W końcu ktoś się odezwał. Ku zaskoczeniu wszystkich, była to Maggie.
— Spójrzcie tylko na to — powiedziała.
Wszyscy obróciliśmy się i spojrzeliśmy na nią. Wyglądała na zirytowaną.
— Nie jestem niemową — dodała. — Po prostu nie mówię zbyt wiele. To zasługuje na jakiś komentarz.
— No coś ty — powiedział Thomas, z powrotem odwracając się do okna. — Po takim komentarzu Stacja Kolonialna zaczyna przypominać stosik wymiocin.
— Ile statków widzisz? — Jesse zwróciła się do mnie.
— Nie wiem — odpowiedziałem. — Bardzo dużo. Może nawet setki. Nie wiedziałem, że w ogóle istnieje tyle statków kosmicznych.
— Gdyby ktokolwiek z nas wciąż uważał, że Ziemia stanowi centrum ludzkiego wszechświata — powiedział Harry. — To teraz miałby doskonałą okazję, żeby zmienić zdanie.
Staliśmy tak wszyscy i długo patrzyliśmy na widoczny za oknami nowy świat.
* * *
Mój OKP obudził mnie o 05:45, chociaż sam nastawiłem budzenie na 06:00. Ekran był podświetlony; widać było na nim ikonkę wiadomości z napisem PILNE. Kliknąłem na nią.
ZAWIADOMIENIE:
Między 06:00 a 12:00 wszyscy rekruci zostaną poddani procedurze ostatecznego fizycznego udoskonalenia. W celu zapewnienia porządku wszyscy rekruci są zobowiązani pozostać w swoich kabinach do czasu przybycia przedstawicieli UK, którzy będą eskortować ich na miejsce przeprowadzania procedury. Żeby zapewnić płynność tego procesu, drzwi poszczególnych kabin będą strzeżone począwszy od godziny 06:00. Pozostały czas proszę wykorzystać na załatwienie swoich osobistych spraw, takich jak korzystanie z toalet czy innych przestrzeni poza kabiną. Jeśli po godzinie 06:00 zajdzie potrzeba użycia toalety, proszę skontaktować się z pełniącym dyżur na pokładzie urzędnikiem UK za pomocą OKP.
Każdy zostanie zawiadomiony o dokładnej porze odbycia procedury z piętnastominutowym wyprzedzeniem; w oznaczonym czasie należy być ubranym i gotowym do wyjścia. Śniadanie nie zostanie dzisiaj podane; pozostałe posiłki zostaną podane o zwykłych porach.
W moim wieku nie trzeba mi dwa razy powtarzać, żebym się wysikał. Poszedłem do toalety, żeby to załatwić. Miałem nadzieję, że wezwą mnie raczej wcześniej niż później; żebym tylko nie musiał prosić o pozwolenie na ponowne wysikanie się.
Mój czas nadszedł ani nie za późno, ani nie za wcześnie. O 09:00 mój OKP zawiadomił mnie o tym fakcie, o 09:15 ktoś mocno zastukał w drzwi i męski głos wywołał mnie po nazwisku. Za drzwiami czekało na mnie dwóch Kolonialnych, dostałem pozwolenie na krótką wizytę w toalecie i poszedłem za nimi do znajomej poczekalni. Czekałem krótką chwilkę i poproszono mnie do gabinetu doktora Russella.
— Dobrze pana znów widzieć, panie Perry — powiedział, wyciągając rękę. Kolonialni, którzy mi towarzyszyli, wyszli przez któreś z drzwi.
— Proszę wejść do wnętrza urządzenia — zaordynował doktor Russell.
— Kiedy ostatnio to zrobiłem, wbił mi pan młotem do głowy tysiące kawałków metalu — powiedziałem — Chyba rozumie pan, że nie jestem specjalnie entuzjastycznie nastawiony do tego, żeby znowu wejść tam do środka.
— To zrozumiałe — powiedział doktor Russell. — Jednak dzisiaj wszystko odbędzie się bez bólu. Czas nas trochę nagli, więc, jeśli by pan mógł… — Wskazał na golemiczny posąg z pokrywą. Niechętnie wszedłem do środka.
— Jeśli poczuję choćby ukłucie, zamierzam pana uderzyć — ostrzegłem.
— Niech tak będzie — zgodził się i zamknął pokrywę urządzenia. Zauważyłem, że tym razem przykręcił ją do korpusu; w czasie pierwszej sesji tego nie zrobił. Może wziął na poważnie moje groźby?
— Panie Perry, proszę mi powiedzieć — spytał, kiedy już skończył przykręcać wieko. — Co pan myśli na temat tych paru ostatnich dni?
— To wszystko było niejasne i irytujące — powiedziałem. — Gdybym wiedział, że będzie się mnie tu traktować jak przedszkolaka, to prawdopodobnie wcale bym się nie zaciągnął.
— Bardzo wielu rekrutów tak mówi — powiedział doktor Russell. — Więc, jeśli pan pozwoli, mniej więcej wyjaśnię panu co chcieliśmy w ten sposób osiągnąć. Użyliśmy szeregu czujników z dwóch powodów. Po pierwsze, jak pan pewnie sam odgadł, monitorowaliśmy dzięki nim pracę pańskiego mózgu, podczas gdy posługiwał się pan jego podstawowymi funkcjami i doświadczał pewnych elementarnych emocji. Każdy ludzki mózg przetwarza informacje i doświadczenie mniej więcej w ten sam sposób, ale jednocześnie każda osoba używa w tym celu unikalnych, właściwych tylko jej ścieżek neuronowych; więc mózg działa w jej tylko właściwy sposób. Podobnie każda zdrowa ludzka dłoń ma pięć palców, ale każdy człowiek z osobna ma tylko sobie właściwe odciski palców. Można powiedzieć, że próbowaliśmy uzyskać właśnie coś w rodzaju „odcisków palców” pańskiego umysłu. Rozumie pan?
Przytaknąłem.
— To dobrze. Więc rozumie pan też, dlaczego przez ostatnie dwa dni kazaliśmy panu robić wszystkie te śmieszne i głupie rzeczy.
— Na przykład rozmawiać z nagą kobietą na temat mojego siódmego przyjęcia urodzinowego — powiedziałem.
— Dzięki tej rozmowie uzyskaliśmy wiele naprawdę użytecznych informacji — powiedział doktor Russell.
— Nie bardzo wyobrażam sobie jakich — powiedziałem.
— Informacji natury ściśle technicznej — zapewnił mnie doktor Russell. — W każdym razie ostatnie dwa dni pozwoliły nam dowiedzieć się, jakimi szlakami pański mózg przesyła bodźce nerwowe i przetwarza wszystko, co go stymuluje. I tę wiedzę będziemy mogli wykorzystać jako matrycę.
Nie zdążyłem zapytać, o jakiej matrycy mówił, bo doktor Russell kontynuował:
— Po drugie, szereg czujników nie tylko rejestrował pracę pańskiego mózgu. Jest on również w stanie na bieżąco transmitować przedstawienia aktywności w pańskim mózgu. Można także ująć to w inny sposób; ten szereg czujników może na pewną odległość przesłać pańską świadomość. To ważne, ponieważ w przeciwieństwie do innych procesów psychicznych, świadomość nie może zostać zarejestrowana. Musi się odbyć coś, co można nazwać przekazem na żywo.
— Przekazem? — zapytałem.
— Przekazem albo transferem — powiedział doktor Russell.
— Pozwoli pan, że spytam: o czym pan do diabła mówi? — powiedziałem ostrzej. Doktor Russell tylko się uśmiechnął.
— Panie Perry — powiedział. — Kiedy zaciągał się pan do armii, myślał pan, że znów uczynimy pana młodym, prawda?
— To prawda — odpowiedziałem. — Wszyscy tak myślą. Nie można prowadzić wojny z wojskiem złożonym ze starych ludzi, a jednak wy pozwalacie im się zaciągać. Musicie więc mieć jakiś sposób, żeby przywrócić im młodość.
— W jaki sposób pana zdaniem to robimy? — zapytał doktor Russell.
— Nie wiem — odpowiedziałem. — Terapia genowa. Klonowane części zamienne. Wyrzucacie w jakiś sposób stare części i wsadzacie nowe.
— Ma pan w połowie rację — powiedział doktor Russell. — Rzeczywiście stosujemy terapię genową i klonowane wymienniki. Z tym, że nie wyrzucamy nic, oprócz pana.
— Nie rozumiem — powiedziałem. Zrobiło mi się bardzo zimno. Poczułem, że rzeczywistość wymyka mi się spod stóp.
— Pańskie ciało jest bardzo stare, panie Perry. Jest stare i nie będzie działać już zbyt długo. Nie ma sensu próba ocalenia go lub usprawnienia. To się po prostu nie opłaca, ciało i tak się starzeje, nawet części zamienne nie spowodują, że zacznie działać jak nowe. Nie da się powstrzymać procesu starzenia się ludzkiego ciała. Więc pozbywamy się go. Pozbywamy się całego ciała. Zostawiamy tylko tę jedyną część pana, która nie zaczęła się rozpadać — pański umysł, pańską świadomość, pańskie poczucie samego siebie.
Читать дальше