Terry Pratchett - Ruchome obrazki

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Ruchome obrazki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2000, ISBN: 2000, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ruchome obrazki: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ruchome obrazki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ukryte we wnętrzu kamer chochliki błyskawicznie malują kolejne klatki na celuloidowej taśmie. Świat Dysku odkrywa magię Srebrnego Ekranu! Nie wystarczy jednak usiąść w kinowym fotelu i z przejęciem śledzić losy bohaterów Porwanego wiatrem, najdziwniejszego filmu o Wojnie Domowej, jaki kiedykolwiek powstał. Przede wszystkim trzeba wyjaśnić, jaką tajemnicę skrywa wzgórze Świętego Gaju (czyli Holy Woodu), nie przejmując się tym, że Gaspode, Cudowny Pies, ma wielką ochotę na to, by uratować świat…

Ruchome obrazki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ruchome obrazki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Musiało już chyba upłynąć z pięćdziesiąt sekund.

Spojrzał na wazę za ścianą worków z piaskiem.

Ojej.

Miał nadzieję, że się myli.

Wszystkie kulki zostały wystrzelone w jednym kierunku i gęsto podziurawiły pół tuzina worków. A Licznik sądził, że dwie kulki na miesiąc wskazują groźny przyrost nierzeczywistości…

Kwestor poprowadził w myślach linię od wazy, przez podziurawione worki, aż do końca korytarza.

…whumm… whumm…

Odskoczył nerwowo, ale zaraz uświadomił sobie, że nie musi się obawiać. Wszystkie kulki wystrzeliwały z ozdobnej głowy słonia po drugiej stronie wazy. Uspokoił się.

…whumm… whumm…

Waza zakołysała się gwałtownie, gdy w jej wnętrzu poruszyła się tajemnicza maszyneria. Kwestor przysunął ucho… Tak, bez wątpienia słyszał jakieś syczenie, jakby ściskanego powietrza… Jedenaście kulek z dużą prędkością trafiło w worek.

Waza odchyliła się w przeciwną stronę, zgodnie ze słynną zasadą reakcji. Zamiast uderzyć o worek z piaskiem, uderzyła w kwestora.

Ming-ng-ng…

Zamrugał. Cofnął się o krok. I upadł.

Ponieważ zakłócenia rzeczywistości ze Świętego Gaju sięgały słabymi, ale upartymi czułkami aż do Ankh-Morpork, kilka małych, niebiesko upierzonych ptaszków przez chwilę krążyło kwestorowi nad głową i ćwierkało. Potem zniknęły.

* * *

Laddie biegał wokół i szczekał ponaglająco. Gaspode leżał na piasku, ciężko dysząc.

— Wyszliśmy — wykrztusił wreszcie, wstał i otrząsnął się. Laddie szczekał i wyglądał niezwykle fotogenicznie.

— Dofrze już, dofrze — westchnął Gaspode. — A może poszukalifyśmy jakiegoś śniadania, potem trochę się przespali i dopiero wtedy… Laddie szczeknął krótko.

— Niech ci fędzie. Jak sofie chcesz. Ale pamiętaj, i tak nikt ci nie podziękuje.

Wielki pies pomknął po piasku. Gaspode ruszył za nim spokojniejszym, równym krokiem. Bardzo się zdziwił, kiedy Laddie zawrócił, podniósł go delikatnie za skórę na karku i znów pobiegł w stronę miasta.

— Rofisz mi to tylko dlatego, że jestem mały — narzekał Gaspode, kołysząc się z boku na bok. — Nie, nie tędy! Ludzie o tej porze do niczego się nie nadają. Potrzefujemy trolli. Na pewno jeszcze nie śpią, a znają się na podziemnej rofocie. Następna w prawo. Szukaj Fłękitnego Liasu. A niech to!

Uświadomił sobie nagle, że będzie zmuszony mówić. I to publicznie.

Całe wieki można starannie ukrywać swoje głosowe talenty, aż nagle bęc, zdarza się coś niezwykłego i trzeba przemówić. W przeciwnym razie młody Victor i Kobieta-Kot będą tam pleśnieli przez wieczność. Młody Laddie pewnie upuści go komuś pod nogami i Gaspode będzie musiał wytłumaczyć. A potem resztę życia spędzi w klatce jako dziwoląg.

Laddie przebiegł przez ulicę do zadymionego wejścia Błękitnego Liasu. Wewnątrz był tłok. Pies przemknął przez labirynt nóg podobnych do pni drzew. Dotarł do baru, zaszczekał głośno i upuścił Gaspode na podłogę.

Wyglądał, jakby na coś czekał.

Gwar rozmów ucichł z wolna.

— To ten Laddie — stwierdził jakiś troll. — Co on chce? Gaspode podszedł z wahaniem do najbliższego trolla i uprzejmie pociągnął zwisający pasek zardzewiałej kolczugi.

— Przepraszam fardzo — powiedział.

— On piekielnie mądry pies — oświadczył inny troll, niedbale odsuwając Gaspode nogą. — Ja widział go w migawka wczoraj. Udaje trup i liczy do pięć.

— To o dwa więcej od ciebie. Odpowiedzią był rubaszny rechot [23] Według standardów trolli, byt to prawdziwy Oscar Wilde w szczytowej formie. .

— Cicho! — zawołał pierwszy troll. — Ja myślę, on chce coś powiedzieć!

— Przepraszam fardzo…

— Wystarczy patrzyć, jak on skacze i szczeka.

— Zgadza się. Ja widział go wczoraj w migawka; on pokazał ludzie, gdzie znaleźć zagubione dzieci w jaskinia.

— Przepraszam fardzo… Zmarszczka przecięła czoło trolla.

— Znaczy, żeby je zjeść?

— Nie, żeby wyprowadzić na zewnątrz.

— Niby na ognisko albo co?

— Przepraszam fardzo!

Kolejna stopa trafiła Gaspode w bok jego spłaszczonej głowy.

— Może on by znalazł jeszcze jakieś. Patrzcie, jak on biega z powrotem i tam, do drzwi. On mądry pies.

— Możemy poszukać — uznał pierwszy troll.

— Dobry pomysł. Od wieki nie miałem nic do herbata.

— Słuchaj no, nie wolno jeść ludzie w Święty Gaj. To nam psuje opinia! A do tego Liga Obrony Dobre Imię Krzemu spadnie na ciebie jak tona prostokątne rzeczy do budowa.

— Tak, ale może być nagroda albo co.

— PRZEPRASZAM FARDZO…

— Właśnie. I jeszcze poprawa wizerunek trolli i stosunki z ludzie, jak my znajdziemy zgubione dzieci.

— A jak nawet nie, zawsze możemy zjeść pies. Tak?

Bar opustoszał. Wewnątrz pozostały tylko zwykłe kłęby dymu, kociołki roztopionych trollowych drinków, Ruby, bezmyślnie zeskrobująca z kubków zastygłą lawę, i mały, zmęczony, wyliniały pies.

Mały, zmęczony, wyliniały pies myślał o różnicy między wyglądaniem i zachowywaniem się jak cudowny pies a byciem cudownym psem.

— Niech to demon — powiedział.

* * *

Victor pamiętał, że kiedy był mały, bał się tygrysów. Na próżno przekonywano, że najbliższy tygrys żyje trzy tysiące mil od niego. Pytał wtedy: „Czy jest jakieś morze między nami a miejscem, gdzie żyją tygrysy?”. Ludzie odpowiadali: „No nie, ale…”, na co stwierdzał: „W takim razie to tylko kwestia odległości”. Z ciemnością było podobnie. Wszystkie straszne, ciemne miejsca łączyła ze sobą natura samej ciemności. Ciemność istniała zawsze i wszędzie; czekała tylko, aż zgasną światła. Właściwie była całkiem podobna do Piekielnych Wymiarów. Czekających tylko, aż pęknie rzeczywistość.

Tulił do siebie Ginger.

— Już nie trzeba — powiedziała. — Jakoś się trzymam.

— To dobrze.

— Kłopot w tym, że i ty mnie trzymasz. Mocno. Rozluźnił uścisk.

— Zimno ci? — zapytała.

— Trochę. Bardzo tu wilgotno.

— Czy to twoje zęby tak szczękają?

— A czyje inne? Nie — dodał szybko. — Nawet się nad tym nie zastanawiaj.

— Wiesz — zaczęła po chwili — nie pamiętam, żebym cię wiązała. Wcale się nie znam na węzłach.

— Były całkiem udane — zapewnił ją Victor.

— Pamiętam tylko sen. Jakiś głos powtarzał mi, że muszę obudzić… obudzić śpiącego?

Victor przypomniał sobie postać w zbroi na kamiennej płycie.

— Przyjrzałaś mu się? — spytał. — Jak wyglądał?

— Nie wiem, jak dzisiaj — odparła ostrożnie. — Ale w snach zawsze trochę przypominał mojego wujka Oswalda.

Victor pomyślał o mieczu, dłuższym niż on sam. Cięcia takim mieczem nie można odparować; przerąbie wszystko. Trudno jakoś sobie wyobrazić cokolwiek podobnego do wujka Oswalda z takim mieczem.

— A dlaczego ci przypomina wujka Oswalda?

— Bo wujek Oswald też tak leżał nieruchomo. Ale widziałam go tylko raz: na jego pogrzebie.

Victor otworzył usta… i wtedy rozległy się dalekie, niewyraźne głosy. Poruszyło się kilka kamieni.

— Hej, małe dzieci! Tędy! — zakwilił ktoś, teraz już trochę bliżej.

— To Skallin! — zawołała Ginger.

— Ten głos poznałbym wszędzie — zgodził się Victor. — Hej, Skallin! To ja, Victor!

Zapadła niespokojna cisza.

— To mój przyjaciel Victor! — zahuczał głos Skallina.

— Znaczy my go nie zjemy?

— Nikomu nie wolno zjadać mojego przyjaciela Victora! Wykopiemy go, bardzo szybko!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ruchome obrazki»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ruchome obrazki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ruchome obrazki»

Обсуждение, отзывы о книге «Ruchome obrazki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x