Musiało to zrodzić między nimi dystans. Talaban poczuł się głupio na myśl, że nie przewidział takiej reakcji. Jego ludzie pochodzili z rasy niewolników i marzyli o dniu, gdy staną się wolni. Dla Methrasa cios musiał być szczególnie bolesny z uwagi na jego awatarską krew. Drzwi kajuty zakołysały się, uderzając o framugę. Talaban wyszedł na prywatny pokład. Wiatr się zmienił i zgodnie z przewidywaniami Probierza nadciągał sztorm.
Kapitan poszedł na górny pokład, włączył moc i skierował Węża w stronę brzegu.
Yasha leżał na łóżku. Głowa dziwki spoczywała na jego barku, a udo na nogach. W chacie było ciepło. Jedyna lampa paliła się migotliwym blaskiem. Było tu przyjemnie i wypełniał go spokój.
Z oddali dobiegała go cicha muzyka fletu kwestora Anu, Świętego. Była śpiewna i dziwnie piękna, działała uspokajająco na wszystkich, którzy ją słyszeli.
Zgodnie z obliczeniami Yashy, minęła już prawie połowa dwudziestodobowej nocy. Przepracował w nieustannej ciemności dwanaście zmian i zjadł dwanaście posiłków. Uśmiechnął się. A do tego zaliczył osiem dziwek.
– Czemu się uśmiechasz, mój dryblasie? – zapytała kobieta. – Było ci przyjemnie?
– Z tobą zawsze jest mi przyjemnie – odpowiedział, obracając głowę, by pocałować ją w czoło.
– Nikt oprócz ciebie mnie nie całuje – powiedziała. Muzyka fletu ucichła w oddali. Schował się za budowlą, pomyślał Yasha. Nadal mieli spóźnienie, ale ustawili już sześć poziomów kamieni, tworząc coraz mniejsze kwadraty. Yasha nie potrafił zrozumieć, dlaczego w środku jest tyle kanałów i tuneli. Przecież nikt nie miał mieszkać w piramidzie. Kobieta uniosła się na łokciu, jakby czytała w jego myślach.
– Do czego on ma służyć? – zapytała.
– O czym mówisz?
– O tym… wielkim budynku.
Jest przeznaczony dla Awatarów – odparł. – Wygląda na to, że co mniej więcej trzydzieści lat nachodzi ich pragnienie stworzenia jakiegoś trwałego pomnika. Mój ojciec pracował przy piramidzie, którą teraz rozbieramy. Nie ma w tym sensu. Niektórzy z chłopaków ekscytowali się myślą, że zobaczymy, co jest w środku. Ale niczego tam nie było. Żadnego złota, skarbów ani ciał. Zupełnie nic. To szaleństwo, prawda?
Usiadł, stawiając na podłodze długie nogi. Sięgnął po dzban z winem i przystawił go sobie do ust. Pociągnął długi łyk, a potem otarł płyn z gęstej, ciemnej brody. Dźwięk fletu znowu się zbliżył.
– Ona musi do czegoś służyć – upierała się kobieta. – W przeciwnym razie po co byłby tu z nami sam Święty?
To właśnie było pytanie, które dręczyło Yashę. Nie miał nic przeciwko zachciankom Awatarów, nie przeszkadzało mu nawet zbytnio, że władają pięcioma miastami. Ktoś musiał rządzić, a dopóki Yasha miał pracę oraz pieniądze na jedzenie i dziwki, był szczęśliwy. Święty pobudził jednak jego ciekawość swą magią. Kiedy Anu grał na flecie, ciężkie głazy stawały się lżejsze, być może nawet dwudziestokrotnie, i wystarczało czterech robotników, by ustawiać potężne skalne bloki. Z początku bardzo ekscytowało to i niepokoiło ludzi. Teraz już się do tego przyzwyczaili. Yasha wstał, wciągnął rajtuzy i koszulę.
– Jak się czułeś, będąc królem? – zapytała kobieta. Ryknął gromkim śmiechem.
– Nie byłem żadnym królem – odparł. – To była tylko zabawa dla uczczenia końca prac przy pierwszym poziomie.
– Ale nosili cię na ramionach i miałeś na głowie wieniec laurowy. Nawet Święty się kłaniał, kiedy go mijałeś. Czy to ci się podobało?
Yasha zastanowił się nad tym pytaniem, wciągając ciężkie buciory.
– Podobało mi się – przyznał. – Ale nawet nie w połowie tak bardzo, jak grzmocenie się z tobą.
– Naprawdę? Nie kłamiesz?
– Oczywiście.
– Wrócisz tu po następnej zmianie?
– Jaki mężczyzna mógłby do ciebie nie wrócić… moja droga? – urwał, gdyż zapomniał jej imię.
Pochylił się, pocałował ją raz jeszcze, zostawił na stoliku przy łóżku zapłatę w postaci małej glinianej tabliczki, wyszedł w noc i ruszył niespiesznie w stronę powstającej piramidy. Kwestor Anu chodził wokół szczytu szóstego poziomu, nadal grając na flecie. Yasha przyglądał mu się przez pewien czas, a kiedy Święty przestał grać, pomachał do niego ręką. Anu odwzajemnił ten gest, a potem zszedł na dół i zatrzymał się przy potężnie zbudowanym brygadziście.
– Dobrze nam idzie – stwierdził Anu. – Ale musimy pracować jeszcze szybciej.
– I będziemy, kwestorze. Robotnicy potrafią coraz więcej.
Anu uśmiechnął się i odwrócił od niego.
– Powiedz mi, panie, dlaczego grasz dalej, mimo że bloki są już na miejscu? – zapytał Vagar. Anu zatrzymał się, a potem odwrócił i spojrzał na niego. W jasnym, niezmiennym świetle księżyca jego niebieskie włosy błyszczały jak polerowane srebro.
– Kamień pamięta moje melodie – wyjaśnił z powagą. Potem roześmiał się, widząc zdziwioną minę Yashy. – Każdy blok składa się z milionów połączonych ze sobą fragmentów, a każdy fragment zawiera miliony cząsteczek. Niewykluczone też, że każda cząsteczka dzieli się na wiele jeszcze mniejszych komponentów. Muzyka wnika w kamień, absorbuje ją każdy jego fragment, każda cząsteczka. W jego strukturze pieśń brzmi nadal. Być może będzie tam brzmiała w nieskończoność.
– Ja jej nie słyszę – stwierdził Yasha.
– Mimo to muzyka otacza nas ze wszystkich stron. Wszechświat jest pieśnią, Yasho. A my jesteśmy jej częścią. Czy zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego muzyka tak bardzo pociąga człowieka? Dlaczego zbieramy się wszędzie, gdzie można ją usłyszeć? Dlaczego tańczymy przy niej, poruszając ciało w jej rytm?
– Dlatego, że to sprawia nam przyjemność – odparł Yagar.
– Tak jest, przyjemność. To wydaje się naturalne, bo takie właśnie jest. Chwile, gdy muzyka dotyka naszej duszy, przypominają nam, że wszyscy jesteśmy elementami Wielkiej Pieśni. Wszyscy: Awatarowie, Vagarzy, ludzie z plemion, koczownicy. A także drzewa i inne rośliny, ptaki i zwierzęta. Wszyscy mamy kluczowe znaczenie dla harmonii Muzyki.
– Może to prawda, Święty, ale wydaje mi się, że Awatarom przypadły w udziale wszystkie najlepsze melodie. – Yasha natychmiast pożałował swych słów, gdyż były one niebezpiecznie bliskie nieprawomyślności. Anu jednak skinął tylko głową.
– Masz rację, Yasho. Ale nic nie trwa wiecznie, bez względu na to, w co chcą wierzyć moi bracia. Ten budynek, który wspólnymi siłami wznosimy, nie jest przeznaczony tylko dla samych Awatarów. Budujemy go dla całego świata. Dla ciebie, dla twoich dzieci i dla dzieci twoich dzieci.
– Ja nie mam dzieci, Święty.
Anu położył szczupłą dłoń na ramieniu brygadzisty.
– Masz siedemnaścioro – poinformował go. – A tej nocy spłodziłeś kolejne. Naprawdę powinieneś starać się utrzymywać kontakt ze swymi kobietami.
Yasha zachichotał.
– Kobiety, z którymi sypiam, mają wielu partnerów, Święty. Trudno powiedzieć, kto spłodził które dziecko. I to mi odpowiada. Byłeś kiedyś żonaty?
– Nie. Nie mogę powiedzieć, żeby mnie to pociągało.
– Mnie również nie. Może kiedy będę stary i zechcę mieć w łóżku trochę ciepła.
– Byłem już kiedyś stary – oznajmił Anu. – Można w tym znaleźć pewną satysfakcję, ale z pewnością nie ciepło.
Powiedział brygadziście „dobranoc” i oddalił się powoli do swego namiotu.
Sofarita siedziała spokojnie w korytarzu przed Salą Obrad. Zamknęła oczy, a jej twarz miała pogodny wyraz. Obok niej stało dwóch awatarskich strażników. Jeden z nich myślał o nowym koniu, którego sobie kupił, i o tym, czy okaże się on tak szybki, jak jego ojciec. Zastanawiał się też, czy go wykastrować. Drugi strażnik myślał o Sofaricie i o tym, że dobrze byłoby ją posiąść. Ich myśli były natrętne i kobieta próbowała odepchnąć je od siebie.
Читать дальше