Uśmiechnąłem się.
— W naszych czasach nikt już nie bierze na serio psychologii!
— To nie sprawa psychologii, Muellerze. To sprawa przeżycia.
Tak więc sięgnąłem pamięcią do czasu, kiedy skłamałem na temat okulawionego Ruryka, konia, którego mi dano, kiedy nauczyłem się jeździć jak dorosły. Kazałem mu głupio skakać i doznał urazu. Poprowadziłem go do domu i powiedziałem, że to chłopiec stajenny go okulawił i że zauważyłem to, jak tylko oddaliłem się od stajni. Chłopak stracił pracę i dostał na dodatek chłostę, zwłaszcza za to, że „kłamał” w tej sprawie i utrzymywał, że koń był zdrowy, kiedy go wziąłem. Pamiętam wyraz jego twarzy, kiedy ojciec zmusił mnie, żebym rzucił mu oskarżenie w twarz. Pamiętam wyraźnie, jaki czułem wtedy wstyd.
— Widzę po twojej twarzy, że pomyślałeś o czymś, co było dość ważne. Jak wyraźnie to sobie przypominasz?
— Bardzo wyraźnie — odpowiedziałem.
— A teraz pomyśl o swym najwyraźniejszym wspomnieniu, które dotyczy Dintego i pochodzi z czasów, kiedy miałeś, powiedzmy, siedem czy osiem lat i obu was uczyli nauczyciele. Czy mieliście tego samego nauczyciela?
— Yenwiego.
— Ale czy mieliście tego samego nauczyciela?
Wzruszyłem ramionami.
— Przywołaj jakieś dziecięce wspomnienie o Dintem.
Wydawało się, że to dość łatwe zadanie. Dopóki tego nie spróbowałem. Jednak wszystkie moje wspomnienia dotyczące Dintego pochodziły z czasów, kiedy byłem już starszy, kiedy miałem dwanaście, trzynaście, czternaście lub piętnaście lat. Po prostu nie pamiętałem Dintego z wcześniejszego okresu, chociaż miałem niewzruszone przekonanie, że był wtedy obecny.
— Tylko dlatego, że nie pamiętam szczegółów… — zacząłem i zobaczyłem, że Barton się śmieje.
— Jakbym słyszał siebie — rzekł. — „Tylko dlatego, że nie pamiętam szczegółów”. Ale jesteś taki pewny. Nie masz najmniejszych wątpliwości.
— Oczywiście, że nie. Gdybym mógł spowodować, żeby ten mały drań znikł, zrobiłbym to całe lata temu, naprawdę.
— Pozwól więc, że opowiem ci pewną historię — odrzekł. — Usiądź wygodnie w fotelu, Laniku Muellerze, ponieważ to długa historia, a jako starzec na pewno przyozdobię ją szczegółami, które należałoby opuścić. Spróbuj nie spać. Chrapanie wytrąca mnie z formy.
Potem zaczął mi opowiadać historię swego syna, Percy’ego. Kiedy wspomniał imię chłopca, natychmiast je rozpoznałem.
— Percy Barton? Lord Percy z Gill?
— Właśnie on. Przerywasz mi.
— Ale on jest władcą, czy raczej figurantem, tak zwanego Sojuszu Zachodniego. I to twój syn?
— Urodzony i wychowany w tym zamku. Ale nie skończę, jeśli nie zacznę, Laniku Muellerze.
Pozwoliłem mu zacząć.
— Widzisz, chodzi o moje zamiłowanie do podróży. Przed niewielu laty wyruszyłem w podróż, jedną z moich ostatnich podróży, zanim stan zdrowia uniemożliwił mi w ogóle wędrówki. Do Lardner. Może znasz Lardner. To kraina zimna, przy której Humping wygląda jak raj, lecz jest to kraj najlepszych lekarzy. Gdybym kiedykolwiek zachorował, chciałbym mieć przy sobie doktora z Lardner. Kiedy tam byłem, spotkałem przypadkowo lekarza, którego znałem, kiedy byłem młody, świeżo po ślubie i dopiero co zacząłem panować na swoich posiadłościach, większych niż mam obecnie, zapewniam cię. Wchodził w nie nie tylko Humping, ale cały wschodni półwysep. Myślę, że teraz nie ma to znaczenia. Ten lekarz, Twis Stanly, był swego rodzaju specjalistą od kobiet i problemów kobiecych, ale był również cholernie dobrym łucznikiem. Razem napinaliśmy łuki i doskonale się bawiliśmy na polowaniach w Ostrych Górach. Byliśmy dobrymi przyjaciółmi. Kiedyś wspomniałem, że leczył moją żonę, ledwie miesiąc po naszym ślubie, na jakąś dziwną infekcję. Było to oczywiście na jakiś czas przed urodzeniem Percy’ego.
Lord Barton zrobił krótką przerwę, jakby zastanawiając się, w jaki sposób opowiedzieć dalszy ciąg.
— Zapytał mnie oczywiście o żonę, a ja poinformowałem go ze smutkiem, że zmarła ona zaledwie dwa lub trzy lata temu, w dojrzałym wieku, ale jeszcze nie stara. Była po pięćdziesiątce. Uderzył mnie fakt, że mija prawie trzydzieści pięć lat, jak Twis i ja ubiliśmy dwa rogacze z tego samego stada, każdy tylko jedną strzałą, i to praktycznie jednocześnie. Wspomniałem o tym fakcie i dorzuciłem komentarz, że mój syn, Percy, nie zdaje sobie na pewno sprawy z tego, że jego ojciec był kiedyś bardzo dobrym łucznikiem.
Trochę się pośmialiśmy nad tym i nad innymi słabostkami młodości, a potem on rzekł:
— Cóż, Barton, więc ożeniłeś się powtórnie?
Pytanie wydało mi się dziwne.
— Oczywiście, że nie — odpowiedziałem. — Dlaczego tak myślisz?
— Więc adoptowałeś chłopca? Swego syna? — zapytał, a ja zaprzeczyłem. — Prawdziwy chłopak, moja krew — rzekłem. — Niecałe dwa lata po ślubie.
Wtedy trochę zbladł, tak jak my starcy często bledniemy i wyjął notatnik ze swych nie kończących się półek wypełnionych zapisami codziennych spraw, obejrzał pewien wpis i kazał mi go przeczytać. Był to zapis o operacji wycięcia macicy, której Twis dokonał na mojej żonie w miesiąc po naszym ślubie.
— Czy możesz sobie wyobrazić, Lanik, jaki to był dla mnie szok? Byłem pewien, że to pomyłka, ale on był człowiekiem metodycznym i nie mogłem zachwiać jego pewności. Wyciął wszystko, macicę, jajniki i prawie umarła mu pod nożem, ale do wyboru było: to lub rak, który by ją zabił w ciągu roku. Tak więc w zamian za życie, została skazana na bezdzietność.
To był cios. Upierałem się, że pamiętam narodziny dziecka, ale kiedy starałem się wspomnieć okoliczności, nie udawało mi się to wcale. Ani dnia, ani miejsca, ani tego, czy byłem ich świadkiem, czy pozostałem w innym pomieszczeniu, nawet tego, jak świętowałem narodziny następcy. Zupełnie nic. Tak jak ty, kiedy przed chwilą nie zdołałeś przypomnieć sobie niczego o swoim bracie.
Barton przerwał na chwilę.
Nie wszystkim ludziom dowierzałem, ale w tym wypadku nie mogłem dociec, dlaczego Barton miałby kłamać. Teraz książka genealogiczna bardziej ciążyła mi na kolanach i słuchając starałem się przypomnieć sobie coś, cokolwiek o Dintem z czasów naszego wspólnego dzieciństwa. Nic. Pustka.
— To jeszcze nie koniec mojej historii, Laniku Muellerze. Pojechałem do domu. I po drodze jakoś zapomniałem o całej rozmowie. Zapomniałem o tym! Taka rzecz, a po prostu wyleciała mi z głowy. Dopiero kiedy wyjechałem z Britton w ostatnią podróż, znów mi o tym przypomniano. Tym razem była to wizyta w Goldstein, z powodu ciepłej zimy. Kiedy tam byłem, dostałem list od Twisa. Zapytywał, dlaczego nie odpowiadam na jego listy. Ha! Nie wiedziałem, że w ogóle je otrzymuję. Ale w jego liście było dostatecznie wiele, by odświeżyć mi pamięć. Byłem zaszokowany taką luką w mej pamięci, przerażony, że mogłem o tym zapomnieć. A potem zdałem sobie z czegoś sprawę. To nie starcza skleroza była przyczyną tego, że zapominałem. Ktoś wyprawiał coś z moim umysłem. Kiedy byłem w domu, coś przyczyniło się do tego, że zapomniałem.
Przyjechałem do domu, tym razem jednak myślałem ciągle, uparcie o tym, że mój syn jest oszustem, niesamowitym szarlatanem. Nigdy w życiu nie walczyłem tak ze sobą. Im byłem bliżej domu, im bardziej znajome stawały się widoki, tym bardziej czułem, że Percy zawsze był częścią mnie, częścią mego domu. Wszystko, co bliskie i drogie, było dla mnie związane z Percym, nawet jeśli nie miałem o nim jakichś szczegółowych wspomnień. Przyciskałem list Twisa do piersi i co kilka minut, jadąc do domu, odczytywałem go na nowo. Często kończyło się na tym, że czytałem list i nie miałem zielonego pojęcia, o czym on mówi. Było tym trudniej, im bardziej zbliżałem się do Britton. Nigdy w życiu nie przeżyłem takiej umysłowej udręki. Ale bez przerwy powtarzałem sobie: „Nie mam syna. Percy jest oszustem”. Nie mówiąc o tym, że zastanawiałem się, jak ktoś mógł przyjść do człowieka bezdzietnego i podać się za jego syna. Nie chcę cię zresztą zanudzać szczegółami moich rozterek. Wystarczy powiedzieć, że udało mi się. Przybyłem tu z nienaruszoną pamięcią i umysłem. W tym oto biurku przechowywałem cztery listy od Twisa, wszystkie otwarte i najwidoczniej przeczytane, i zupełnie nie pamiętałem, żebym je kiedykolwiek otrzymywał. Teraz mogłem je przeczytać, a każdy z nich odnosił się do tego, że pojawienie się Percy’ego było niemożliwe.
Читать дальше