Zamrugałam, obróciwszy się niezgrabnie w swoim kokonie z prześcieradeł i koców, i ujrzałam stojącą nade mną kobietę ze skrzyżowanymi rękami. Była wysoka szczupła, miała długie ciemne włosy i oczy jak szafiry. Jej skóra przypominała kruchą porcelanę, lekko pokrytą złotem.
Mimo że nie znałam się na subtelnościach ludzkiej mimiki, od razu odgadłam, że ta osoba nie wygląda na szczęśliwą.
Usłyszałam, jak David poruszył się w drugim końcu pokoju, gdzie wcześniej usiadł w fotelu. Odłożył trzymaną książkę i wstał, żeby podejść do kobiety i ją objąć.
– Ona ma na imię Cassiel. To dżinn. Zostanie tu tylko do czasu, aż pomogę jej odzyskać siły – powiedział. – Coś jej się przydarzyło. Nie wiem, co, ale próbuję to ustalić.
– To jedna z twoich?
– Właściwie nie. Od Ashana.
– Od Ashana? Nieźle, nie ma co. Pięknie. – W nagłym przebłysku zrozumienia dotarło do mnie, że ta kobieta to na pewno Joanne Baldwin. Znałam ją oczywiście. Wszystkie dżinny wiedziały o istnieniu Strażniczki Pogody oraz jej romansie z jednym z dwóch przywódców świata dżinnów. Należała do najbardziej poważanych ludzi żyjących na tej planecie… i najbardziej znienawidzonych przez wielu, w tym przez Ashana. – W takim razie dlaczego nie leży w jego łóżku, tylko w moim?
– Dobre pytanie – odpowiedział David. – Sam nie wiem. Ona nie mówi za dużo. Nie może.
Zdałam sobie sprawę, że Joanne się nie złości, pomimo tego, co mówiła. Patrzyła na mnie, jak mi się wydawało, raczej z sympatią.
– Cassiel – mruknęła. – Davidzie… czy masz pewność, że ona naprawdę jest dżinnem? To znaczy…
Jej słowa mnie przeraziły. Jak ona może nie być o tym przekonana? Czy upadłam tak nisko, że można mnie uznać za człowieka?
Starym dżinnem – zdołałam powiedzieć. – Od Ashana.
Jej następne pytanie było skierowano bezpośrednio do mnie.
– Nigdy dotąd się nie spotkałyśmy, prawda?
– Nie. – Ponieważ nigdy wcześniej nie nosiłam ludzkiej skóry. Jakoś nigdy tego nie pragnęłam.
Skinęła powoli głową, a między jej brwiami pojawiła się lekka zmarszczka.
– David mówi, że jesteś obolała. – Jej błękitne oczy nie były skupione na niczym, a czarne źrenice się rozszerzyły. Wiedziałam, że zerka w sferę eteryczną i widzi tam moją pokiereszowaną duszę. – Mój Boże. Naprawdę źle z tobą. Czy w ogóle możesz czerpać moc?
Zdołałam przecząco pokręcić głową. Joanne zwróciła się do Davida:
– Co ten drań sobie wyobraża, do cholery, tak nam ją podrzucając? Czy próbuje ją zabić, czy tylko wszystko nam popsuć? Musimy się stąd zabierać, do diabła! Przecież mamy być przynętą dla Wartowników, a nie… szpitalem dla zbłąkanych dżinnów.
Wymienili długie spojrzenia, którego znaczenia nie potrafiłam zrozumieć. David dotknął jej lekko, musnąwszy palcami skórę na ramieniu.
– Nie wiem, co on zamierza, ale jeśli nie zdołamy obmyślić sposobu, żeby zapewnić jej dostęp do sfery eterycznej, to ona zginie, bez dwóch zdań – powiedział David. – Jest bardzo słaba. Ledwie przybrała tę postać. Nie ma szans, żeby w takim stanie mogła się znowu przeobrazić. Teraz czerpie resztki sił ze swoich zapasów, a tego, co próbuję jej przekazać, nie potrafi zatrzymać. Jej Łącznikiem jest Ashan, więc sądzę, że nie jest w stanie przyjąć mocy ode mnie. Nie mogę jej uratować.
Joanne przysunęła krzesło i usiadła, opierając łokcie na kolanach. Miała na sobie dopasowany czerwony top i niebieskie spodnie z grubej tkaniny, a na jej lewej ręce połyskiwało złoto z ogniście czerwonym rubinowym oczkiem.
– Chcesz, żebym spróbowała? – spytała, zerkając w kierunku Davida. Skrzyżował ramiona i poważnie się zasępił. – Daj spokój, warto zaryzykować. Ashan na pewno pozostawił jakąś awaryjną furtkę. Pozwól mi spróbować. To lepsze niż machnąć na nią ręką i mieć ją potem na sumieniu, prawda?
Przytaknął jednym krótkim skinieniem głowy, ale uprzedził:
– Jeżeli coś się wydarzy, zerwę połączenie. Uważaj. Cassiel dysponuje potężną mocą, choć teraz nie jest sobą.
Chciałam się obrazić na taką sugestię, wypowiedzianą przez nowego dżinna – nawet kogoś takiego jak David – ale nie mogłam zaprzeczyć prawdzie. Nie byłam sobą. Już nawet tak naprawdę nie wiedziałam, jaką część siebie utraciłam, a co pozostało.
Czułam, że zatracam się coraz bardziej z każdym uderzeniem swojego ludzkiego serca.
Joanne odetchnęła głęboko, wyciągnęła rękę i oplotła długimi, wypielęgnowanymi palcami moje – dziwnie blade.
Moc połączyła nas jak błyskawica uderzająca w ziemię i wydało mi się, że całe moje ciało aż skręciło się z bólu. Prawdziwa moc, przelewająca się jak rozpalona do czerwoności lawa przez żyły i nerwy, sycąca i wypełniająca ciemne wnętrza moich kości. Niemalże zapłakałam z ulgi, bo była tak potężna i tak bardzo jej pragnęłam; chciwie czerpałam ją z wielkich, przebogatych zapasów Joanne, pławiąc się w niej, rozkoszując się nią…
…Aż ostra, mroczna siła wdarła się między nas i przepływ energii ustał.
David stanął pomiędzy nami i pchnął mnie, jedną rękę przyciskając mocno do mojej klatki piersiowej. Przygwoździł mnie do łóżka, kiedy rzucałam się i dyszałam, ale uwagę skupił głównie na Joanne Baldwin. Stała przy przeciwnej ścianie, a krzesło, na którym siedziała wcześniej, leżało wywrócone. Gdy na nią popatrzyłam, osunęła się powoli na podłogę i ukryła twarz w roztrzęsionych dłoniach.
– Jo? – odezwał się do niej David głosem zaniepokojonym i pełnym złości. – Nic ci nie jest?
Niepewnie kiwnęła ręką, nie patrząc na niego.
– Już w porządku – odparła. – Dajcie mi chwilę odsapnąć. To nie jest zbyt przyjemne.
David nabrał powietrza w płuca i znowu skoncentrował uwagę na mnie.
– Leż spokojnie – rzucił, a ja przestałam się miotać, nagle świadoma złości w jego oczach i tego, jak zdesperowana musiałam się wydawać – jaka pierwotna. Znieruchomiałam, jeśli nie liczyć szybkich chrapliwych oddechów, i skinęłam głową, by dać mu znać, że odzyskałam panowanie nad sobą. Puścił mnie z wahaniem. Usiadłam powoli, nie wykonując żadnych gwałtownych ruchów, aby nie prowokować go do powtórnej akcji obronnej.
– Przepraszam. – Wypowiadanie słów przychodziło mi już teraz znacznie łatwiej. – Nie chciałam wyrządzić jej krzywdy.
– Cóż, to dobrze – rzekła Joanne i jęknęła. – Ale tak swoją drogą, było ciężko. Cholernie bolało. – Jej niebieskie oczy nabiegły krwią i zdradzały oszołomienie, jak gdyby ktoś uderzył ją w głowę. – No, dobra. Może niezbyt nadaję się na Florence Nightingale dla dżinnów.
Czułam się już lepiej. Trochę spokojniej, choć bynajmniej jeszcze nie normalnie. Przynajmniej moja ludzka powłoka zaczęta funkcjonować właściwie – dobre i to na początek. Odrzuciłam pościel i opuściłam nogi na podłogę, ale minęła długa, bolesna chwila, zanim zdołałam się podnieść i utrzymać równowagę.
Tym razem David nie pospieszył mi z pomocą. W rzeczywistości i on, i Joanne stali w bezpiecznej odległości ode mnie.
– Czy ona pozostanie w takiej postaci? – spytała Joanne.
– Na to wygląda. – David przypatrywał mi się z naukowym zaciekawieniem, gdy postawiłam jedną stopę przed drugą, robiąc swój pierwszy niepewny krok jako człowiek, a potem kolejne, aż wreszcie dotarłam przed lustro w drzwiach szafy.
Długie było to moje ciało. Chude. Jak na postać kobiecą wąskie, ledwie zaokrąglone na piersiach i biodrach. Miałam długie ręce i nogi oraz bardzo bladą skórę. Włosy przypominały białą purchawkę wokół głowy, cienkie i zwiewne, a oczy…
Читать дальше