– Pomogę ci – Kamael odparł bez cienia emocji. Aaron pomyślał, że równie dobrze mógłby go poprosić o mleko albo śmietankę do kawy.
Gabriel przyniósł piłkę swojemu panu i upuścił ją u jego stóp. Machając ogonem, polizał go po ręce.
– Nie przejmuj się – pocieszał. – Znajdziemy Steviego. Zobaczysz, Aaronie, wszystko się ułoży.
Aaron bez słowa patrzył na dogasające ruiny domu. Legł w gruzach, tak samo jak jego życie. Zastanawiał się teraz, co przyniesie przyszłość, i szczerze wątpił, by cokolwiek jeszcze się ułożyło.
Jesteś tego pewien, Aaronie? – spytał pan Costan zza biurka w swoim gabinecie dyrektora liceum Kennetha Curtisa.
Minęły dwa dni od gwałtownej burzy z piorunami, w czasie której zginęli zastępczy rodzice i przyrodni brat Aarona. Chłopak uznał, że najlepiej, jeśli opuści szkołę, a potem miasto najszybciej, jak to będzie możliwe.
Aaron skinął głową, podając dyrektorowi własnoręcznie podpisaną rezygnację z dalszej nauki.
– Jestem pewien. Nie mogę tu dłużej zostać.
Ta sama sytuacja powtórzyła się w klinice dla zwierząt. Tam też musiał wyjaśniać, czy podjął przemyślaną decyzję i czy na pewno właśnie tego chce. Oczywiście, że nie chciał, ale niebezpieczeństwo grożące mu ze strony Potęg było zbyt wielkie.
Pan Costan wziął od niego papiery i na chwilę zamarł.
– Wiem, że to nie moja sprawa, ale ucieczka przed czymś nie jest…
– Ja nie uciekam – wtrącił się Aaron, dotknięty sugestią dyrektora. Przed oczami stanęła mu przerażająca wizja Werchiela i jego żołnierzy, spadających z nieba z ognistymi mieczami w dłoniach i dokonujących masakry w szkole.
– Z tym miejscem wiąże się dla mnie zbyt wiele wspomnień – wyjaśnił przyczyny swojej decyzji. – Dlatego uważam, że zmiana otoczenia będzie najlepszym rozwiązaniem. – Aaron wiedział, że im szybciej wyruszy w drogę, tym szybciej odnajdzie Steviego. Rozmyślał o tym, obserwując jednocześnie siedzącego za biurkiem dyrektora.
Kamael wyjawił mu powód, dla którego gwardziści Werchiela uprowadzili młodego braciszka. To wiązało się z jego upośledzeniem, czy też „niedoskonałością", jak raczył to określić Kamael. Tacy ludzie przedstawiają dla aniołów większą wartość niż inni, gdyż są bardziej wrażliwi, a przez to lepiej im służą. Obraz Stevena będącego niewolnikiem tego potwora Werchiela wstrząsnął Aaronem i napełnił go gniewem. Musiał odnaleźć brata, zanim stanie mu się jakaś krzywda.
Dyrektor przeanalizował wypełnione dokumenty i wsadził je do leżącej na biurku otwartej teczki.
– W takim razie zgoda. Widzę, że nie uda mi się nakłonić cię do zmiany decyzji. A ponieważ jesteś już pełnoletni… – Pan Costan zamknął teczkę, a potem wstał i podał mu rękę.
Aaron również podniósł się z fotela i uścisnął wyciągniętą dłoń.
– Powodzenia, Aaronie – powiedział dyrektor. – Gdybyś kiedykolwiek zechciał wrócić i dokończyć ostatni rok nauki, na pewno uda nam się wspólnie coś wymyślić.
Aaron puścił jego dłoń i szybko wyszedł z gabinetu. Chciał mieć to już za sobą, zanim pan Costan spróbuje jeszcze raz przekonać go, by pozostał.
Zegar w recepcji wskazywał kilka minut po dziewiątej. Jeżeli się pospieszy, zdąży opróżnić szafkę, oddać wszystkie książki i opuścić budynek szkoły przed końcem pierwszej lekcji.
Gdy kierował się po raz ostatni do swojej szafki, korytarze świeciły pustkami. Przez głowę przelatywały mu setki wspomnień. Pamiętał swój pierwszy dzień, jakby to było zaledwie kilka miesięcy temu. Wtedy szkoła wydawała mu się ogromna i przytłaczająca. Bał się, że nigdy nie nauczy się układu korytarzy i sal lekcyjnych. Aaron uśmiechnął się smutno – szkoda, że nie ma już takich problemów.
Opróżnił szafkę z książek i zeszytów oraz pozostałych przedmiotów, sprawdzając dwukrotnie, czy niczego nie zapomniał. Po raz ostatni trzasnął metalowymi drzwiczkami i poczuł, jak ogarnia go smutek i gniew.
To niesprawiedliwe – pomyślał. Miał opuścić ten gmach tak jak wszyscy pozostali – napisać testy, skończyć ostatni rok w kolorowej todze i idiotycznym birecie odebrać dyplom, a potem wyjechać na wymarzone studia.
Ale los obszedł się z nim okrutnie, wybierając dla niego zupełnie inną ścieżkę.
Aaron kopnął w szafkę, wyładowując na niej część swojej frustracji. Dźwięk odbił się głośnym echem w pustych korytarzach. Chłopak wystraszył się. Upuścił trzymane pod pachą książki, które rozsypały się po podłodze. Miał ochotę krzyczeć, ale powstrzymał się. Z ciężkim westchnieniem schylił się, żeby pozbierać podręczniki. Czuł się jak kompletny idiota. W dodatku wściekły idiota.
– Potrzebujesz pomocy?
Aaron podniósł wzrok, czując jak spoczywający na jego barkach smutek przygważdża go jeszcze mocniej do ziemi. Dlatego właśnie chciał zdążyć przed przerwą, Żeby na nią nie wpaść.
Vilma Santiago uklękła obok i pomogła mu.
– Dzięki – powiedział, unikając jej wzroku.
– Chciałeś wyjechać bez pożegnania, prawda? – odparła aksamitnym głosem, podając mu książkę do historii.
Spojrzał na nią i zobaczył, że jej oczy są wilgotne i czerwone od łez. Vilma płakała.
– Nie wiem skąd, ale wiedziałam, że cię tu znajdę. Pokazała mu przepustkę. – Powiedziałam, że muszę iść do toalety.
Uśmiechnęła się, a potem roześmiała. Mimo iż w jej głosie słychać było smutek, wciąż brzmiał cudownie. Aaron miał wrażenie, że z bólu zaraz pęknie mu serce. Nerwowo poprawił stertę książek, nie wiedząc, co odpowiedzieć na zarzut, który przed chwilą usłyszał.
– Nie chciałem przez to przechodzić, nie znoszę pożegnań – przyznał, choć z całego serca pragnął jej wyznać, że robi to też dla jej bezpieczeństwa. – Nie potrafię sobie poradzić z całym tym smutkiem.
Aaron odchodził od zmysłów. Ze wszystkich rzeczy, które miał zostawić za sobą, najbardziej będzie mu brakowało właśnie jej – Vilmy. Nie miał już nikogo innego, z kim mógłby się pożegnać. Wstał i wsadził książki z powrotem pod pachę.
– Jeśli ma to dla ciebie jakieś znaczenie – Vilma pociągnęła nosem – w Brazylii… kiedy zmarła moja mama, nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek będę szczęśliwa.
W jej lewym oku pojawiła się łza i Aaron prawie upuścił książki, żeby ją otrzeć.
– Przepraszam. – Vilma zawstydziła się i szybko wytarła łzę. – Wiem, że dużo ostatnio przeszedłeś. Nie chcę, żebyś z mojego powodu czuł się jeszcze gorzej.
W tym momencie na pustych korytarzach rozległ się irytujący, metaliczny dźwięk dzwonka.
– Aaronie, chcę ci tylko powiedzieć, że ból z czasem minie. Teraz pewnie trudno ci w to uwierzyć, ale zaufaj mi – tak właśnie będzie. Dobrze?
Aaron pokiwał głową i spróbował się uśmiechnąć.
– Dzięki – powiedział, patrząc jak korytarz wypełnia się uczniami przechodzącymi z klasy do klasy. – Naprawdę to doceniam.
Zaczął powoli odsuwać się od szafki i od niej. Musiał odejść teraz, bo inaczej groziło mu, że zostanie tu na zawsze.
– Muszę… muszę już iść – wymamrotał, wycofując się. Vilma szła za nim.
– Dokąd teraz pójdziesz?
– Nie wiem – odpowiedział zgodnie z prawdą. – Ja… ja po prostu muszę odejść.
Musiał odnaleźć brata. Coś w środku podpowiadało mu, że powinien skierować się na północ. Kamael powiedział, że najlepiej będzie, jeśli zaufa swojemu we wnętrznemu głosowi.
Читать дальше