko zacznie wierzyć w różne rzeczy, a całe rządy zmieniają się w farsę.

Nie znaczy to, że miał coś przeciwko wierze. Ludzie potrzebują wiary w bogów, choćby dlatego, że tak trudno jest wierzyć w ludzi. Bogowie są niezbędni. Wymagał tylko, żeby trzymali się z daleka i pozwolili mu działać po swojemu.

Trzeba przyznać, że wyglądał odpowiednio do swojej roli. Jeśli geny uznały za stosowne dać komuś wysoki wzrost, łysą głowę i nos, którym można kuć skały, z pewnością miały w tym jakiś określony cel.

Instynktownie nie ufał ludziom, którym religia przychodziła zbyt łatwo. Religijni z natury, uważał, są chwiejni, skłonni do wędrówek po pustyni i doznawania objawień — jakby bogowie zniżali się do takich aktów. Tacy ludzie niczego nie potrafią zrobić porządnie. Przychodzi im na przykład do głowy, że rytuały nie są ważne. Albo że można rozmawiać z bogami bezpośrednio. Dios wiedział — miał tę nieugiętą, niezmienną pewność — że bogowie Djelibeybi lubią rytuały, tak jak wszyscy. W końcu bóg przeciwny rytuałom byłby jak ryba przeciwna wodzie.

Dios siedział na stopniach tronu z laską na kolanach i przekazywał rozkazy króla. Fakt, że aktualnie nie były wydawane przez króla, nie stanowił problemu. Dios był najwyższym kapłanem przez… tak, przez więcej lat, niż chciał pamiętać. Wiedział doskonale, jakie rozkazy może wydawać rozsądny król. I je przekazywał.

W każdym razie na tronie leżało Oblicze Słońca, a to najważniejsze. Oblicze Słońca było wykutą ze złota, osłaniającą całą głowę maską, noszoną przez władców podczas publicznych wystąpień. Miała wyraz — według bluźnierców — dobrodusznego lenistwa. Od tysięcy lat symbolizowała władzę Djelibeybi. Z jej powodu bardzo trudno było odróżnić jednego króla od drugiego.

Ten fakt także był niezwykle symboliczny, chociaż nikt już nie pamiętał, co symbolizuje.

W Starym Państwie istniało wiele takich zjawisk. Na przykład laska, którą Dios trzymał na kolanach, ze swoimi wyjątkowo symbolicznymi wężami, zwiniętymi symbolicznie wokół alegorycznego kija do poganiania wielbłądów. Ludzie wierzyli, że daje ona najwyższym kapłanom władzę nad bogami i umarłymi, ale była to prawdopodobnie metafora, to znaczy kłamstwo.

Dios zmienił pozycję.

— Czy przeprowadzono króla do Komnaty Wyjścia? — zapytał. Stojący kręgiem niżsi kapłani skinęli głowami.

— Bardzo dobrze. Czy budowniczy piramid otrzymał już instrukcje?

Wystąpił Hoot Koomi, najwyższy kapłan Khefina o Dwóch Twarzach, Boga Bram.

— Pozwoliłem sobie dopilnować tego osobiście, o Diosie — wyszeptał.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Piramidy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Piramidy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Piramidy»

Обсуждение, отзывы о книге «Piramidy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x