Philip Pullman - Bursztynowa Luneta

Здесь есть возможность читать онлайн «Philip Pullman - Bursztynowa Luneta» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Bursztynowa Luneta: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bursztynowa Luneta»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Bursztynowa Luneta — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bursztynowa Luneta», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Schowały się za jakimś wzgórzem – wywnioskował Will. – Są bliżej?

– Nie widzę dobrze. Tak, zawracają, popatrz, skręcają w tę stronę.

– No, jeśli mamy z nimi walczyć, najpierw chcę się napić.

Will zniósł plecak do strumienia, gdzie napił się do syta i z grubsza obmył. Stracił dużo krwi. Czuł się brudny; tęsknił za gorącym prysznicem z mnóstwem mydła i za czystym ubraniem.

Lyra patrzyła na... Czymkolwiek były, wyglądały bardzo dziwnie.

– Will! – zawołała. – One jadą na kołach...

Ale mówiła bez przekonania. Will wspiął się trochę wyżej na zbocze i osłonił oczy dłonią. Teraz widział już pojedyncze osobniki. Grupa, stado czy banda liczyła około tuzina istot i poruszała się, jak zauważyła Lyra, na kołach. Wyglądali jak skrzyżowanie antylopy z motocyklem, a nawet jeszcze dziwniej: mieli trąby jak słonie.

I kierowali się wyraźnie w stronę Willa i Lyry. Will wyjął nóż, ale Lyra, siedząca obok niego na trawie, już obracała wskazówki aletheiometru.

Odpowiedział szybko, kiedy stworzenia znajdowały się jeszcze w odległości kilkuset metrów. Igła śmignęła w lewo, w prawo, w lewo i w lewo, a Lyra obserwowała ja niespokojnie, ponieważ ostatnie odczyty sprawiły jej tyle trudności. Czuła się niezręcznie, kiedy z wahaniem pokonywała kolejne stopnie zrozumienia. Zamiast śmigać jak ptak od jednego etapu do następnego, stąpała krok za krokiem dla bezpieczeństwa; ale znaczenie okazało się wyraźne jak zawsze i wkrótce zrozumiała odpowiedź.

– One są przyjazne – oznajmiła. – Will, one nas szukają. Wiedzą, że tu jesteśmy... To dziwne, nie bardzo mogę odczytać... Doktor Malone?

Wymówiła to nazwisko raczej do siebie, ponieważ nie wierzyła, że doktor Malone znajduje się w tym świecie. Jednak aletheiometr wskazywał na nią wyraźnie, chociaż oczywiście nie mógł podać jej nazwiska. Lyra odsunęła przyrząd na bok i powoli wstała.

– Chyba powinniśmy zejść do nich – powiedziała. – Nie zrobią nam krzywdy.

Kilka stworów zatrzymało się i czekało. Przywódca wysunął się nieco do przodu z uniesioną trąbą i dzieci zobaczyły, jak się poruszał: odpychał się do tyłu bocznymi kończynami. Kilka stworzeń zeszło do stawu, żeby się napić, inne czekały, ale nie z łagodną, bierną ciekawością krów stłoczonych przy bramie. Posiadały indywidualność, żywą inteligencję, świadomość celu. To byli ludzie.

Will i Lyra zeszli po zboczu dostatecznie blisko, żeby z nimi rozmawiać. Pomimo zapewnień Lyry Will trzymał dłoń na rękojeści noża.

– Nie wiem, czy mnie rozumiecie – zaczęła Lyra ostrożnie – ale wiem, że jesteście przyjaciółmi. Chyba powinniśmy...

Przywódca poruszył trąbą i powiedział:

– Chodźcie do Mary. Wy jedziecie. My wieziemy. Chodźcie do Mary.

– Och! – zawołała Lyra i odwróciła się do Willa z radosnym uśmiechem.

Dwa stworzenia miały założone wodze i strzemiona z plecionego sznura. Żadnych siodeł: ich romboidalne grzbiety okazały się całkiem wygodne i bez tego. Lyra jeździła na niedźwiedziu, a Will na rowerze, żadne z nich jednak nigdy nie jeździło konno, co stanowiło najbliższy odpowiednik. Jednakże jeździec zwykle kieruje koniem, a dzieci wkrótce odkryły, że wcale tego od nich nie oczekiwano; wodze i strzemiona pomagały im tylko utrzymać równowagę. Stworzenia same podejmowały wszelkie decyzje.

– Dokąd... – zaczął Will, ale musiał przerwać i złapać równowagę, kiedy stworzenie poruszyło się pod nim.

Grupa zawróciła i ruszyła po lekkiej pochyłości, zjeżdżając powoli wśród trawy. Trochę trzęsło, ale to nie przeszkadzało, ponieważ stworzenia nie miały grzbietowego kręgosłupa; Will i Lyra siedzieli jak na wyściełanych sprężynujących krzesłach.

Wkrótce dotarli do tego, czego nie widzieli wyraźnie z urwiska: jednej z czarnych lub ciemnobrązowych ścieżek. I byli równie zdumieni jak wcześniej Mary Malone na widok tych gładkich kamiennych tras biegnących przez prerię.

Stworzenia wjechały na drogę i szybko nabrały prędkości. Droga przypominała bardziej rzekę niż autostradę, ponieważ miejscami poszerzała się, tworząc jakby małe jeziorka, a gdzie indziej rozdzielała się na wąskie kanały, które niespodziewanie znowu się łączyły. Całkowicie różniła się od racjonalnych dróg w świecie Willa, rozcinających wzgórza i przeskakujących doliny na mostach z betonu. Ta droga stanowiła część krajobrazu, nie narzucony element.

Jechali szybciej i szybciej. Will i Lyra nie od razu przyzwyczaili się do impulsów żywych mięśni i łomotania kół na twardym kamieniu. Początkowo Lyra miała więcej trudności od Willa, bo nigdy nie jeździła na rowerze i nie znała sztuczki z przechylaniem się w bok; ale zobaczyła, jak on to robi, i wkrótce zaczęła się rozkoszować szybkością.

Koła zbyt hałasowały, żeby mogli rozmawiać. Zamiast tego pokazywali: na drzewa, zdumieni ich wielkością i majestatem; na stado przedziwnych ptaków, którym przednie i tylne skrzydła nadawały obrotowy, spiralny ruch w powietrzu; na tłustą błękitną jaszczurkę, długą jak koń, wygrzewającą się na samym środku drogi (kołowe stworzenia rozdzieliły się i objechały ją z obu stron, a ona nawet nie zwróciła uwagi).

Słońce stało wysoko na niebie, kiedy zaczęli zwalniać. W powietrzu wyczuwali nieomylnie słony posmak morza. Droga wznosiła się w stronę urwiska; wkrótce posuwali się w spacerowym tempie.

Lyra, sztywna i obolała, zapytała:

– Czy możecie stanąć? Chcę zejść i iść piechotą.

Jej wierzchowiec poczuł szarpnięcie wodzy – nie wiadomo, czy zrozumiał, ale przystanął. Stworzenie Willa też się zatrzymało i dzieci zeszły na ziemię, zesztywniałe od nieustannych wstrząsów i podskoków.

Stworzenia przysunęły się do siebie, żeby porozmawiać, elegancko poruszając trąbami w rytmie wydawanych dźwięków. Po chwili ruszyły dalej. Will i Lyra z radością maszerowali wśród pachnących sianem, ciepłych, powoli toczących się stworzeń. Jedno czy dwa wysforowały się do przodu i wjechały na szczyt wzniesienia. Dzieci, które nie musiały już się skupiać na utrzymywaniu równowagi, przyglądały im się i podziwiały siłę i grację ich przyspieszeń, zwrotów, przechyłów.

Na szczycie wzniesienia przystanęli. Dzieci usłyszały, jak przywódca mówi:

– Mary blisko. Mary tam.

Spojrzały w dół. Na horyzoncie lśnił błękit morza. Szeroka, powolna rzeka wiła się wśród bujnych traw trochę bliżej, a u podnóża długiego zbocza, otoczona kępami niskich drzew i grządkami warzyw, leżała wioska. Stworzenia krzątały się wśród chat krytych strzechą, doglądały upraw lub pracowały pomiędzy drzewami.

– Teraz znowu jedziemy – oznajmił przywódca.

Nie jechali daleko. Will i Lyra ponownie wdrapali się na swoje wierzchowce, a inne stworzenia dokładnie sprawdziły ich równowagę i zbadały trąbami strzemiona jakby troszczyły się o bezpieczeństwo dzieci.

Potem wyruszyli, odpychając się bocznymi kończynami i przyspieszając na pochyłości, aż nabrali bardzo szybkiego tempa. Will i Lyra trzymali się mocno rękami i kolanami; pęd powietrza smagał im twarze, zwiewał włosy do tyłu i naciskał na gałki oczne. Łoskot kół, szum trawy po obu stronach, pewny i zdecydowany przechył na szerokim zakręcie, oczyszczająca szybkość – stworzenia to uwielbiały, a Will i Lyra odczuwali ich radość i śmiali się uszczęśliwieni.

Zatrzymali się pośrodku wioski, a inni, którzy widzieli nadjeżdżającą grupę, zebrali się dookoła, unosząc trąby i wymawiając słowa powitania.

A potem Lyra krzyknęła:

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Bursztynowa Luneta»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bursztynowa Luneta» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Bursztynowa Luneta»

Обсуждение, отзывы о книге «Bursztynowa Luneta» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x