Weszła panna Ephreikian, wyraźnie podniecona.
— Panie Tagomi, przysłała mnie recepcja.
— Proszę się uspokoić — powiedział pan Tagomi. Prąd czasu nas popędza, pomyślał.
— Proszę pana, jest tutaj konsul niemiecki. Chce z panem rozmawiać. — Spoglądała to na niego, to na pana Ramseya, twarz miała nienaturalnie bladą. — Mówią, że był tutaj już wcześniej, ale ponieważ wiedzieli, że pana…
Pan Tagomi uciszył ją ruchem ręki.
— Panie Ramsey, proszę przypomnieć mi nazwisko konsula.
— Freiherr Hugo Reiss, proszę pana.
— Teraz sobie przypominam. — No cóż, pomyślał, może pan Childan oddał mi niezamierzoną przysługę. Odmawiając przyjęcia broni.
Nie wypuszczając teczki z ręki wyszedł na korytarz.
Stał tam szczupły, elegancko ubrany biały. Krótko przycięte, pomarańczowe włosy, lśniące czarne lakierki, prosta postawa. I niemęska cygarniczka z kości słoniowej. Niewątpliwie to on.
— Herr Reiss? — spytał pan Tagomi.
Niemiec ukłonił się.
— Faktem jest — powiedział pan Tagomi — że w przeszłości załatwialiśmy sprawy listownie i telefonicznie. Ale do dzisiaj nie spotkaliśmy się oko w oko.
— To zaszczyt — powiedział Herr Reiss, robiąc krok w jego stronę. — Nawet zważywszy denerwująco nieprzyjemne okoliczności.
— Wątpię — odparł pan Tagomi.
Niemiec uniósł brew.
— Proszę mi wybaczyć — powiedział pan Tagomi. — Moja świadomość jest zaćmiona z powodu wspomnianych okoliczności. Kruchość tego, co z prochu powstało, można powiedzieć.
— To okropne — zauważył Herr Reiss, potrząsając głową. — Kiedy usłyszałem…
— Zanim pan zacznie swoją litanię, niech mi pan pozwoli coś powiedzieć — przerwał mu pan Tagomi.
— Ależ oczywiście.
— Ja osobiście zastrzeliłem pańskich dwóch ludzi z SD.
— Byłem wzywany przez miejscową policję — powiedział Herr Reiss, spowijając ich obu w obłok zjadliwego dymu papierosowego. — Spędziłem kilka godzin w gmachu policji na Kearny Street i w kostnicy, a później studiowałem zeznania, jakie pańscy ludzie złożyli inspektorom policji prowadzącym śledztwo. Wszystko to było absolutnie przerażające, od początku do końca.
Pan Tagomi nie odezwał się.
— Jednak — podjął Herr Reiss — posądzenie, że ci bandyci mieli jakiekolwiek powiązania z Rzeszą, nie zostało potwierdzone. O ile o mnie chodzi, cała ta sprawa jest szaleństwem. Jestem przekonany, że postąpił pan absolutnie słusznie, panie Tagori.
— Tagomi.
— Oto moja dłoń — powiedział konsul wyciągając rękę. — Uściśnijmy sobie dłonie, żeby zakończyć tę sprawę. Rzecz jest niewarta sporu, zwłaszcza w naszych niebezpiecznych czasach, kiedy głupi rozgłos może rozpalić namiętności tłumu ze szkodą dla interesów obu naszych narodów.
— Mimo to na mojej duszy ciąży wina — powiedział pan Tagomi. — Krwi, Herr Reiss, nie da się wymazać jak atramentu.
Konsul wyglądał na wielce zakłopotanego.
— Pragnę przebaczenia — ciągnął pan Tagomi. — Pan jednak nie może mi go dać. Prawdopodobnie nikt nie może tego zrobić. Mam zamiar przeczytać słynne pamiętniki dawnego teologa z Massachusetts, Goodmana C. Mathera. Dotyczą, jak mi powiedziano, winy, piekła i tak dalej.
Konsul palił nerwowo papierosa, wpatrując się z napięciem w pana Tagomi.
— Niech mi pan pozwoli powiedzieć sobie, że pański naród jest w przededniu pogrążenia się w zbrodnie przekraczające dotychczasowe. Zna pan heksagram Otchłań? Mówiąc jako osoba prywatna, nie jako reprezentant władz japońskich, oświadczam: serce chore z przerażenia. Rozlew krwi przechodzący wszelkie wyobrażenie. A pan nawet w takiej chwili dąży do swoich małych, egoistycznych celów. Utrzeć nosa tym z rywalizującej frakcji, z SD, co? Pan kopie dołki pod Herr Kreuzem vom Meere, a tymczasem… — Nie mógł mówić dalej. Poczuł skurcz w piersi. Jak w dzieciństwie, pomyślał. Astma, kiedy był zły na matkę. Herr Reiss zgasił papierosa. — Cierpię — wyjaśnił pan Tagomi — na tę chorobę od dawna, ale przybrała ostrą formę od dnia, kiedy słuchałem bezsilnie o wybrykach pańskich przywódców. Teraz możliwości terapeutyczne równe zeru. To samo dotyczy pana. Mówiąc językiem Goodmana C. Mathera, jeżeli dobrze pamiętam: Czyńcie pokutę!
— Pamięta pan dobrze — powiedział niemiecki konsul ochrypłym głosem i drżącymi palcami zapalił nowego papierosa.
Z sekretariatu wyszedł pan Ramsey, niosący plik papierów.
— Korzystając z obecności konsula. Zwykła procedura związana z jego funkcją — powiedział do pana Tagomi, który stał w milczeniu, usiłując złapać bezbolesny oddech.
Pan Tagomi mechanicznie wziął papiery. Rzucił na nie okiem. Druk 20/50 Rządu Rzeszy za pośrednictwem swego przedstawiciela w PSA konsula Hugo Reissa żąda ekstradycji przestępcy zatrzymanego przez policję miasta San Francisco. Żyda nazwiskiem Frank Fink, obywatela niemieckiego, na podstawie prawa Rzeszy z czerwca 1960 roku. Celem umieszczenia w areszcie ochronnym et cetera. Przerzucił tekst pobieżnie.
— Pióro, proszę pana — powiedział pan Ramsey. — To kończy sprawy z rządem niemieckim na dzisiaj. — Podając pióro panu Tagomi spojrzał z pogardą na konsula.
— Nie — powiedział pan Tagomi i zwrócił formularz panu Ramseyowi. Zaraz jednak wyrwał go z powrotem i napisał na dole: Zwolnić. Główna Misja Handlowa, Oddział San Francisco. Vide Protokół Wojskowy 1947. Tagomi. Wręczył jednak kopię konsulowi, pozostałe wraz z oryginałem oddał panu Ramseyowi. — Do widzenia, Herr Reiss. — Skłonił się pan Tagomi.
Konsul skłonił się również. Nie zadał sobie nawet trudu, żeby spojrzeć na dokument.
— Proszę w przyszłości załatwiać sprawy za pośrednictwem takich urządzeń, jak poczta i telefon — dodał pan Tagomi. — Nie osobiście.
— Pan mnie obarcza odpowiedzialnością za ogólną sytuację, wykraczającą poza moją jurysdykcję — poskarżył się konsul.
— Gówno — odparł pan Tagomi. — Tyle panu odpowiem.
— W ten sposób nie załatwia się spraw między ludźmi kulturalnymi — powiedział konsul. — Pan wprowadza element zawziętości i mściwości tam, gdzie powinno się stosować formy urzędowe, bez osobistych uprzedzeń. — Rzucił niedopałek na podłogę, potem odwrócił się i odszedł.
— Niech pan zabierze swój śmierdzący papieros — powiedział pan Tagomi słabym głosem, ale konsul był już za rogiem. — Dziecinne zachowanie — zwrócił się do pana Ramseya. — Był pan świadkiem odrażającego dziecinnego zachowania. — Niepewnym krokiem wrócił do swojego gabinetu. Zupełnie nie mógł złapać oddechu. Ból spłynął wzdłuż lewej ręki i jednocześnie jakaś wielka dłoń ścisnęła mu klatkę piersiową. Uf, jęknął. Przed nim zamiast dywanu deszcz iskier, zbliżający się, czerwony.
Ratunku, panie Ramsey, chciał powiedzieć, ale nie mógł wydać głosu. Wyciągnął przed siebie ręce, zatoczył się. Nie ma się nawet o co oprzeć.
Padając ścisnął w kieszeni marynarki trójkątną bryłkę srebra, na którą go namówił pan Childan. Nie uratowała mnie, pomyślał. Nie pomogła. Tyle wysiłku.
Jego ciało zderzyło się z podłogą. Dłonie i kolana, bolesny oddech, dywan przy nosie. Pan Ramsey teraz podbiega, wydając nieartykułowane dźwięki. Nie trać równoważności, pomyślał pan Tagomi.
— Mam lekki atak serca — zdołał tylko powiedzieć.
Teraz już kilka osób przenosiło go na kanapę.
— Niech pan się uspokoi — mówił ktoś.
— Proszę zawiadomić żonę — powiedział pan Tagomi.
Читать дальше