– Wychodzę – oznajmiła.
Wstała i ruszyła w stronę drzwi. Jeden z żołnierzy zagrodził jej drogę. To był ten, który wyobrażał ją sobie nagą i marzył o pójściu z nią do łóżka. Zacisnął dłoń na jej ramieniu. Krzyknął z bólu, gdy jego palce wygięły się i złamały. Odsunął się od Sofarity i sięgnął drugą ręką po nóż, który miał w pochwie z brązu u pasa. Obie nogi ugięły się pod nim. Kości ud złamały się z trzaskiem. Sofaritą szła przed siebie. Drugi strażnik rzucił się w pościg. Odwróciła się i uniosła rękę. Zatrzymał się dwie stopy od niej, jakby uderzył o ścianę.
– Żaden Niebieskowłosy już nigdy mnie nie tknie – oznajmiła. Żołnierz uparcie próbował się zbliżyć.
W tej samej chwili drzwi Sali Obrad otworzyły się gwałtownie i wybiegł z nich kwestor generalny. Tuż za nim podążał Ro oraz kilku innych radnych. Sofaritą nie cofnęła się przed nimi.
– Jesteście głupcami – rzekła. – Zaoferowałam wam pomoc, a wy chcieliście mnie zabić. Jak powiedział Ro, stoicie przed największym niebezpieczeństwem, z jakim się kiedykolwiek spotkaliście. Przybysze, Almekowie, będą się zachowywali tak samo jak wy. Zastanówcie się nad tym, durnie! Przyszła do was osoba władająca mocą. Czy przyjęliście mnie z otwartymi ramionami i zaproponowaliście przyjaźń? Nie. Postanowiliście mnie zabić. Almekowie postąpią identycznie. Powiecie im: „ale my mamy moc, tak samo jak wy”. A oni zgodzą się, że to prawda. Ale mimo to będą pragnęli waszej zguby. Odpowiedzą wam: „tak, macie moc, ale nie jesteście Almekami”. – Sofarita spojrzała w oczy kwestora generalnego. – Wiesz, że mówię prawdę. Czytam to w twoich myślach. A ty! – ciągnęła, wskazując palcem Niclina. – Chciałeś mojej śmierci tylko po to, żeby zrobić na złość kwestorowi Ro. Jesteś podwójnym idiotą. Dowiedz się, że mogłabym zabić was wszystkich. Ale powstrzymam się. Zrobią to za mnie Almekowie. – Ponownie spojrzała na Raela. – Mówiłeś o respekcie i strachu. Nie mam dla ciebie respektu, a to ty powinieneś nauczyć się bać mnie!
Strażnik z połamanymi kośćmi krzyknął głośno. Nogi miał groteskowo wygięte pod dziwnym kątem. Jedna z kości udowych sterczała na zewnątrz. Krew splamiła mu rajtuzy i spływała na gruby zielony dywan, na którym leżał. Sofarita odwróciła się plecami do gapiących się na nią bez słowa radnych i wyszła.
Pierwszy oprzytomniał Rael. Wypadł z przedpokoju, wbiegł na górę po schodach i popędził szeroką galerią. Otworzył drzwi na jej końcu i wybiegł na umieszczony powyżej dachu balkon. Stał tam na warcie awatarski żołnierz.
– Daj mi łuk! – rozkazał kwestor generalny, wyrywając zaskoczonemu mężczyźnie broń z ręki.
Rael skupił się i nawiązał więź z bronią. Gdy podszedł na skraj balkonu, pojawiły się w niej struny migotliwego światła. Kobieta w białej sukni wyszła na szeroką aleję na dole. Awatar wyciągnął rękę i wycelował.
– Nie rób tego, Raelu! – zawołał kwestor Ro, wybiegając na dach.
Kwestor generalny zamarł na chwilę, ale potem znowu wycelował. W tym samym momencie kobieta wmieszała się w tłum, znikając mu z oczu.
Rael spojrzał na Ro.
– Czy zdajesz sobie sprawę, co ona sobą reprezentuje? – zapytał, starając się powstrzymać gniew.
– Szansę ocalenia – warknął Ro. – Ona ma rację i dobrze o tym wiesz. Almekowie nie będą chcieli pokoju. Ich celem jest podbój. Nie wysyła się trzydziestu okrętów po to, żeby nawiązać stosunki dyplomatyczne.
– Nie mówię o Almekach, Ro. Czy nie widzisz, czym ona jest? Czym się staje?
– Nie mam pojęcia, o co ci chodzi.
– Jest zjednoczona z kryształem, Ro.
Jego słowa zawisły w powietrzu. Kwestor Ro zamrugał.
– To niemożliwe. Szansa jest…
– Jedna na sto milionów – przerwał mu Rael. – Wiem o tym. Jej moc będzie rosła z każdym dniem, ponieważ czerpie ją ze wszystkich kryształów w mieście. Czy teraz rozumiesz?
– Możesz się mylić, Raelu.
– Modlę się o to, by tak było.
Po całym mieście rozesłano agentów mających szukać śladów Sofarity. Donosicielom powiedziano, że każdy, kto poinformuje władze o miejscu jej pobytu, otrzyma wielką nagrodę. Radni przenieśli się do swych ufortyfikowanych domów. Przydzielono im uzbrojonych strażników, którzy mieli zapobiec atakom pajistów. Rael i Ro zostali w budynku Rady.
Przez większą część nocy nad miastem szalała gwałtowna burza. Nad ujściem Luanu niebo rozjaśniały błyskawice. W położonym wysoko nad Salą Obrad pokoju hałasowały okiennice. Rael spacerował po pomieszczeniu. Ro nigdy jeszcze nie widział, by cokolwiek tak wyprowadziło kwestora generalnego z równowagi.
– Popełniłem błąd – przyznał w końcu Rael. – Mam nadzieję, że jego skutki nie okażą się fatalne.
Ro nie odpowiedział. Myślał o ciemnowłosej Yagarce, starając się zrozumieć targające nim burzliwe uczucia. Zgadzał się z Raelem, jeśli chodziło o potrzebę wzbudzania strachu w podporządkowanych rasach. W gruncie rzeczy przez większą część życia wychwalał zalety takiej właśnie polityki. Ale tym razem… mógł myśleć tylko o tym, w jaki sposób podczas mówienia, unosiła głowę i jak złote plamki w jej oczach lśniły w blasku słońca.
– Powinniśmy skupić uwagę na tych przybyszach – stwierdził. – Na Almekach.
– Miała rację – dodał Rael. – Nie będą chcieli pokoju i z pewnością nie zechcą traktować nas jak braci. Jak doszło do tego, że staliśmy się tak aroganccy, Ro?
– To leży w naturze władców – wyjaśnił niski kwestor.
– Wystarczy, że strzelimy palcami, a ludzie z niższych ras są na nasze usługi. Kłaniają się nam i biją czołem, wzmacniając w nas przekonanie o naszej wyższości. Wszyscy gramy w tę grę, Awatarowie i Vagarzy.
– Dobrze się czujesz, przyjacielu? – zapytał Rael, siadając naprzeciwko Ro. – Dziwnie jest słyszeć takie słowa z twoich ust.
Ro westchnął.
– Nauczyłem się dziś bardzo wiele. Wygląda na to, że zmarnowałem ostatnie sto lat. Nie potrafię uwierzyć w to, co wydarzyło się dziś wieczorem. Młoda kobieta obdarzona zdumiewającymi talentami była gotowa nam pomóc, a my skazaliśmy ją za to na śmierć. Co gorsza, gdyby to Niclin przedstawił ją Radzie, sam zażądałbym odebrania jej życia. Jak bardzo małostkowi się staliśmy.
– Ja również nad tym ubolewam, Ro – zgodził się Rael – ale na razie musimy o tym zapomnieć. O świcie przypłyną tu złote okręty. Musimy przygotować plany i wydać rozkazy.
Obaj mężczyźni rozmawiali przez większą część nocy. Potem Rael wysłał po swych najbardziej zaufanych oficerów i rozkazał im zebrać żołnierzy.
O świcie burza przesunęła się już w głąb lądu. Morze było spokojne, horyzont czysty, a niebo przybrało piękną błękitną barwę. Rael, Ro i reszta starszych rangą radnych zebrali się w porcie, by czekać na przybycie Almeków. Awatarscy żołnierze zamknęli dostęp do portu i panowała w nim cisza. Przywódcy czekali cierpliwie.
Pierwszy ze złotych okrętów pojawił się kilka minut po tym, jak słońce wynurzyło się zza gór na wschodzie. Nawet z daleka można było ocenić, jaki jest ogromny. Rael i Ro już go przedtem widzieli, dzięki nowo odkrytym zdolnościom Sofarity. Pozostali jednak poczuli pierwsze dotknięcie strachu. Niclin przymrużył powieki zimnych oczu. Tłustego Caprishana zalał pot. Potężny okręt pruł fale, błyszcząc w świetle poranka. Podążały za nim następne, ustawione w długą bojową linię. Rael policzył je. Dwadzieścia cztery. Gdy zbliżyły się do wybrzeża, flota się rozdzieliła. Osiem okrętów wpłynęło powoli do ujścia rzeki między miastami Egaru i Pagaru. Osiem skierowało się na południe. Osiem pozostałych zatrzymało się spokojnie tuż przed wejściem do portu, a ten, który płynął przodem, zbliżył się do czekających na brzegu ludzi, zawracając w ostatnim momencie, a potem przybijając do kamiennego nabrzeża. Okręt był ogromny, znacznie górował nad brzegiem. Szeroki na dziesięć stóp fragment burty oddzielił się od reszty i opadł powoli na nabrzeże, tworząc szeroki zakrzywiony trap.
Читать дальше