Z twarzy Talabana nagle zniknął uśmiech.
– To kobieta, którą Rada skazała na śmierć. Vagarka obdarzona magicznymi mocami.
– Być może – zgodził się Probierz.
– Czy ona jeszcze tu jest?
Probierz odwrócił się i spojrzał na Sofaritę.
– Nie, kapitanie. Już odeszła.
– I co o niej sądzisz? Nie mam na myśli jej urody. Czy jest zagrożeniem dla mojego ludu?
– Skąd mam wiedzieć? – zapytał Probierz. – Ale ona rozmawia z Jednookim Lisem. A on mówi, że ona walczy z Almekami. Uważasz, że powinno się ją zabić?
– Nie. Ale to stawia mnie w trudnej sytuacji. Jestem sługą Rady i moim obowiązkiem jest zameldować o spotkaniu z każdym, kogo uznano za wroga Awatarów.
– Najpierw porozmawiaj. Zamelduj później – skwitował Probierz.
Talaban westchnął.
– Ufasz jej?
– To dobra kobieta.
– W takim razie ja zaufam tobie. Porozmawiamy z nią.
– Włóż ładne ubranie – poradził dzikus. Talaban wybuchnął śmiechem, dźwięcznym i prawie melodyjnym. Sofaritę zdumiała zmiana, jaka w nim zaszła w owej chwili. Twardość zniknęła, zastąpiona chłopięcym ciepłem, które promieniowało harmonią.
Mimo to ów dźwięk obudził w niej świadomość nieuniknionego kresu. Uciekła pośpiesznie do swego ciała.
Jak zawsze po locie, ocknęła się odświeżona. Jej ciało było wypoczęte. Przeciągnęła się i wstała z fotela. Za drzwiami przemknął jakiś cień i pomyślała, że kwestor Ro z pewnością już wstał. Potem za pierwszym cieniem przesunął się drugi. Sofarita poczuła, że powietrze wypełnia jakaś budząca dreszcz energia. Ogarnął ją strach. Podbiegła bezszelestnie do drzwi i wyszła na ciemny korytarz akurat na czas, by zobaczyć postać znikającą na szczycie schodów. Sięgnęła ku nieznajomemu i poczuła jego emocje. Myślał o nożach, krwi i śmierci. Śmierci znienawidzonego Awatara.
Kwestora Ro!
Pobiegła na górę. Drzwi do pokoju Ro były otwarte. Wpadła do środka. Byli tam dwaj mężczyźni. Ich twarze zasłaniały czarne chusty. Obaj trzymali w rękach noże. Jeden zbliżał się do łoża, w którym spał niski kwestor. Nóż uniósł się, a potem opadł w dół. Sofarita wykonała nagły gest prawą dłonią. Ku widocznemu zdumieniu napastnika ostrze zatrzymało się w odległości kilku cali od śpiącego. Drugi mężczyzna zauważył Sofaritę i skoczył do ataku. Nóż wypadł mu z dłoni, padając ze stukiem na kamienną posadzkę. Kwestor Ro obudził się raptownie. Pierwszy ze skrytobójców ponowił atak. Tym razem nóż wyleciał mu spomiędzy palców i pomknął ku sufitowi. Leżał tam płasko, jak na podłodze.
– Co tu się dzieje? – krzyknął Ro. – Jak śmiecie…?
– Wszystko w porządku, kwestorze – uspokoiła go Sofarita. – Ci ludzie to pajiści. Ale nie zrobią ci krzywdy.
Ro zerknął na unoszący się pod sufitem nóż.
– Przyszli mnie zabić – zrozumiał. – Wezwę straż.
– Nie – sprzeciwiła się Sofarita. – Wrócą do człowieka, który ich tu przysłał. A on przekaże wiadomość przywódcy pajistów. Odwiedzę ich przywódcę jutro w południe. Unieś rękę – rozkazała, wskazując na człowieka stojącego przy łożu. Ten wykonał polecenie. Nóż opadł powoli spod sufitu i wylądował lekko na jego dłoni. – Idźcie już i przekażcie wiadomość ode mnie. Powiedzcie też, że ataki mają się skończyć.
Drugi skrytobójca podniósł nóż z podłogi. Obaj ominęli Sofaritę szerokim łukiem i opuścili pokój. Słyszała, jak zbiegają ze schodów.
– Wiesz, kto jest przywódcą pajistów? – zapytał Ro.
– Teraz już wiem.
– Dlaczego pozwoliłaś im odejść? Moglibyśmy aresztować wszystkich.
– A po co, kwestorze? Nie czas teraz na zemstę, lecz na pojednanie. Pajiści są w dobrych stosunkach z plemionami.
A szczególnie z Erek-jhip-zhonad. Będziecie potrzebowali ich poparcia, by nie pozwolić Almekom na zdobycie dominacji. Ro zadrżał.
– Nagle opuściło mnie zmęczenie – oznajmił. – Dziękuję Źródłu, że tu byłaś.
Dom był stary, zbudowano go przed stuleciem dla awatarskiej rodziny. Miał dwa piętra, a jego ściany wyłożono białym marmurem o niebieskich żyłkach. Otaczały go piękne ogrody, a po tarasach ozdobionych blokami białego kamienia oraz różnobarwnymi kamykami spływał strumień. Wszędzie rosły drzewa, a w powietrzu unosiła się intensywna woń jaśminu.
Mejana siedziała na drewnianej ławce. Jej masywne ciało spowijał jasnoniebieski szal, zarzucony na elegancką, choć obszerną, białą suknię. Na jej nadgarstkach błyszczały złote bransolety, na wszystkich palcach miała złote pierścienie, a jej naszyjnik również był ze złota. Obok niej siedział Boru, agent Ammona.
– Nie możesz tu zostać, Mej ano. Ona przyprowadzi ze sobą awatarskich żołnierzy.
– A dokąd miałabym pójść? – zadała pytanie kobieta. – Zresztą, gdyby chciała, żeby mnie pojmano, zatrzymałaby moich ludzi. Nie. Zobaczę się z nią.
– Nie mogę tu być, gdy ona przyjdzie – oznajmił Boru, spoglądając na niebo. Dochodziło południe. Wstał i pochylił się nad otyłą kobietą, by pocałować ją w policzek. W tej samej chwili wyciągnął zza pleców sztylet i wbił go w jej pierś. Osunęła się w tył z głośnym westchnieniem. – Przykro mi, pani – oznajmił – ale nie mogę ryzykować twojego pojmania.
Wyciągnął nóż, wytarł go o szal umierającej kobiety i opuścił ogród.
Mejana przechyliła się na bok, a potem spadła z ławki. Leżała na plecach, wpatrując się w czyste błękitne niebo. Wysoko nad ogrodem przelatywały trzy mewy, które nagle zakręciły i pomknęły ku morzu. Ból nie był zbyt silny, ale czuła, że zaczyna tracić przytomność.
Zawsze wiedziała, że jeśli odważy się sprzeciwić potędze Awatarów, jej życie będzie zagrożone. Nigdy jednak nawet się jej nie śniło, że śmiertelny cios może zadać sprzymierzeniec. Uświadomiła sobie nagle, że Erek-jhip-zhonad nigdy nie byli prawdziwymi sojusznikami. Wykorzystali mnie, pomyślała ze smutkiem. Umysł Mejany wypełniły obrazy, rywalizujące ze sobą o jej uwagę. Jej wnuk Pendar, jej siostrzeniec Baj, jej córka Lari. Była taka piękna. Przed dwudziestu dwu laty skazano ją na wyssanie na kryształach. Jej zbrodnia polegała na tym, że pokochała Awatara. Zamordowano również jednego z jej bliźniaków. Pendar uniknął tego losu, gdyż akurat się rozchorował i przebywał w domu sąsiada. Awatarowie nie zabili Lari, ale obrabowali ją z młodości i wieku średniego. Zwolnili ją tego samego dnia, jako pomarszczoną staruchę. To było okrutne. Bardzo okrutne. Tak straszliwie kłóciło się z tym, co zamierzała natura. Mejana dobiegała wówczas czterdziestki, ale nadal była atrakcyjna i szczupła. Musiała się zaopiekować starą zniedołężniałą córką. Starała się wykorzystać swe bogactwo, by odkupić Lari utracone lata. Przekupywała urzędników, kupowała podarki, słała petycje do kwestora generalnego. Błagała o drugą szansę dla córki. A potem Lari umarła.
Mejana jęknęła. Teraz zaczął się ból. Rana w piersi paliła ją i piekła. Kobieta czuła też, że krew wypełnia jej płuca. Coraz trudniej było jej oddychać. Leżała nieruchomo, znowu myśląc o Lari. Po pogrzebie córki wpadła w rozpacz. Całymi dniami przesiadywała w domu, nie wydając przyjęć dla bogatych Vagarów ani nie organizując orgii. Dziewczyny przychodziły do niej, błagając, by pozwoliła im wrócić do pracy.
Jej żałoba przerodziła się stopniowo w gniew, potem w palącą wściekłość, a wreszcie w zimną niewzruszoną furię. Awatarowie byli wrogami i Mejana wiedziała, że poświęci resztę życia na doprowadzenie do ich upadku. Gdy ta myśl raz się pojawiła, została z nią na zawsze. Mejana wynajęła robotników, którzy przebudowali dom. Dwadzieścia pokojów używanych przez jej artystów obojga płci nieco się zmniejszyło. Między ścianami pojawiły się wąskie przejścia, z otworami do podsłuchiwania. Teraz, gdy bogaci mężczyźni i kobiety przybywali tu w poszukiwaniu przyjemności, można było ich obserwować i podsłuchiwać. Zachęcała też swych artystów, by skłaniali klientów do mówienia o sobie.
Читать дальше