Doktor Russell podszedł do drzwi, za którymi wcześniej zniknęli Kolonialni, i mocno w nie zastukał. Potem znów odwrócił się do mnie.
— Proszę się dobrze przyjrzeć swojemu ciału, panie Perry — powiedział. — Ponieważ zaraz się pan z nim pożegna. Przenosi się pan w inne miejsce.
— Dokąd się przenoszę, doktorze Russell? — zapytałem, z trudem wymawiając słowa z powodu suchości w ustach.
— Przenosi się pan tutaj — powiedział, i otworzył drzwi.
Do gabinetu znowu weszli tamci dwaj Kolonialni. Jeden z nich prowadził przed sobą wózek inwalidzki, na którym ktoś siedział. Obróciłem głowę, żeby lepiej widzieć. I zacząłem się trząść.
To byłem ja.
Pięćdziesiąt lat temu.
— A teraz niech się pan rozluźni i uspokoi — powiedział doktor Russell.
Kolonialni dowieźli młodszego mnie do drugiego z urządzeń i zaczęli umieszczać jego ciało w środku. To ciało, on, ja — czymkolwiek to było — nie stawiało oporu; równie dobrze mogliby umieszczać we wnętrzu posągu człowieka pogrążonego w śpiączce. Albo trupa. Byłem zafascynowany tym widokiem. I przerażony. Cichy głosik w mojej głowie powiedział, że gdybym przed wejściem tutaj nie poszedł do toalety, to teraz na pewno miałbym już mokre spodnie.
— Jak… — zacząłem, i zamilkłem. Miałem zbyt sucho w ustach, żeby mówić. Doktor Russell powiedział coś do jednego z Kolonialnych, który wyszedł i po chwili wrócił z małym kubkiem wody. Doktor Russell trzymał kubek, kiedy piłem; to dobrze, bo chyba nie byłbym w stanie go utrzymać. Kiedy piłem, mówił do mnie:
— Słowo „jak” zwykle rozpoczyna dwa oczywiste w tym momencie pytania. Po pierwsze: Jak stworzyliście młodszą wersję mnie? Otóż dziesięć lat temu pobraliśmy od pana materiał genetyczny i za jego pomocą stworzyliśmy dla pana nowe ciało. — Odsunął kubek od moich ust.
— Klona — powiedziałem.
— Nie — odpowiedział doktor Russell. — Nie do końca. Pańskie DNA zostało mocno zmodyfikowane. Najbardziej rzucającą się w oczy różnicę może pan zobaczyć na własne oczy; proszę spojrzeć na skórę pańskiego nowego ciała.
Spojrzałem znów na tamtego i zdałem sobie sprawę z tego, że zszokowany ujrzeniem młodszej wersji mnie samego nie dostrzegłem oczywistej, widocznej na pierwszy rzut oka różnicy.
— On jest zielony — powiedziałem.
— Chciał pan chyba powiedzieć, że to pan jest zielony — powiedział doktor Russell. — To znaczy będzie pan za jakieś pięć minut. To była odpowiedź na pierwsze z zaczynających się od słówka „jak” pytań. Drugie pytanie brzmi: Jak zamierzacie mnie tam przenieść? — Wskazał na mojego zielonoskórego doppelgangera. — A odpowiedź na to pytanie już panu po części podałem: dokonamy transferu pańskiej świadomości.
— W jaki sposób? — zapytałem.
— Przechwycimy przedstawienie aktywności pańskiego mózgu, które jest monitorowane przez szereg czujników i prześlemy je — a zarazem pana — tam. Przez ostatnie dwa dni zebraliśmy zespół wzorcowych informacji na temat działania pańskiego mózgu i dzięki temu mogliśmy przygotować dla pańskiej świadomości nowy mózg; więc kiedy pana tam prześlemy, wszystko będzie wyglądać podobnie. Przedstawiam panu uproszczoną wersję tego procesu, w rzeczywistości jest daleko bardziej skomplikowany. Ale w tym momencie nie mamy więcej czasu. Teraz musimy pana podłączyć.
Doktor Russell zaczął manewrować ramieniem, na końcu którego znajdowała się „filiżanka”. Odruchowo zacząłem odsuwać głowę w drugą stronę, więc przestał i powiedział:
— Tym razem nie będziemy w pana nic wkładać, panie Perry. Czasza iniekcyjna została zastąpiona wzmacniaczem sygnału. Nie ma się czego obawiać.
— Przepraszam — powiedziałem, i ustawiłem głowę we właściwej pozycji.
— Nie ma pan za co przepraszać — powiedział doktor Russell i założył czaszę wzmacniacza na moją głowę. — Znosi pan to lepiej, niż większość rekrutów. Facet przed panem kwiczał jak zarzynana świnia, a potem zemdlał. Musieliśmy dokonać transferu w czasie, kiedy był nieprzytomny. Obudzi się młody, zielony i bardzo, bardzo zdezorientowany. Proszę mi wierzyć, jest pan bardzo dzielny.
Uśmiechnąłem się i spojrzałem na ciało, które wkrótce miało być mną.
— A gdzie jego czasza? — zapytałem.
— On tego nie potrzebuje — powiedział doktor Russell i zaczął stukać w swój OKR — Tak jak powiedziałem, to ciało zostało znacznie zmodyfikowane.
— To brzmi złowrogo — powiedziałem.
— Poczuje pan tę różnicę, kiedy będzie pan w środku. — Doktor Russell skończył pisać na swoim OKP i znów odwrócił się do mnie. — Okay, jesteśmy gotowi. Teraz powiem panu, co stanie się dalej, jeśli pan pozwoli.
— Proszę — powiedziałem.
Odwrócił ekran OKP w moją stronę.
— Kiedy nacisnę ten przycisk — wskazał jeden z widocznych na ekranie przycisków. — Szereg czujników zacznie transmitować aktywność pańskiego mózgu do wzmacniacza. Kiedy zostanie stworzona wystarczająco dokładna mapa aktywności pańskiego mózgu, podłączę to urządzenie do wyspecjalizowanego komputerowego banku danych. W tym samym czasie zostanie utworzone takie samo połączenie z pańskim nowym mózgiem. Kiedy połączenia okażą się kompatybilne, prześlemy pańską świadomość tam, do nowego mózgu. Potem zamkniemy połączenie i już — będzie pan w nowym mózgu i nowym ciele. Jakieś pytania?
— Czy ta procedura czasem zawodzi? — zapytałem.
— To jest pytanie, które musiał pan zadać — stwierdził doktor Russell. — A odpowiedź na nie brzmi: tak. Czasem, bardzo, bardzo rzadko, coś może pójść nie tak. Ale zdarza się to naprawdę rzadko. Robię to już od dwudziestu lat, dokonałem tysięcy zabiegów przekazu, i straciłem tylko jedną pacjentkę. Ta kobieta miała rozległy udar mózgu w czasie dokonywania transferu. Jej wzorce mózgowe stały się chaotyczne i świadomość nie została przesłana. Wszyscy inni przeszli przez to z powodzeniem.
— Więc właściwie dopóki nie umrę, będę żył — powiedziałem.
— Ujął pan to w dość interesujący sposób. Ale tak, ma pan rację.
— Po czym można poznać, że transfer świadomości się dokonał?
— My dowiemy się stąd — doktor Russell postukał palcem bok swojego OKR — A także od pana, kiedy nam pan to powie. Proszę mi wierzyć, będzie pan wiedział, kiedy dokona pan transferu.
— Skąd pan może to wiedzieć? — zapytałem. — Robił to pan kiedyś? Poddał się pan transferowi?
— Prawdę mówiąc, tak. — Z uśmiechem odpowiedział doktor Russell. — Robiłem to już dwa razy.
— Ale nie jest pan zielony — stwierdziłem.
— Od chwili wykonania drugiego transferu. Nie musi pan być zielony przez resztę swojego życia — powiedział, prawie smutnym głosem, i znów spojrzał na ekran swojego OKP. — Obawiam się, że musimy skończyć tę miłą pogawędkę, panie Perry, ponieważ po panu muszę dokonać jeszcze transferu paru rekrutów. Czy jest pan gotowy?
— Nie, do diabła, nie jestem gotowy — powiedziałem. — Jestem tak przerażony, że kiszki zaraz wywrócą mi się na lewą stronę.
— Więc spytam inaczej — powiedział doktor Russell. — Czy jest pan mimo wszystko gotowy przez to przejść?
— O Boże, tak — odparłem.
— Więc do dzieła — powiedział doktor Russell i dotknął ekranu swojego OKP.
We wnętrzu posągu coś głucho zabrzęczało, jakby włączył się tam jakiś mechanizm. Spojrzałem pytająco na doktora Russella.
— To wzmacniacz — powiedział. — Ta część zabiegu potrwa mniej więcej minutę.
Читать дальше