Stanisław Lem - Pamiętnik znaleziony w wannie

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Lem - Pamiętnik znaleziony w wannie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 1961, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Pamiętnik znaleziony w wannie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pamiętnik znaleziony w wannie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Pamiętnik znaleziony w wannie Narrator znajduje się w paranoicznej dystopii, gdzie nic nie jest tym na co wygląda, a wszystkim zdaje się rządzić chaos. Każdy jest podejrzliwy wobec każdego. Zagrożony postradaniem zmysłów, nasz bohater zaczyna prowadzić tytułowy pamiętnik, w którym zawiera szczegóły ostatnich kilku dni. Właśnie ten pamiętnik zostanie w przyszłości wydobyty z ruin Nowego Pentagonu, gdzie zachował się w całości w wannie w łaźni, która była jedynym schronieniem bohatera. Jako nieliczny zachowany papierowy nośnik danych (po katastrofie papyrolizy), dziennik ten jest świadectwem dawnych czasów.

Pamiętnik znaleziony w wannie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pamiętnik znaleziony w wannie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ujrzałem się jakby w odnodze wielkiego muzeum. W półmroku, nad woskowaną posadzką, stały rzędem długie, oszklone witryny, buchające światłem. Uliczka, jaką tworzyły, zakręcała, lecz plamy blasku na ciemnych ścianach świadczyły, że biegnie dalej. Za szybami leżały dłonie, same dłonie, ucięte u przegubów, na przezroczystych półkach, najczęściej po dwie, naturalnej wielkości i barwy, może zbyt naturalnej, bo udana była nie tylko matowość skóry i połysk paznokci, ale i włoski na grzbietach. Zastygłe w niewyobrażalnej wielkości póz, stanowiły jakby znieruchomiałe raz na zawsze role odgrywającego się za szkłem martwego teatru. Postanowiłem obejść najpierw całą kolekcję, aby wrócić potem do eksponatów szczególnie udanych. Czasu miałem dość. Mijałem złożenia modlitewne i szulerskie, pięści zbielałe od gniewu, zdesperowane i triumfujące, wyzwania, kategoryczne odmowy, spływające ze starczych palców błogosławieństwa, żebraninę, bezwstydne propozycje, złodziejstwo - tu rozkwitała za szybą smukłym stuleniem ufna, prawie że uśmiechnięta naiwność, obok ziała utrata, tam połączyło kiście matczyne zatroskanie - ciemna uliczka rozjarzonych pudeł wiła się, szedłem nią i szedłem, przystając, by posmakować jakąś bukoliczną, gestem odegraną scenę, a znalazłszy ją zbyt słodką, ruszałem dalej; budził się we mnie koneser; już jednym rzutem oka chwytałem przedstawiony wyraz, osądzałem za przesadę lub niedowład ekspresji i oddalałem się - przystawałem zresztą coraz rzadziej, nieco znużony i znudzony - szukałem trudnych, enigmatycznych - jakoż zauważyłem, że twórcom ekspozycji musiała przyświecać podobna myśl, bo w następnych sekcjach krętego korytarza spotykałem gesty coraz bardziej oszczędne, coraz drobniejsze, mało - znaczenia jęły się rozdwajać…

Nie było tu już prostackich pogróżek, kułaków, natarczywości - z ckliwego rozpowicia palców wiało podstępem, różowe ogarnięcie jakby nie istniejącego płomienia świecy ukazywało wchodzący w nie od środka, skrytym przykurczeni, najmniejszy palec - wskazywał na coś? - z na nowo zbudzonym zainteresowaniem, jak wytrawny kiper, kosztowałem jakąś braterską niby solenność, od której w bok odskoczył, nie wiedzieć po co, serdeczny palec, zagięty jakby na kogoś za moimi plecami - w głaskanym, dotykanym, chwytanym powietrzu czaiło się szalbierstwo, jakiś jeden szczegół wywracał zamknięty w szklanej szafce gest na nice, las palców kleił się przedłużeniami do szyb, w cieniu purytańsko złączonych grzbietów dawały sobie porozumiewawcze znaki, spoza szkła, od ściany do ściany… Tu figlował tłusty kciuk, tam wszystko kulgało się dziecinadą i naraz, z nie wiedzącego o niczym rozbawienia, kostką, koniuszkiem paznokcia, poduszeczką, kłykciem podawały sobie z ręki do ręki - wskazywały - wytykały - mnie!!

Szedłem coraz szybciej, biegłem prawie - chmary rąk unosiły się wysoko, nisko, pokotem na taflach szkła, z wrażonymi w powietrze palcami, pokurczone, białe jak trupki, mrowiło mi od nich w oczach. Gdzież to? - myślałem. - Jakże to? Czego tyle rąk? Po co to? Na co to tak? Przecież to sensu nie ma! To bałamuctwo! Pokraczne jakieś muzeum! Biorę wszystko do siebie! Wyjść stąd! Wyjść…

Naraz z ciemności wynurzył się pędzący wprost na mnie człowiek z łopocącymi łatami świateł i cieni na czole, na twarzy, z gębą otwartą jak do histerycznego krzyku, bez oczu, w ostatniej chwili zdołałem się zatrzymać, uderzając rękami o zimną, gładką, pionową taflę lustra.

Stałem przed nim - aż tyłu mroczna, akwariami pokawałkowana głąb czekała, głucha, doskonale martwa, zastygła tysiącem rozczapierzeń, przykurczów, gestów sprośnych, ohydnych - to były woskowe i przekrwione, żylaste ręce szaleństwa. Przycisnąłem czoło do lodowatej tafli, żeby ich nie widzieć.

Wtedy płyta drgnęła, poddając się, i przepuściła mnie. Była powierzchnią drzwi, zwyczajnych drzwi, które otwarły się pod naciskiem. Stałem w malutkim pokoiku, komórce niemal, oświetlonej dwiema skąpo rozżarzonymi żarówkami, jakby z oszczędności. Człowiek, człeczyna raczej, który siedział za stołem w sztuczkowej marynarce, nie patrzał na mnie, bo obcinał paznokcie, trzymając je - krótkowzroczny? - pod samym nosem. Łokciami wspierał się na stercie papierów.

– Proszę spocząć - rzekł, nie podnosząc oczu. - Krzesło jest tam, w kącie. Ten ręcznik proszę z niego zdjąć. Oślepiło pana? To nic, to przejdzie. Proszę poczekać chwilę.

– Spieszę się - powiedziałem bezbarwnie. - Którędy mogę wyjść?

– Pan się spieszy? Radziłbym jednak odpocząć. Złoży pan coś?

– Proszę?

Piłował zapamiętałe koniec paznokcia.

– Tu jest papier i pióro. Nie będę przeszkadzał…

– Nie mam zamiaru nic pisać. Gdzie jest wyjście?

– Nie ma pan zamiaru?

Zatrzymując się w pół ruchu, spojrzał na mnie wodniście. Widziałem go już kiedyś i jednocześnie nie widziałem. Rudawy, miał malutki wąsik, podbródek cofnięty, torebeczki policzków napuszone, pomarszczone, jakby w nich orzeszki ukrył.

– To ja napiszę… - zaofiarował się, wracając do pilniczka. - A pan mi tylko podpisze…

– Ale co?

– Zeznańko…

Tu cię mam! - pomyślałem, dbając o to, by nie zaciskać szczęk, gdyż wypukłość utworzona przez ich mięśnie mogła mnie zdradzić.

– Nie wiem, o czym pan mówi - powiedziałem sucho.

– Ejże? Libacyjki nie pamięta pan?

Milczałem. Potarł paznokciami po suknie ubrania, sprawdził, czy błyszczą należycie, i wyjmując z szuflady mały, gruby, czarno oprawny tom, który sam otworzył się we właściwym miejscu, jął czytać:

– Paragraf… hm… hm… tak. „Kto rozsiewa, rozpowszechnia, propaguje lub w inny sposób daje do zrozumienia, iż Antygmach nie istnieje jako taki, podlega karze egzoklazji zupełnej”. No? - spojrzał na mnie zachęcająco.

– Nie rozsiewałem żadnych pogłosek.

– Kto mówi, że pan rozsiewał? Niech Bóg uchowa, pan nic nie robił. Pan tylko koniaczek i nasłuch. Alboż to mamy klapki, żeby uszy nimi zaciągać, zakrywać? Ale, niestety, brak klapek może być karalny, albowiem… Zajrzał do tomu.

– „Ktokolwiek obecny jest przy dokonaniu zbrodni z paragrafu N-N, ustęp N, a nie złoży do N godzin od jej popełnienia zeznań przed właściwym organem, podlega karze epistoklazji, o ile sąd nie dopatrzy się w jego postępowaniu okoliczności łagodzących z paragrafu małe n”.

Odłożywszy tom, spojrzał na mnie swymi wilgotnymi, jakby z wody wyjętymi, rybimi oczkami, patrzał tak jakiś czas, aż zaproponował ruchem warg tak drobnym, jakby pesteczkę niewidzialną wypluwał:

– Zeznańko? Zaprzeczyłem ruchem głowy.

– No - zachęcił, nie zrażony - malusie zeznańko…

– Nie mam nic do zeznania.

– Ciupeńkie?

– Nie. I proszę, żeby pan przestał zdrabniać! - krzyknąłem, trzęsąc się od niepohamowanej wściekłości. Zamrugał nadzwyczaj szybko, niczym zaskoczony ptak.

– Nic?

– Nic.

– Ani pary?

– Nie.

– Może pomóc? Ot, choćby tak: „Będąc obecnym na libacji, uskutecznionej przez profesorów… tu nazwiska… oraz… i znowuż nazwiska… dnia… i tak dalej… stałem się mimowolnym świadkiem rozsiewania…” No?

– Odmawiam wszelkich zeznań.

Patrzał na mnie kurzymi, okrągłymi całkiem oczkami.

– Czy jestem aresztowany? - spytałem.

– Bałamut! - powiedział i zatrzepotał powiekami. - To może coś innego? Hm? Ny, ny? Tytki? Psipsi?

– Proszę przestać!

– Psiii… - powtórzył mizdrząc się niemożliwie, jak do niemowlęcia. - Spsi… spis… spileczka… spisulek… - piszczał niewymownie cienko - spisankowicz?…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Pamiętnik znaleziony w wannie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pamiętnik znaleziony w wannie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Fiasko
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Planeta Eden
Stanisław Lem
Barbara Rosiek - Pamiętnik Narkomanki
Barbara Rosiek
Stanisław Lem - Głos Pana
Stanisław Lem
Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika
Władysław Stanisław Reymont
Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki
Tadeusz Dołęga-Mostowicz
Тадеуш Доленга-Мостович - Щоденник пані Ганки = Pamiętnik pani Hanki
Тадеуш Доленга-Мостович
Отзывы о книге «Pamiętnik znaleziony w wannie»

Обсуждение, отзывы о книге «Pamiętnik znaleziony w wannie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x