— Przecież będę miał mnóstwo pracy z Urzędem Pocztowym! — zaprotestował Moist.
— Mam taką nadzieję. Ale z doświadczenia wiem, że jeśli coś ma być załatwione, trzeba to powierzyć człowiekowi, który ma mnóstwo pracy.
— W takim razie zamierzam utrzymać Pień w ruchu.
— Może dla uczczenia pamięci umarłych… — rzekł Vetinari. — Tak. Jak pan chce. O, to już pański przystanek.
Kiedy woźnica otworzył drzwiczki, Patrycjusz pochylił się do Moista.
— Aha, i jeszcze przed świtem radzę sprawdzić, czy wszyscy opuścili tę starą wieżę maga — powiedział.
— Nie rozumiem, o co chodzi waszej lordowskiej mości — odparł Moist. Wiedział, że jego twarz nie zdradza niczego.
Vetinari cofnął się w głąb.
— Dobra robota, panie Lipwig.
* * *
Przed Urzędem Pocztowym czekali ludzie. Zabrzmiały oklaski, kiedy Moist zmierzał do wejścia. Padał deszcz — szara, brudna mżawka, będąca raczej czymś w rodzaju mgły z nadwagą.
Część pracowników czekała w środku. Moist uświadomił sobie, że wieści jeszcze tu nie dotarły. Nawet tradycyjny plotkarski młyn Ankh-Morpork nie był w stanie go wyprzedzić w drodze z Niewidocznego Uniwersytetu.
— Co się stało, poczmistrzu? — zapytał Groat, splatając dłonie. — Oni wygrali?
— Nie — odparł Moist, ale wyczuli rozdrażnienie w jego głosie.
— Myśmy wygrali?
— Nadrektor będzie musiał rozstrzygnąć. Przypuszczam, że nie dowiemy się jeszcze przez parę tygodni. Ale sekary są zamknięte. Przykro mi, to dość skomplikowane…
Zostawił ich zdziwionych, a sam powlókł się do gabinetu.
— Dobry Wieczór, Panie Lipvig! — zadudnił golem z kąta.
Moist usiadł i oparł głowę na rękach. Odniósł zwycięstwo, ale wcale tego nie odczuwał. Miał wrażenie chaosu.
Zakłady? Jeśli Rurka dotrze do Genoi, można się kłócić, że zgodnie z regułami wygrał, ale Moist miał przeczucie, że zakłady będą unieważnione. To znaczy, że ludzie przynajmniej dostaną z powrotem swoje pieniądze.
Będzie musiał utrzymać Pień w ruchu, bogowie wiedzą, w jaki sposób. Właściwie obiecał to Gnu, prawda? Zdumiewające, jak ludzie uzależnili się od sekarów. Przez całe tygodnie się nie dowie, jak sobie radzi Rurka… Nawet on sam przyzwyczaił się do codziennych nowin z Genoi. A teraz całkiem jakby stracił palec… Ale sekary były też wielkim, niezgrabnym monstrum — za dużo wież, za dużo ludzi, za dużo wysiłku. Musi istnieć jakiś sposób, żeby zrobić to wszystko lepiej, szybciej i taniej… A może czegoś tak wielkiego nikt nie potrafi dobrze prowadzić dla zysku? Może to coś jest podobne do Urzędu Pocztowego, może zysk pojawia się rozsmarowany na całe społeczeństwo?
Jutro będzie musiał wziąć się za wszystko na poważnie. Porządny obieg poczty. Większy personel. Setki spraw do załatwienia. I setki innych, które trzeba załatwić przed tamtymi. Zabawa się skończyła, skończyło się granie na nosie temu wielkiemu powolnemu olbrzymowi. Wygrał, więc teraz musi pozbierać resztki i jakoś puścić wszystko w ruch. A potem przyjść tu następnego dnia i zrobić to znowu.
Nie tak miało się to skończyć. Człowiek wygrywał, chował gotówkę do kieszeni i odchodził. Tak powinna toczyć się gra, prawda?
Jego uwagę przyciągnęło pudełko z wiadomością Anghammarada na poskręcanej, skorodowanej taśmie. Pomyślał, że chciałby teraz znaleźć się na dnie morza.
— Panie Lipwig…
Uniósł głowę. Sekretarz Drumknott stał w drzwiach, za nim jeszcze jeden urzędnik.
— Słucham?
— Przepraszam, że przeszkadzamy — powiedział Drumknott. — Przyszliśmy porozmawiać z panem Pompą. Chodzi o drobną regulację, jeśli to panu nie przeszkadza.
— Co? Ach, proszę bardzo. Nie krępujcie się. — Moist obojętnie machnął ręką.
Dwaj ludzie podeszli do golema. Nastąpiła ściszona rozmowa, potem golem uklęknął, a oni odkręcili mu czubek głowy.
Moist patrzył na to ze zgrozą. Wiedział, że tak się robi, oczywiście, ale zobaczenie tego na własne oczy wywołało prawdziwy szok. Nastąpiło trochę krzątaniny, której celu nie dostrzegł, a potem z lekkim ceramicznym zgrzytem szczyt czaszki wrócił na miejsce.
— Przepraszamy za kłopot, panie Lipwig — powiedział jeszcze Drumknott i obaj wyszli.
Pan Pompa klęczał jeszcze przez moment, po czym wstał wolno. Czerwone oczy skierował na Moista i wysunął rękę.
— Nie Wiem, Czym Jest Przyjemność, Ale Jestem Pewien, Że Gdybym Wiedział, To Byłaby Nią Praca Z Panem — oświadczył. — Teraz Muszę Odejść. Otrzymałem Inne Zadanie.
— Nie jesteś już moim… kuratorem sądowym? — zdumiał się Moist.
— Istotnie.
— Chwileczkę — powiedział Moist, kiedy zajaśniało mu w głowie. — Czy Vetinari posyła cię za Giltem?
— Nie Wolno Mi O Tym Mówić.
— Wysyła, prawda? Nie musisz już chodzić za mną?
— Nie Muszę Już Chodzić Za Panem.
— Czyli mogę się wynieść?
— Nie Wolno Mi O Tym Mówić. Dobranoc, Panie Lipvig. — Pan Pompa zatrzymał się jeszcze w drzwiach. — Nie Jestem Też Pewny, Czym Jest Szczęście, Panie Lipvig, Ale Myślę… Tak, Myślę, Że Jestem Szczęśliwy, Że Pana Poznałem.
Po czym, schylając się, by przejść przez drzwi, golem zniknął.
Czyli pozostał tylko wilkołak, mignęła myśl szybsza niż światło. Ale one nie radzą sobie z łodziami, a są całkiem zagubione, kiedy dochodzi do oceanów. Jest środek nocy, straż biega w kółko jak banda szaleńców, a ja mam trochę forsy, no i pierścionek z brylantem i talię kart… Kto mnie zauważy? Kto się przejmie?
Mógł odejść wszędzie. Ale tak naprawdę nie on o tym myślał, tylko kilka starych komórek w mózgu, działających w trybie automatycznym. Nie miał dokąd pójść, już nie.
Stanął przy wielkim otworze w ścianie i spojrzał z góry na halę. Czy ktokolwiek tutaj wraca do domu? Ale teraz wieści pewnie się rozeszły i jeśli ktoś chce wysłać jutro cokolwiek dokądkolwiek, musi przyjść do Urzędu Pocztowego. Klientów było sporo nawet teraz.
— Herbaty, panie Lipwig? — odezwał się za nim Stanley.
— Dziękuję ci, Stanley — odparł Moist, nie oglądając się nawet.
W dole panna Maccalariat stała na krześle i przybijała coś do ściany.
— Wszyscy mówią, że wygraliśmy, sir, bo zamknęli sekary, a ich dyrektorzy siedzą w więzieniu. Mówią, że panu Upwrightowi wystarczy tylko dotrzeć na miejsce! Ale pan Groat uważa, że bukmacherzy nie zechcą płacić, sir. A król Lancre chce wydrukować trochę znaczków, chociaż wyjdzie dość drogo, sir, bo oni tam piszą jakieś dziesięć listów rocznie, sir. Ale i tak im pokazaliśmy, sir. Prawda? Urząd Pocztowy powraca!
— To jakiś transparent… — stwierdził głośno Moist.
— Słucham, panie Lipwig? — zdziwił się Stanley.
— E… nic takiego. Dziękuję ci, Stanley. Baw się dobrze ze znaczkami. Przyjemnie widzieć, że… jesteś taki… wyprostowany…
— To jakby zacząć nowe życie, sir — odparł chłopak. — A teraz już pójdę, sir, muszę pomóc przy sortowaniu.
Transparent był prosty. Napis głosił: „Dziękujemy panie Lipwig!”.
Moist wpadł w smętny nastrój. Zawsze źle się czuł po wygranej, ale teraz było chyba najgorzej. Przez wiele dni zdawało mu się, że lata. Wiedział, że żyje. A teraz był odrętwiały. Wywiesili mu taki transparent, a on czuł się jak oszust i złodziej. Oszukał ich wszystkich, a oni teraz przyszli mu podziękować za to, że zostali oszukani.
Od drzwi dobiegł cichy głos:
— Szalony Al i chłopcy powiedzieli mi, co zrobiłeś.
Читать дальше