Stephenie Meyer - Intruz

Здесь есть возможность читать онлайн «Stephenie Meyer - Intruz» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Intruz: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Intruz»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Przyszłość. Nasz świat opanował niewidzialny wróg. Najeźdźcy przejęli ludzkie ciała oraz umysły i wiodą w nich na pozór niezmienione życie. W ciele Melanie jednej z ostatnich dzikich istot ludzkich zostaje umieszczona dusza o imieniu Wagabunda. Wertuje ona myśli Melanie w poszukiwaniu śladów prowadzących do reszty rebeliantów. Tymczasem Melanie podsuwa jej coraz to nowe wspomnienia ukochanego mężczyzny, Jareda, który ukrywa się na pustyni. Wagabunda nie potrafi oddzielić swoich uczuć od pragnień ciała i zaczyna tęsknić za mężczyzną, którego miała pomóc schwytać. Wkrótce Wagabunda i Melanie stają się mimowolnymi sojuszniczkami i wyruszają na poszukiwanie człowieka, bez którego nie mogą żyć.

Intruz — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Intruz», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Nie! – Nie byłam pewna, czyj to okrzyk. Mógł być mój. Mnie również przejęła groza.

Zerwałam się na nogi, cała roztrzęsiona. Łzy, choć wcześniej stawały mi w oczach z byle powodu, tym razem się nie pojawiły, za to dłonie zacisnęły się w drżące pięści.

– Wagabundo?

Nie odezwałam się, tylko obróciłam i ruszyłam biegiem w stronę drzwi, tłumiąc słowa, które nie miały prawa paść z moich ust. Słowa, które nie mogły być moje. Które miały sens wyłącznie jako jej słowa, a mimo to czułam się tak, jakby byty moje. Nie mogły być moje. Nie mogły być wypowiedziane.

To tak jakby go zabić! Sprawić, że przestanie istnieć! Nie chcę nikogo innego. Chcę Jareda, a nie kogoś o jego wyglądzie! Bez niego samo ciało jest nic niewarte.

Wybiegając na ulicę, słyszałam, jak Kathy woła mnie po imieniu.

Mieszkałam niedaleko, ale zdezorientował mnie panujący na ulicy półmrok. Minęłam dwie przecznice, zanim uprzytomniłam sobie, że biegnę w złym kierunku.

Przechodnie dziwnie na mnie patrzyli. Nie byłam ubrana na sportowo; widać było, że nie uprawiam joggingu, tylko uciekam. Nikt mnie jednak nie zatrzymywał, wszyscy taktownie odwracali oczy. Musieli rozumieć, że to mój nowy żywiciel i dlatego zachowuję się trochę jak dziecko.

Przestałam biec i ruszyłam na północ, by nie przechodzić znowu obok gabinetu Kathy.

Szłam jednak bardzo szybko. Moje stopy uderzały o chodnik w zbyt krótkich odstępach, jak gdyby w rytm żywej piosenki. Bach, bach, bach o beton. O nie, to brzmiało zbyt wściekle, by mogło być muzyką. To było jak przemoc. Bach, bach, bach. Jak ciosy pięścią. Potrząsnęłam głową, żeby odegnać ten straszny obraz.

Wreszcie ujrzałam lampę nad drzwiami mojego domu. Pozostałą odległość pokonałam bardzo prędko. Nie przeszłam jednak na drugą stronę ulicy.

Było mi niedobrze. Wiedziałam z pamięci, co znaczy wymiotować, ale dotychczas ani razu mi się to nie zdarzyło. Czoło zrosił mi zimny pot, w uszach szumiała krew. Wyglądało na to, że przekonam się sama, jak to jest.

Wzdłuż chodnika ciągnął się trawnik. Stała na nim latarnia, a dalej zaczynał się starannie przystrzyżony żywopłot. Nie miałam czasu szukać lepszego miejsca. Ruszyłam chwiejnym krokiem w kierunku światła i oparłam się o słup latarni. Kręciło mi się w głowie od nudności.

O tak, zdecydowanie zbierało mi się na wymioty.

– Wagabundo, czy to ty? Dobrze się czujesz?

Głos zabrzmiał znajomo, ale nie byłam w stanie się na nim skupić. Świadomość, że ktoś mnie ogląda, sprawiła jednak, że poczułam się jeszcze gorzej. Nachyliłam twarz w stronę krzewów i gwałtownie zwróciłam ostatni posiłek.

– Kto jest tutaj twoim Uzdrowicielem? – zapytał głos. Szum w uszach sprawił, że wydał mi się odległy. Czyjaś dłoń dotknęła moich zgiętych pleców. – Potrzebujesz karetki?

Kaszlnęłam dwukrotnie i potrząsnęłam głową. Mój żołądek był już opróżniony.

– Nie jestem chora – powiedziałam, prostując się, wsparta o latarnię. Uniosłam wzrok, chcąc się dowiedzieć, kto był świadkiem mojego blamażu.

Ujrzałam Łowczynię z Chicago. Trzymała w ręku telefon, nie mogąc się zdecydować, kogo powiadomić. Przyglądałam jej się przez chwilę, po czym znowu pochyliłam się w stronę żywopłotu. Z pustym żołądkiem czy nie, nie miałam najmniejszej ochoty na nią patrzeć.

Nagle dotarło do mnie, że przecież nie zjawiła się tu bez powodu.

O nie! O nie! O nieeeee!

– O co chodzi? – wydusiłam z siebie głosem słabym ze strachu i choroby. – Co tu robisz? Co się stało? – W głowie dudniły mi złowróżbne słowa Pocieszycielki.

Przez długie dwie sekundy wpatrywałam się w dłonie zaciśnięte na kołnierzu czarnej marynarki Łowczyni, aż w końcu uprzytomniłam sobie, że należą do mnie.

– Przestań! – Na jej twarzy widniało wzburzenie. Głos dziwnie drżał.

Potrząsałam nią.

Oderwałam od niej ręce i chwyciłam się za twarz.

– Przepraszam! – wyrzuciłam z siebie, dysząc ciężko. – Przepraszam. Nie wiem, czemu to zrobiłam.

Łowczyni spojrzała na mnie krzywo i wygładziła przód kostiumu.

– Nie czujesz się najlepiej, a ja cię chyba zaskoczyłam.

– Nie spodziewałam się pani tutaj – odparłam półszeptem. – Co pani tu robi?

– Zanim porozmawiamy, udajmy się do kliniki. Jeżeli masz grypę, trzeba cię wyleczyć. Należy dbać o swoje ciało.

– Nie mam grypy. Nie jestem chora.

– Zjadłaś coś? Powinnaś to zgłosić.

Jej wścibskie pytania bardzo mnie drażniły.

– Nie zjadłam niczego niedobrego. Jestem zdrowa.

– Co szkodzi sprawdzić? Uzdrowiciel zbada cię w pięć sekund. Należy utrzymywać swojego żywiciela w dobrym stanie. Bądź odpowiedzialna. Przecież opieka zdrowotna jest ogólnodostępna i w pełni skuteczna.

Wzięłam głęboki oddech, powstrzymując się od ponownego potrząśnięcia nią. Była o całą głowę niższa ode mnie. Nie dałaby mi rady w walce.

W walce? Odwróciłam się i ruszyłam żwawym krokiem w stronę domu. Emocje brały nade mną górę. Musiałam się uspokoić, zanim zrobię coś niedopuszczalnego.

– Wagabunda? Poczekaj! Uzdrowiciel…

– Nie potrzebuję Uzdrowiciela – przerwałam, nie oglądając się. – Po prostu… poniosły mnie nerwy. Czuję się już dobrze.

Łowczyni nie odpowiedziała. Byłam ciekawa, co o tym wszystkim myśli. Słyszałam za sobą jej wysokie obcasy, więc zostawiłam drzwi otwarte, wiedząc, że wejdzie w ślad za mną. Podeszłam do zlewu i nalałam sobie szklankę wody. Czekała w milczeniu, aż skończę płukać usta. Gdy już wyplułam wodę, oparłam się o barek i wlepiłam wzrok w kran.

– Wagabundo… Czy nadal używasz tego imienia? Jeżeli nie, to przepraszam.

– Tak, nadal go używam – odparłam, ani na chwilę nie podnosząc wzroku.

– Ciekawe. Sprawiałaś wrażenie osoby, która będzie chciała wybrać sobie własne.

– I wybrałam. Właśnie to.

Już dawno zrozumiałam, że winę za łagodną sprzeczkę, której byłam świadkiem tuż po przebudzeniu w szpitalu, ponosiła Łowczyni. Była to najbardziej kłótliwa dusza, na jaką natknęłam się w ciągu moich dziewięciu żyć. Mój pierwszy lekarz, Fords Cicha Toń, był wyjątkowo łagodny, uprzejmy i mądry, nawet jak na duszę, a mimo to nie potrafił utrzymać przy niej nerwów na wodzy. Kiedy sobie o tym przypomniałam, spojrzałam łagodniejszym okiem na własne zachowanie.

Obróciłam się twarzą do niej. Siedziała na mojej niewielkiej kanapie, wygodnie rozłożona, jak gdyby miała zamiar zostać dłużej. Jej twarz przybrała wyraz samozadowolenia, a duże oczy były rozbawione. Musiałam się powstrzymywać, żeby nie spojrzeć na nią wrogo.

– Co pani tu robi? – zapytałam jeszcze raz. Mówiłam spokojnym, cichym głosem. Postanowiłam, że nigdy więcej nie poniosą mnie przy niej nerwy.

– Nie odzywałaś się od dłuższego czasu, więc pomyślałam, że porozmawiam z tobą osobiście. W twojej sprawie nadal nie poczyniliśmy większych postępów.

Zacisnęłam dłonie na krawędzi barku, lecz gdy się odezwałam, nie dałam po sobie poznać, jak wielką poczułam ulgę.

– To chyba lekka… nadgorliwość z pani strony. Poza tym wczoraj w nocy wysłałam pani wiadomość.

Jej brwi zeszły się w charakterystyczny sposób, nadając twarzy wyraz gniewu i poirytowania zarazem, jak gdyby to nie ona, lecz ktoś inny odpowiadał za jej złość. Wyjęła swojego palmtopa i parokrotnie dotknęła ekranu.

– Ach – powiedziała sztywno. – Nie sprawdzałam dzisiaj poczty. W milczeniu przestudiowała treść mojej wiadomości.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Intruz»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Intruz» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Stephenie Meyer - The Chemist
Stephenie Meyer
Stephenie Meyer - New Moon
Stephenie Meyer
Stephenie Meyer - Twilight
Stephenie Meyer
Stephenie Meyer - Breaking Dawn
Stephenie Meyer
Stephenie Meyer - Eclipse
Stephenie Meyer
libcat.ru: книга без обложки
Stephenie Meyer
Stephenie Meyer - Luna Nueva
Stephenie Meyer
Stephenie Meyer - Księżyc w nowiu
Stephenie Meyer
Stephenie Meyer - The Host
Stephenie Meyer
Stephenie Meyer - Brėkštanti aušra
Stephenie Meyer
Отзывы о книге «Intruz»

Обсуждение, отзывы о книге «Intruz» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x