Stanisław Lem - Eden

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Lem - Eden» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Eden: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Eden»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W obliczeniach był błąd. Nie przeszli nad atmosferą ale zderzyli się z nią

Eden — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Eden», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Jak to „właściwie”? A „niewłaściwie”?

– To znaczy robiły rozmaite rzeczy, przez cały czas, i przed naszym błyskaniem, i podczas niego, i potem, ale nic takiego, co wyglądałoby na próbę odpowiedzi albo nawiązania kontaktu.

– Co robiły?

– Wirowały szybciej albo wolniej, zbliżały się do siebie, coś ruszało się w gondolach.

– Czy bąki, te wielkie, też mają gondole?

– Mówiłeś, żeście je widzieli?

– Było ciemno, kiedyśmy je spotkali.

– Nie mają żadnych gondoli - w samym środku w ogóle nic. Puste miejsce. Za to po obwodzie chodzi tam - pływa - no, krąży jakby wielki zbiornik, z zewnątrz wypukły, od środka zaklęsły, który może ustawiać się rozmaicie, a po bokach ma cały szereg rogów - takich stożkowatych zgrubień. Zupełnie bez sensu - naturalnie z mego punktu widzenia. Więc, co takiego mówiłem - aha, otóż te bąki wychodziły czasem z koliska i zamieniały się miejscem z mniejszymi tarczami.

– Jak często?

– Rozmaicie. W każdym razie żadnej liczbowej regularności nie udało się w tym wykryć. No, mówię wam - liczyłem wszystko, co mogło mieć jakikolwiek związek z ich ruchami, bo oczekiwałem przecież jakiejś odpowiedzi. Robiły nawet skomplikowane ewolucje. Na przykład w drugiej godzinie te wielkie zwolniły tak, że się prawie zatrzymały, przed każdym bąkiem stanęła mniejsza tarcza, ruszyła wolno ku nam, ale posunęła się niewiele, może piętnaście metrów, wielki bąk za nią, i znów zaczęły zataczać kręgi, teraz już były dwa - wewnętrzny, po którym krążyły cztery duże i cztery mniejsze, i zewnętrzny, z resztą płaskich tarcz. Kiedy już myślałem, że trzeba będzie coś począć, żebyście mogli wrócić - uformowały naraz jeden długi szereg i oddaliły się, najpierw po spirali, a potem prosto na południe.

– Która mogła być?

– Kilka minut po jedenastej.

– To znaczy, że spotkaliśmy chyba inne - zwrócił się Chemik do Koordynatora.

– Niekoniecznie. Mogły się gdzieś zatrzymać.

– Teraz wy mówcie - powiedział Fizyk.

– Niech mówi Doktor - odezwał się Koordynator.

– Dobrze. A więc… - Doktor streścił w parę minut całe dzieje wyprawy i ciągnął: - Zważcie, że wszystko, cokolwiek się tu dzieje, częściowo przypomina nam rozmaite rzeczy znane z Ziemi, ale zawsze tylko częściowo - zawsze kilka kamyków zostaje luzem i nie daje się wpasować do łamigłówki. To bardzo charakterystyczne! Te ich pojazdy pojawiły się tu jak machiny w szyku bojowym - może patrol zwiadowczy, może szpica armii, może początek blokady? Niby wszystko po trosze, ale ostatecznie - nic z tego i nie wiadomo co. Te gliniaste wykopy - naturalnie, były okropne - ale co właściwie znaczyły? Groby? Tak to wyglądało. Potem to osiedle czy jak to nazwać. To już było całkiem nieprawdopodobne! Historia ze snu. No, a szkielety? Muzeum? Rzeźnia? Kaplica? Wytwórnia eksponatów biologicznych? Więzienie? Można myśleć o wszystkim, nawet o obozie koncentracyjnym! Ale nie spotkaliśmy tam nikogo, kto by nas chciał zatrzymać albo nawiązać z nami jakikolwiek kontakt - nic takiego! To chyba najbardziej niepojęte, przynajmniej dla mnie. Cywilizacja planety bez wątpienia wysoka. Architektura - technicznie bardzo wysoko rozwinięta, budowanie takich kopuł, jak te, któreśmy widzieli, musi przedstawiać nie lada problem! A obok - kamienne osiedle, przypominające średniowieczny gród. Zadziwiające pomieszanie szczebli cywilizacyjnych! Przy tym muszą posiadać doskonałą sieć sygnalizacyjną, skoro wygasili światła w tym swoim grodzie dosłownie minutę po naszym przybyciu - a jechaliśmy bardzo szybko i nikogo nie dostrzegliśmy na drodze… Bez wątpienia są obdarzeni inteligencją, a tłum, który nas opadł, zachowywał się jak stado baranów ogarnięte paniką. Ani śladu jakiejkolwiek organizacji… Najpierw jak gdyby uciekali przed nami, potem nas otoczyli, zgnietli, powstał nieopisany chaos, wszystko to było bez sensu, wprost obłędne! No i tak ze wszystkim. Osobnik, któregośmy zabili, był odziany w jakąś srebrzystą folię - te były nagie, ledwo kilku miało na sobie jakieś plecionki czy łachmany. Trup w wykopie miał wprowadzoną w skórny wyrostek rurkę - i co dziwniejsze, miał oko, jak ten, którego widzicie, a inne nie miały oczu, za to nos albo na odwrót, kiedy o tym myślę, ogarnia mnie obawa, że nawet ten, któregośmy przywieźli, niewiele nam pomoże. Będziemy się naturalnie starali z nim porozumieć, ale nie bardzo wierzę, że się to uda…

– Cały dotychczas zebrany materiał informacyjny trzeba spisać i jakoś posegregować - zauważył Cybernetyk - bo się w nim zgubimy. Muszę powiedzieć… Doktor na pewno ma racją, ale… Te szkielety - czy to na pewno były szkielety? I ta historia z tłumem, który najpierw otoczył was, a potem uciekł…

– Szkielety oglądałem tak, jak ciebie widzę. To niewiarogodne, ale to prawda. No, a tłum - rozwiódł ręce.

– To było zupełne szaleństwo - dorzucił Chemik.

– Może zbudziliście całe osiedle i z powodu zaskoczenia - wyobraź sobie, powiedzmy, hotel na Ziemi, do którego wjeżdża naraz tutejszy wirujący krąg. Przecież jasne, że wybuchłaby panika!

Chemik przeczył uporczywie głową. Doktor uśmiechnął się.

– Nie byłeś tam, więc trudno ci to wytłumaczyć. Panika - doskonale. A potem, kiedy wszyscy ludzie już się pochowali i pouciekali, krąg wyjeżdża na ulicę i wtedy jeden z uciekinierów, nagi, jak wyskoczył z łóżka, trzęsąc się ze strachu, pędzi za tym kręgiem i daje komendantowi do zrozumienia, że chce z nim pojechać. Co?

– No, on was nie prosił…

– Nie prosił? Spytaj ich, jeżeli mi nie wierzysz, co się stało, kiedy na niby udałem, że chcę go odepchnąć, żeby wracał tam z powrotem. Zresztą - hotel, a dalej groby, otwarte groby pełne zwłok.

– Moi drodzy, jest za kwadrans czwarta - powiedział Koordynator - a jutro, to znaczy dzisiaj, mogą nam składać nowe wizyty - w ogóle może się tu w każdej chwili wszystko stać. Mnie nic nie zdziwi! Coście zrobili w rakiecie? - spytał Inżyniera.

– Mało co, bośmy siedzieli ze cztery godziny przy miotaczu! Jeden nadprzewodzący elektromózg typu „mikro” przejrzany, aparatura radiowa prawie uruchomiona - Cybernetyk powie ci dokładniej. Dużo kaszy, niestety.

– Brak mi szesnastu diod niobowo-tantalowych - powiedział Cybernetyk - kriotrony są całe, ale bez diod nic nie zrobię z mózgiem.

– Nie możesz wziąć z innych?

– Wziąłem, wiele było - ponad siedemset.

– Więcej nie ma?

– Może jeszcze w Obrońcy - nie mogłem się do niego dostać. Leży na samym spodzie.

– Słuchajcie, czy mamy stać tu tak całą noc - przed rakietą?

– Słusznie, idziemy. Zaraz, co z dubeltem?

– No i łazik?

– Powiem wam coś bardzo przykrego - od tej chwili musimy mieć stale zaciągniętą wartę - powiedział Koordynator. - Uczciwym szaleństwem było, żeśmy nie mieli jej dotąd. Pierwsze dwie godziny, do świtu, na ochotnika, kto się zgłosi, a potem…

– Ja mogę - odezwał się Doktor.

– Ty? Nigdy w świecie, tylko ktoś z nas - powiedział Inżynier. - Myśmy przynajmniej siedzieli na miejscu.

– A ja siedziałem w łaziku. Nie jestem bardziej zmęczony od ciebie.

– Dosyć tego. Najpierw Inżynier, potem Doktor - powiedział Koordynator. Przeciągnął się, potarł zziębnięte ręce, podszedł do łazika, wyłączył światła i potoczył go wolno, pchając, aż pod kadłub rakiety.

– Słuchajcie - Cybernetyk stał nad leżącym nieruchomo dubeltem - a co z nim?

– Zostanie tu. Pewno śpi. Nie ucieknie. Po co by z nimi przyjechał? - rzucił Fizyk.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Eden»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Eden» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Stanisław Lem - Podróż jedenasta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż ósma
Stanisław Lem
Stanislaw Lem - Eden
Stanislaw Lem
Stanisław Lem - Ananke
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Patrol
Stanisław Lem
libcat.ru: книга без обложки
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Fiasko
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Planeta Eden
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Příběhy pilota Pirxe
Stanisław Lem
Отзывы о книге «Eden»

Обсуждение, отзывы о книге «Eden» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x