Orson Card - Planeta spisek

Здесь есть возможность читать онлайн «Orson Card - Planeta spisek» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Planeta spisek: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Planeta spisek»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Mieszkańcy księstwa Mueller na planecie Spisek tylko z pozoru żyją w średniowieczu. Choć mieszkają w zamkach i toczą wojny używając broni rodem z czasów europejskiego rycerstwa, posiedli imponującą wiedzę z zakresu inżynierii genetycznej. Wszyscy Muellerowie mają właściwość natychmiastowego gojenia się ran, a nawet regeneracji utraconych lub bezpowrotnie uszkodzonych części ciała. Co jakiś czas jednak w wyniku eksperymentów pojawiają się mutacje… Jeżeli tylko ktoś okaże się być mutantem, traci wszystko i przestaje być uznawany za istotę ludzką.
Syn i spadkobierca księcia, Lanik, jest mutantem i tajemnica ta wychodzi na jaw. Dla Lanika chwila ta nie jest początkiem upadku. Wprost przeciwnie…

Planeta spisek — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Planeta spisek», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Nie widziałem słońca, ale zauważyłem, że część drzew rośnie w jednej linii, więc robiąc tu i ówdzie nieznaczne korekty, mogłem wyznaczyć kierunek. Trzydzieści stopni na południe od wschodu, powtarzałem sobie ciągle, starając się nie słyszeć w tych słowach głosu starej kobiety. Dlaczego czułem po niej żal, skoro zupełnie jej nie znałem?

Wydawało mi się, że idę już wiele godzin, a wciąż był jeszcze ranek. Tam, gdzie jak przypuszczałem znajdowało się słońce, niewyraźnie majaczyło światło. Na prawo i lewo odchodziły ścieżki, ale w uszach dźwięczała mi przestroga staruszki: „Nie idź po ścieżkach”.

Czułem głód. Pożułem trochę baraniny. Zbierałem jagody i, jeśli nie były białe, jadłem je.

W końcu nogi miałem tak zmęczone, że nie mogłem postawić jednej przed drugą, a jednak wciąż trwał ten sam dzień. Nie rozumiałem swego zmęczenia. Podczas ćwiczeń często żądano ode mnie, bym szedł szybko od brzasku do zmroku, aż mogłem to robić, nie męcząc się zbytnio. Czy w takim razie w tym leśnym powietrzu występował jakiś składnik, jakiś narkotyk, który mnie osłabiał? Albo może gojenie się ostatnich ran zabrało mi więcej sił niż się spodziewałem?

Nie wiedziałem. Rozłożyłem tobołek koło drzewa i nie budząc się spałem długo i mocno.

Tak długo, że kiedy się obudziłem, znowu był dzień. Wstałem i ruszyłem dalej.

Znów dzień marszu, a potem zmęczenie, kiedy słońce wciąż było wysoko na niebie. Tym razem zmusiłem się do dalszego marszu, naprzód i naprzód, aż stałem się maszyną. Byłem na tyle przytomny, by nie zaplątać się w gmatwaninie korzeni, by w gęściej zarośniętych miejscach obierać właściwą drogę, by gramolić się po skałach, ostrożnie schodzić po zboczach dolin i parowów, a potem drapać się na drugą stronę. Wysiłek, by nie zasnąć, tak mnie jednak otępiał, że to wszystko do mnie nie docierało. Zapominałem o przeszkodzie natychmiast, gdy znikała mi z oczu. Miałem wrażenie, że maszeruję przez całe dnie, lecz słońce świeciło wciąż wysoko.

Z początku napełniało mnie trwogą to, że męczę się tak szybko. Bałem się, że jedną z cech radykalnego regenerata jest jakiś rodzaj ogólnej dystrofii, ale tak przecież nie mogło być, bo jednak znajdowałem w sobie dość siły, aby iść naprzód. Nie słabłem, ponieważ na pewno przebyłem w końcu jakąś przestrzeń. A może dla rada charakterystyczne są takie nawroty nagłych ataków nie dającej się opanować senności? Ale przecież ja nad nią panowałem. A ci w zagrodach, kiedy poruszali się z rozpaczliwą ospałością, nie sprawiali wrażenia, że śpią częściej niż inni ludzie. Przynajmniej nikt nie mówił, żeby tak robili.

Wtedy przyszła mi do głowy myśl, która pocieszyła mnie trochę. Może te dziwne rzeczy, które się ze mną dzieją, nie wynikają ze stanu mego własnego ciała, ale powstają za przyczyną tajemniczego lasu Ku Kuei. Może las wydziela jakieś substancje, które powodują zmęczenie? Czy choćby tylko złudzenie zmęczenia. A może to cały zestaw substancji obezwładniających w powietrzu powoduje halucynacje, zniekształca moje poczucie czasu, powoduje, że pragnę snu tak rozpaczliwie, jak pragnie się wody po trzech dniach bez napoju?

To by tłumaczyło, dlaczego Ku Kuei stał się takim przerażającym i znienawidzonym miejscem. Co się mogło stać, gdy człowiek tu zabłądził i przekonał się, że jego poczucie czasu jest tak zniekształcone, iż wydaje mu się, że przeszedł całe mile w ciągu niewielu minut? Opanowany znużeniem, mógł spać dwadzieścia cztery godziny, potem wstać, przejść kilka dalszych metrów i zwalić się na ziemię, myśląc, że ma za sobą całodzienną harówkę. W ciągu niedługiego czasu skumulowany efekt tych wszystkich substancji mógłby stać się przyczyną śmierci albo bezpośrednio, przez zatrucie organizmu, albo pośrednio, gdy człowiek zmuszony do spania umarłby z odwodnienia.

Nic dziwnego, że jest tu tak mało dzikich zwierząt. Być może nieliczne ptaki przystosowały się do trującego powietrza. I jakieś owady o mózgach zbyt małych, by mogły reagować na trucizny. To tłumaczyłoby, dlaczego nic nie słyszano o Rodzinie Ku Kuei niemal od chwili, kiedy przed tysiącami lat weszła w te lasy.

Teraz ja tu wszedłem i zostałem schwytany w sieć tych samych naturalnych mechanizmów obronnych lasu i było mało prawdopodobne, żebym wydostał się na wolność. Mimo wszystko mój wyrok to był wyrok śmierci, a nie po prostu wygnanie. Ciało me zostanie przerobione przez bakterie i owady żyjące w poszyciu leśnym. Me kości wyblakną, a po dziesięcioleciach pokruszą się. Stanę się wtedy częścią planety, którą zwaliśmy Spisek, i dostarczę jej jedynego metalu, jaki kiedykolwiek zawierała ta gleba: metalu ludzkich dusz. Czy będzie to metal miękki i gnący się? A może stanie się twardym miejscem w poszyciu, może korzenie będą czerpać ze mnie metal, który dostarczy sił witalnych masywnym pniom?

Takie myśli snułem, walcząc z ogarniającą mnie sennością. Przez pewien czas śniłem nawet w czasie marszu. Wydawało mi się, że jestem jednym z tysiąca drzew, idących do walki z niebezpiecznymi, czarnymi żołnierzami Nkumai. I opętało mnie takie szaleństwo, że widziałem siebie, jak macham olbrzymimi gałęziami, aby zwalić z nóg szermierzy Muelleru, a następnie ścieram ich na proch mymi niepokonanymi korzeniami.

Przyszedłem do siebie i myślałem nieco trzeźwiej, chociaż może równie szaleńczo, o tym, co wynika z faktu istnienia tego trującego lasu. Uświadomiłem sobie, że w ciągu trzech tysięcy lat naszego życia na tym świecie my wszyscy z Muelleru myśleliśmy jedynie, jak się stąd wydostać, w jaki sposób zdobyć tak ogromne ilości żelaza, by móc pewnego dnia zbudować statek kosmiczny i uciec. Inne rodziny usilnie starały się przekonać Ambasadorów, że żałują buntowniczości swoich przodków i pragną być odwołane z wygnania. Mimo wszystko — pisali w tysiącach rozmaitych petycji — jesteśmy jedynie prawnukami w osiemdziesiątym pokoleniu tych, którzy kiedyś zagrażali waszej cudownej Republice. Ale wszystkie te wiernopoddańcze listy wracały porwane na kawałki. Ten, kto siedział na drugim końcu Ambasadora i sterował nim, przez te trzy tysiące lat nie nauczył się wielkoduszności. Pomyślałem sobie, że może zbrodnie naszych przodków były znacznie okropniejsze, niż sami utrzymywali. Przecież jedyne kroniki historyczne, jakie posiadaliśmy, opowiadały ich wersję wydarzeń i według tej wersji byli oni absolutnie niewinni. Ale czyż wszyscy potworni zbrodniarze nie są niewinni we własnych oczach? Czy, według ich własnych wyobrażeń, wszystkie ich ofiary nie zasługiwały na śmierć?

Dlaczego przez te wszystkie lata zwracaliśmy wzrok ku gwiazdom, mając nadzieję na ucieczkę z tego świata, a nie poznaliśmy prawie żadnej z jego tajemnic? Przed naszym przybyciem świat ten został zbadany tylko na tyle, żeby ustalić dwie rzeczy. Po pierwsze, że Spisek nadawał się do zamieszkania, że choć mały, miał wystarczającą masę, by wytworzyć około jednej trzeciej ciążenia planety, na której powstał człowiek. Jesteśmy więc silni, możemy biegać i skakać po preriach i między gigantycznymi drzewami. Również podstawowe przemiany biochemiczne były podobne do naszych i chociaż nie mogliśmy jeść mięsa miejscowych zwierząt, to i nam, i naszym zwierzętom wystarczały do przeżycia tutejsze rośliny. W ten sposób zesłanie nas tutaj było prawdziwym wygnaniem, ale nie wyrokiem śmierci. Po drugie wiedziano, że przy powierzchni planety jest tak mało metalu, że nie warto nawet próbować go wydobywać. Był to świat bezwartościowy. Świat pozbawiony materiału, którego moglibyśmy użyć do zbudowania drabiny na zewnątrz, do gwiazd.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Planeta spisek»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Planeta spisek» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Planeta spisek»

Обсуждение, отзывы о книге «Planeta spisek» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x