W każdym razie ta szaleńcza podróż już się skończyła. Słońce przesuwało się po niebie z normalną szybkością, a ja nareszcie byłem w stanie maszerować aż do zmierzchu. Rankiem napotkałem drogę. Cofnąłem się pod drzewa i przebrałem w dziewczęce ubranie, które dostałem od kobiety z Wysokich Wzgórz. Zrobiłem inwentarz swoich bogactw: dwadzieścia dwa złote pierścienie, osiem pierścieni platynowych i, na wypadek szczególnej potrzeby, dwa pierścienie z żelaza. W tobołku sztylet.
Nie byłem pewien, co dalej robić. Ostatnie wiadomości, jakie mieliśmy w Muellerze, mówiły, że Nkumai napadli Allison. Czy zwyciężyli? Czy wciąż szaleje wojna?
Wkroczyłem na drogę i poszedłem na wschód.
— Hej, panienko! — rozległ się za mną łagodny, ale donośny głos.
Obróciłem się i zobaczyłem dwóch mężczyzn. Byli trochę potężniejsi ode mnie — ja ciągle nie osiągnąłem wagi dorosłego mężczyzny, chociaż od chwili, gdy skończyłem piętnaście lat, miałem właściwy wzrost. Sprawiali wrażenie brutali, ale ich ubrania przypominały strzępy mundurów.
— O, żołnierze Allison — odpowiedziałem, starając się wyrazić głosem zadowolenie z ich widoku.
Mężczyzna z zabandażowaną głową odpowiedział, uśmiechając się kwaśno:
— Tak jest, jeśli jeszcze istnieje jakieś Allison, od kiedy pozwoliliśmy się tu panoszyć tym czarnuchom.
Tak więc Nkumai już zwyciężyli lub właśnie zwyciężali. Niższy mężczyzna, który nie mógł oderwać wzroku od mych piersi, wtrącił się chrypiąc, jakby dawno nie używał głosu:
— Czy dołączysz do dwóch starych żołnierzy?
Uśmiechnąłem się. Był to błąd. Prawie mnie rozebrali, zanim zdali sobie sprawę, że umiem posługiwać się sztyletem i że nie mam ochoty na zabawę. Niższy mężczyzna wymknął się, ale widziałem, jak krwawiła jego noga, i wnioskowałem, że nie zajdzie zbyt daleko. Wyższy leżał na wznak na drodze, z oczyma zwróconymi w niebo, jakby chciał powiedzieć: „I po tym wszystkim, co przeżyłem, muszę umierać w taki sposób!” Zamknąłem mu powieki.
Lecz właśnie dzięki tym dwóm pechowcom szybciej znalazłem jakiś kąt w najbliższym mieście.
— Na podwiązki matki Andy’ego Apwita, kobietko, wyglądasz na wpół żywą.
— Och, nie — powiedziałem mężczyźnie w gospodzie. — Raczej na wpół zgwałconą.
Kiedy owijał mnie kocem i prowadził na górę, rzekł do mnie ze śmiechem:
— Możesz być na wpół żywą, ale zgwałconą albo się jest całkowicie, albo wcale, moja pani..
— Powiedz to moim siniakom — odparłem.
Pokój, który mi pokazał szynkarz, był ubogi i mały, ale nie spodziewałem się znaleźć w mieście nic lepszego. Zanim wyszedł, umył mi stopy — niezwykły zwyczaj — i robił to tak delikatnie, że nie mogłem wytrzymać łaskotania, lecz kiedy skończył, poczułem się znacznie lepiej. Moglibyśmy zachęcać niższe klasy Muelleru do wprowadzenia takiego zwyczaju, myślałem wtedy. Wyobraziłem sobie Ruvę myjącą czyjeś stopy i zaśmiałem się.
— Co w tym śmiesznego? — spytał szynkarz z poirytowaną miną.
— Nic. Pochodzę z daleka. U nas nie ma takiego miłego zwyczaju, żeby obmywać nogi podróżnym.
— Niech mnie diabli, jeśli bym to robił każdemu. Skąd jesteś, kobietko?
Uśmiechnąłem się.
— Nie wiem, jak mam dyplomatycznie odpowiedzieć. Powiedzmy, jestem z kraju, gdzie kobiety nie są przyzwyczajone do ataków na gościńcu… ale również nie są przyzwyczajone do tak uprzejmego zainteresowania że strony obcego.
Pokornie opuścił oczy w dół.
— Księga powiada: „Ubogim daj pocieszenie i czystość i dbaj o nich lepiej niż o bogatych”. Czyniłem jeno swą powinność, kobietko.
— Ale ja nie jestem uboga — rzekłem. Powstał gwałtownie, więc uspokoiłem go. — Mamy dom z dwoma pokojami.
Uśmiechnął się protekcjonalnie.
— Tak, kobieta z takiego kraju jak twój może to pewnie nazwać komfortem.
Kiedy wyszedł, odczułem ulgę, widząc rygiel na drzwiach.
Rankiem na śniadanie dostałem porcję ubogiego — większą niż ktokolwiek z rodziny. Szynkarz, jego żona i dwaj synowie, obaj znacznie młodsi ode mnie, odradzali mi samotną podróż.
— Weź ze sobą jednego z moich chłopców. Nie chciałbym, żebyś zgubiła drogę.
— Chyba nie jest trudno dostać się stąd do stolicy?
Oczy karczmarza zabłysły gniewem.
— Czy sobie kpisz?
Wzruszyłem ramionami; starałem się wyglądać naiwnie.
— Jak podobne pytanie można brać za kpinę?
Kobieta uspokajała męża:
— Jest tutaj obca i wyraźnie nie nauczona Drogi Bożej.
— Nie chodzimy do stolicy — poinformował mnie uczynnie jeden z chłopców. — To miasto bezbożne, a my trzymamy się daleko od czczych zabaw.
— Więc ja również tak uczynię — rzekłem.
— Prócz tego — powiedział jego ojciec burkliwie — stolica z pewnością jest pełna inkersów.
Nie znałem tego słowa. Zapytałem go o nie.
— Czarni synowie Andy’ego Apwita — odparł. — Z Inkumai.
Musiał mieć na myśli Nkumai. Zatem czarni zwyciężyli. A więc to tak.
Opuściłem gospodę po śniadaniu. Ubranie moje zostało starannie pocerowane przez żonę karczmarza. Towarzyszył mi starszy z braci. Na imię miał Bez — Trwogi. Przez jakieś pierwsze dwie mile wypytywałem o jego religię. Czytałem o tych sprawach, ale nie spotkałem dotychczas nikogo, kto rzeczywiście w nie wierzył, jeśli nie liczyć rytuałów małżeńskich i ceremonii pogrzebowych. Byłem zdziwiony tym, czego nauczali go rodzice, podając to za prawdę. Jednak chłopak był chyba z natury uległy i pomyślałem, że może jest miejsce na takie rzeczy wśród klas niższych.
W końcu doszliśmy do rozwidlenia dróg z drogowskazem.
— Cóż — odezwałem się — tutaj odeślę cię do ojca.
— Nie pójdziesz do stolicy, prawda? — zapytał z trwogą.
— Oczywiście, że nie — skłamałem. Potem wyciągnąłem z worka złoty pierścień. — Czy przypuszczasz, że dobroć twego ojca mogłaby pozostać nie nagrodzona?
Włożyłem mu pierścień na palec. Oczy chłopca rozszerzyły się z radości. Zatem była to wystarczająca zapłata.
— Byłaś przecież uboga? — zapytał. Odpowiedziałem, próbując nadać swemu głosowi bardzo mistyczne brzmienie:
— Gdy przybyłam — owszem. Ale obdarowana przez twoją rodzinę, stałam się bardzo bogata. Nie mów o tym nikomu, nakaż też swemu ojcu milczenie.
Oczy chłopca rozszerzyły się jeszcze bardziej. Potem szybko odwrócił się i pobiegł drogą z powrotem. Mogłem z jego opowieści zrobić dobry użytek: uzupełniłem wiedzę o aniołach — mogą wydawać się na pierwszy rzut oka ludźmi ubogimi, ale mają moc, by błogosławić i karać — zależnie od tego, jak ich potraktowano. Najpierw mężczyzna, potem kobieta, potem anioł. Następna przemiana, proszę!
— Wpierw forsa — rzekł mężczyzna za ladą.
Błysnąłem platynowym pierścieniem i nagle jego oczy zwęziły się.
— Przysiągłbym, że to ukradłaś.
— Popełniłbyś wówczas krzywoprzysięstwo — powiedziałem wyniośle. — Ja, która przybywam tu jako poseł, zostałam napadnięta przez gwałcicieli na waszych wspaniałych gościńcach. Zabili ich moi strażnicy, ale sami polegli w czasie walki. Muszę kontynuować swą misję i muszę być ubrana jak kobieta mojej rangi.
Zmienił ton.
— Pani, proszę o wybaczenie — skłonił się. — W czym mógłbym ci być pomocny?
Nie zaśmiałem się. A kiedy opuszczałem sklep, byłem ubrany w jaskrawy, obcisły, wydekoltowany strój. Gdy szedłem do miasta, widziałem kobiety ubrane podobnie i wydawało mi się wtedy, że wyglądają dziwacznie.
Читать дальше