— Tak właśnie mówili, ale nie wierzyłam w to! Tylko ta biała dziewczyna z Mueller, prawda? Pieniek, prawda? — Saranna — odpowiedziałem.
To jeszcze bardziej pobudziło ją do śmiechu, a ja odszedłem i powróciłem do czasu rzeczywistego, tak żeby dziewczyny szybko oddaliły się ode mnie. A przecież to była prawda. Kiedy osiągnąłem dojrzałość, spędziłem niezliczone godziny planując, jak przespać się z każdą dziewczyną, która okaże się chętna. I znalazłoby się niewiele dziewcząt, które odmówiłyby następcy Muellera. Jednak tak jakoś mi niechcący wyszło, że spałem tylko z Saranną. Kiedy się na to zdecydowałem i dlaczego?
Wierność mnie zaskoczyła. Zastanawiałem się, jak długo będzie trwać ten okres w mym życiu.
Jeśli podróżujesz bez strachu, las Ku Kuei jest dość malowniczy. Ale ja wychowałem się na terenach rolniczych i na terenach jeździeckich. Kiedy Leśna Rzeka wypłynęła między wysokie wzgórza Jones, falisty teren rozciągający się w dół ku wielkiej równinie Rzeki Buntowników, usiadłem na godzinę na szczycie wzgórza, patrząc na pola, drzewa i otwartą przestrzeń. Widziałem stąd dym z pobliskich pieców kuchennych. Daleko na południu, na Rzece Buntowników, dostrzegałem żagle, ale na wielkich obszarach ziemi ludzie nie dokonali, mimo wszystko, wielu zmian. Przez kilka minut byłem w nastroju filozoficznym, a potem zauważyłem, że pobliski sad jest pełen jabłek. Nie byłem głodny. Ale tak długo nie przyjmowałem żadnego pożywienia, że świerzbiły mnie zęby, by coś pożuć. Tak więc zszedłem ze wzgórza, zapomniałem o filozofii i znów dołączyłem do reszty ludzkości.
Nikt specjalnie się nie ucieszył, że jestem.
Miasto nazywało się jakoś, ale nigdy nie dowiedziałem się jak. Po prostu jeszcze jedna miejscowość na wielkim trakcie między Nkumai a Mueller. Kiedyś była to jedna z wielu pomniejszych dróg, które pozwalały Jones handlować z Bird, Robles i Sloan, ale imperium Nkumai uczyniło z niej drogę wielką i pełną ruchu. Miejscowi powiadali, że można przy niej stanąć i przez cały dzień, co pięć czy dziesięć minut, będzie przechodziła jakaś grupa podróżnych. Nie mam powodu, by im nie wierzyć.
Upłynął jedynie rok od chwili, gdy razem z Ojcem zanurzyliśmy, się w las Ku Kuei, by nigdy nie powrócić. Już byliśmy legendą. Słyszałem opowieści, jakobym zamordował Ojca lub że Ojciec mnie zgładził, albo że pozabijaliśmy się wzajemnie w jakimś strasznym pojedynku. Słyszałem również proroctwo, że Ojciec powróci pewnego dnia, zjednoczy wszystkie narody zachodniej równiny w wielkim powstaniu przeciw Nkumai. Oczywiście nic nie powiedziałem o skoku Ojca do jeziora Ku Kuei, chociaż nie mogłem się opędzić od refleksji: czy wybrałby śmierć, gdyby wiedział, jak wielkim szacunkiem ludzie z równiny otaczają jego imię?
Była w tym również ironia losu, ponieważ ludzie bali się go kiedyś, zanim przekonali się, że Nkumai byli znacznie gorszymi władcami niż Muellerowie. Ale czy rzeczywiście? Nie mogłem tego porównać. My z Muelleru niezbyt litowaliśmy się nad tymi, których podbiliśmy, wówczas gdy dokonywaliśmy podbojów. Z całą pewnością ludzie jęczeliby pod obcasem Muelleru, tak jak skarżyli się na ucisk Nkumai.
Planowanie powstania — to były mrzonki. W Mueller rządził rzekomo Dinte, ale powszechnie wiedziano, że niezawisłość Mueller była tylko pozorna. Na papierze Mueller był nawet większy i silniejszy niż w czasach mego Ojca, ale wszyscy wiedzieli, że „król” Nkumai włada w Mueller tak samo jak u siebie, Chociaż Nkumai rządzili twardą ręką, cała równina Rzeki Buntowników, od Schmidt na zachodzie po Góry Niebotyczne na wschodzie, cieszyła się pokojem. Pokojem, gdyż została podbita, owszem, ale pokój przynosi bezpieczeństwo, bezpieczeństwo niesie ze sobą pewność jutra, a pewność jutra jest matką dobrobytu. Ludzie narzekali, ale byli dość zadowoleni.
Król Nkumai? Wiele o nim mówiono, ale ja miałem lepsze informacje. Byli też inni, którym zależało na tym, by mieć lepsze informacje. Jak chociażby karczmarz w mieście, który kiedyś był diukiem Skraju Lasów, ale popełnił błąd, nie ujawniając wszystkich dochodów, kiedy żołnierze Nkumai przybyli, by ściągnąć olbrzymie podatki. Chociaż kiedy pozbawili go ziemi i tytułu, wciąż miał na boku tyle pieniędzy, że mógł zbudować i wyposażyć gospodę. Może więc, mimo wszystko, nie był to błąd — teraz, kiedy stracił już szlachectwo, zostawiano go przeważnie w spokoju.
— A teraz pracuję tu codziennie i dobrze zarabiam, ale chłopcze, powiem ci, ponieważ nigdy tego nie doświadczysz, nie ma jak polowanie z psami na dzikie kozy mknące przez skraj lasu.
— Nie wątpię w to — odpowiedziałem, tym bardziej, że sam również upolowałem wiele dzikich kóz.
My, była szlachta, mamy skłonność do upiększania tego, co utraciliśmy wraz z pozycją.
— Ale król powiedział: „koniec z polowaniami”, więc jemy wołowinę i baraninę zmieszaną z końskim nawozem i nazywamy to gulaszem.
— Króla trzeba słuchać — mruknąłem.
W tamtych czasach nigdy nie szkodziło powiedzieć coś korzystnego dla króla. Jesteśmy tutaj tylko my, lojalni stronnicy Nkumai.
— Króla trzeba pieprzyć — rzekł karczmarz.
Natychmiast zaczął mi się bardziej podobać. Gdyby w tamtej chwili w karczmie znajdowali się jeszcze jacyś inni klienci, byłby oczywiście bardziej oględny. Ale ze sposobu, w jaki mówiłem, zorientował się zapewne, że jestem wykształcony, co znaczyło, że ja również spadłem z wysokiej pozycji.
— Na króla Nkumai równie łatwo się teraz natknąć jak na statek kosmiczny.
Zaśmiałem się. Więc również o tym wiedział.
— Wszyscy wiedzą, że prawdziwą władzę, skrytą za tronem, ma Mwabao Mawa — rzekł.
Wraz z tym imieniem napłynęły do mnie wspomnienia, z których ostatnie było wspomnieniem ciemnej nocy, kiedy w swoim drzewnym domu Mwabao próbowała kochać się ze słodką, młodą dziewczyną. Dziwna rzecz, ale to wspomnienie podnieciło mnie i rozmarzony zastanawiałem się, co mogłoby się stać, gdybyśmy się wtedy kochali. Jaka byłaby zdziwiona.
— I wiem jeszcze, a nie wszyscy to wiedzą, że prawdziwą władzą za plecami Mwabao Mawy są uczeni — dodał.
Uśmiechnąłem się. Czyżby Nkumai byli na tyle nieostrożni i pozwolili, by sekret się wydał? Znów jednak udałem, że nie wiem o niczym.
— Uczeni? To jedynie marzyciele.
— Tak myślisz? Czy sądzisz, że ponieważ zdarzyły mi się przykrości, nie mam już wysoko postawionych przyjaciół i stronników? Tak samo jest w Mueller. Tam wszystkim kręcą genetycy — Dinte jest tylko po to, aby powstrzymać tych, którzy kochają krew królewską, przed wznieceniem powstania. To smutne czasy, kiedy stworzeni do rządzenia prowadzą karczmy, a samozwańczy mędrkowie nadzorują sprawy, do których nigdy nie powinni się wtrącać.
Poszedł potem na zaplecze i nie pojawił się, aż skończyłem swoje ale. Nie potrzebowałem piwa, lecz od czasu do czasu po prostu czułem, że dobrze jest się czegoś napić. Przyjemnie się potem siusiało. Ludzie, którzy czynią te rzeczy każdego dnia, nie zdają sobie sprawy, jak wiele mogą one dostarczyć przyjemności. Wypiłem więc i wstałem, żeby wyjść.
— Jeszcze nie odchodź! — zawołał i wkroczył znów do sali ogólnej. — Nie wstawaj i daj mi słowo, że nikomu nie powtórzysz, co teraz ci powiem.
Uśmiechnąłem się, a on naiwnie wziął to za znak zgody. Odpowiedział mi uśmiechem. Rzekł:
— Poznałem w ciągu minuty, że nie jesteś chłopakiem z gminu. Nie chodzi o to, że masz białe włosy, chociaż na podstawie tego można z dużą pewnością stwierdzić, że jesteś z Mueller lub Schmidt. Chodzi o ten twój sposób noszenia się. Mimo że jesteś sam, wiesz, jak to jest, gdy dowodzi się ludźmi.
Читать дальше