Stanisław Lem - Głos Pana

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Lem - Głos Pana» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Głos Pana: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Głos Pana»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Uczeni odkrywają przypadkiem, że na Ziemię dociera z Kosmosu sygnał, który mógłby być komunikatem od rozumnych istot. Jak jednak odczytać to przesłanie, nie wiedząc nic o nadawcach – nawet: czy istnieją? Głos Pana jest książką nietypową: brak w niej awanturniczej akcji, ale zmagania z tajemnicą poruszają i przykuwają uwagę mocniej niż w niejednej powieści przygodowej, zwłaszcza że dotknięcie Nieznanego prowokuje do zadania elementarnych pytań o istotę świata, naturę człowieka i źródła defektów Bytu.

Głos Pana — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Głos Pana», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Jeśli kultura nasza nie umie asymilować sprawnie nawet ujęć powstających w głowach ludzkich, gdy wynikają poza jej centralnym nurtem, choć twórcy tych ujęć są przecież dziećmi tego samego czasu, co inni ludzie, jakże moglibyśmy liczyć na to, że będziemy zdolni skutecznie zrozumieć kulturę odmienną całkowicie od naszej, jeśli się ona zwróci do nas poprzez kosmiczny przestwór? Porównanie do armii stworzonek, co skorzystały wielce, natknąwszy się na zmarłego filozofa, wydaje mi się tu ciągle trafne. Dopóki do zetknięcia takiego nie doszło, mógł sąd mój uchodzić za pewną skrajność, za wyraz poglądów dziwacznych. Lecz spotkanie nastąpiło, a klęska, jaką ponieśliśmy w nim, stanowiła istne experimentum crucis, dowód naszej bezradności, i oto wynik tego dowodu został zignorowany! Mit o naszym poznawczym uniwersalizmie, o naszej gotowości odebrania i zrozumienia informacji całkowicie – przez jej pozaziemskość, nowej – trwa niezwzruszony, chociaż, otrzymawszy posłanie z gwiazd, zrobiliśmy z nim nie więcej, niżby zrobił dzikus, który, ogrzawszy się u płomienia podpalonych dzieł najmędrszych, uważa, że doskonale owo znalezisko wykorzystał!

Tak więc spisanie historii naszych usiłowań daremnych może być pożyteczne – choćby dla przyszłego, późnego badacza Pierwszego Kontaktu. Relacje bowiem ogłoszone, owe protokoły oficjalne koncentrują się na tak zwanych sukcesach, czyli na owym miłym cieple, jakie bucha od płonących rękopisów. O hipotezach, jakie kolejno wypróbowaliśmy, nie mówi się tam prawie nic. Postępowanie takie byłoby – wspominałem o tym – dozwolone, gdyby badane oddzieliło się w końcu od badaczy. Studiujących fizykę nie zasypuje się informacjami o tym, jakie to hipotezy mylne, niedokładne, jakie domniemania fałszywe wysuwali jej twórcy, jak długo błąkał się Pauli, zanim sformułował we właściwy sposób swoją zasadę, ile chybionych koncepcji wypróbował Dirac przed szczęśliwym pomysłem owych swoich „dziurek” elektronowych. Lecz historia Projektu Masters Voice jest dziejami klęski, to znaczy błądzenia, po którym nie nastąpiło wyprostowanie drogi, więc nie wolno przekreślać unieważniająco owych zygzaków naszego pochodu, ponieważ oprócz nich nie pozostało nam nic.

Od wydarzeń tych upłynęło sporo czasu. Długo czekałem na książkę taką, jak ta właśnie. Dłużej czekać – z przyczyn czysto biologicznych – nie mogę. Dysponowałem pewną ilością notatek spisanych tuż po zamknięciu Projektu. To, czemu nie pisałem ich w trakcie prac, wyjaśni się później. Jedno chciałbym powiedzieć wyraźnie. Nie mam zamiaru wynoszenia się ponad moich towarzyszy. Stanęliśmy u podnóża olbrzymiego znaleziska tak nie przygotowani, a zarazem tak pewni siebie, jak to tylko być może. Obleźliśmy je natychmiast ze wszystkich stron, bystro, łapczywie i zręcznie, z tradycyjną wprawą, jak mrówki. Byłem jedną z nich. To jest historia mrówki.

II

Kolega po fachu, któremu pokazałem wstęp, powiedział, że oczerniłem się, aby dać potem swobodę mej skłonności – weredyka – ponieważ tym, których nie oszczędzę, trudno będzie mieć o to do mnie pretensje, skoro pierwej nie oszczędziłem siebie. Uwaga ta, choć wypowiedziana na poły żartobliwie, zastanowiła mnie. Jakkolwiek zamiar tak perfidny ani mi postał w głowie, orientuję się w mechanice ducha dostatecznie, by wiedzieć, że podobne zarzekanie się nie ma żadnej wartości. Być może uwaga była słuszna. Być może powodowała mną nieświadoma chytrość: brzydotę mojej złości ukazałem jawnie, zlokalizowałem ją, aby się od niej odciąć – ale uczyniłem to tylko w słowach.

Tymczasem ona, chyłkiem, przeniknąwszy osmotycznie moje „dobre chęci”, cały czas kierowała piórem; zachowałem się niby kaznodzieja, który, gromiąc obrzydlistwa ludzkie, znajduje tajoną przyjemność w ich nazywaniu przynajmniej, skoro nie śmie czynami w nich uczestniczyć. W tak radykalnie odwróconym układzie rzeczy to, co miałem za przykrą konieczność, zaleconą wymaganiami tematu, staje się motywem głównym inspiracji, cały zaś temat właściwy – Masters Voice – pretekstem, który się składnie nawinął. Zresztą kościec tego rozumowania, które można by nazwać karuzelowym – ponieważ obraca się w kole, w którym przesłanki i wnioski zamieniają się miejscami – daje się z kolei przenieść na samą problematykę Projektu. Myślenie nasze musi się zderzać z twardym skupieniem faktów, które je trzeźwią i korygują, a pod nieobecność takiego korektora łatwo staje się projekcją tajnych skaz (albo cnót, to wszystko jedno) – w obszar badanego. Sprowadzanie systemów filozoficznych do przypadłości życiorysowych ich twórców jest uważane (wiem coś o tym) za zajęcie tyleż trywialne, co niedozwolone. Lecz na dnie filozofii, która zawsze chce powiedzieć więcej, niż to jest możliwe w danym czasie, bo stanowi próbę „schwytania świata” w siatkę pojęć zamkniętą, właśnie w pismach najznakomitszych myślicieli zatajona jest dojmująca bezbronność.

Poznawczy wysiłek człowieka to ciąg z granicą w nieskończoności, a filozofia to próba osiągnięcia tej granicy za jednym zamachem, w krótkim spięciu, dającym pewność wiedzy doskonałej i niewzruszonej. Nauka posuwa się tymczasem swoim drobnym krokiem, podobnym niekiedy do pełzania, a nawet okresami do dreptania w miejscu, lecz dociera w końcu do rozmaitych szańców ostatecznych, wyrytych przez myśl filozoficzną, i nie bacząc wcale na to, że tam właśnie miała przebiegać ultymatywna granica rozumu, idzie dalej.

Jakże nie miało to wprawiać filozofów w rozpacz? Jedną z form takiej rozpaczy był pozytywizm, szczególny przez swą agresywność, ponieważ udawał sojusznika wiernego, a był właściwie likwidatorem nauki. To, co podgryzało i niszczyło filozofię, unieważniając jej wielkie odkrycia, miało zostać teraz srogo ukarane, i pozytywizm, fałszywy aliant, wydał ów wyrok – dowodząc, że nauka niczego nie może naprawdę odkryć, skoro stanowi tylko skrótowy zapis doświadczenia. Pozytywizm pragnął osadzić naukę, zmusić ją niejako do wyznania bezsiły w kwestiach wszelkiej transcendencji (co mu się jednak, jak wiemy, nie udało).

Historia filozofii jest historią kolejnych i nietożsamych odwrotów. Usiłowała najpierw wykryć ostateczne kategorie świata, potem – absolutne kategorie rozumu, a my tymczasem, w miarę kumulowania się wiedzy, dostrzegaliśmy coraz lepiej jej bezbronność. Każdy filozof musiał bowiem uznać siebie za wzorzec absolutny całego gatunku, a nawet – wszechmożliwych istot rozumnych. Ale nauka jest właśnie transcendencją doświadczenia ścierającą w proch wczorajsze kategorie myśli; wczoraj upadła absolutna przestrzeń i czas, dzisiaj pęka jakoby wieczna alternatywa między analitycznością i syntetycznością twierdzeń – czy między determinizmem a losowością. Lecz żadnemu z filozofów jakoś nie przyszło do głowy, że wyprowadzać z porządku własnego myślenia – prawa, ważne dla całego zbioru ludzi od eolitu po zgaśnięcie słońc jest, mówiąc łagodnie, rzeczą nieostrożną.

To wstępne podstawienie siebie za niewiadomą normy wszechgatunkowej było, powiem ostrzej, nieodpowiedzialne. Usprawiedliwieniem stawała się każdorazowo chęć zrozumienia „wszystkiego” – mająca wartość tylko psychologiczną. Toteż filozofia mówi o ludzkich nadziejach, lękach i pożądaniach daleko więcej, aniżeli o istocie doskonale obojętnego świata, który tylko dla jednodniówek jest wieczną niezmiennością praw.

Jeżeli nawet poznaliśmy już takie prawa, których żaden postęp dalszy nie obali, nie potrafimy ich odróżnić od tych, które zostaną przekreślane. Toteż filozofów mogłem traktować serio zawsze tylko jako ludzi nękanych ciekawością, ale nie jako głosicieli prawdy. Czy formułując tezy o imperatywach kategorycznych, o stosunku myśli do postrzeżenia, pierwej brali się sumiennie do wypytywania niezliczonych osobników ludzkich? Skądże – pytali zawsze i tylko siebie. Otóż ta ich każdorazowa intronizacja, to milczące pasowanie siebie na wzorzec homo sapiens zawsze mnie wzburzały i utrudniały lekturę najgłębszych skądinąd dzieł – rychło bowiem dochodziłem w nich do miejsca, w którym oczywistość autora nie była już moją, toteż odtąd już tylko do siebie przemawiał, o sobie mi opowiadał, do siebie się odwoływał, tracąc prawo głoszenia ustaleń prawdziwych dla mnie, a tym bardziej dla reszty dwunogów zaludniających planetę. Jakże śmieszyła mnie choćby pewność tych, co ustalali, że nie ma myślenia innego nad językowe. Filozofowie ci nie wiedzieli, że tworzą pewną frakcję gatunku, taką, która nie jest obdarzona matematycznie. Ileż to razy w życiu, będąc już po olśnieniu nowym odkryciem, mając je ujęte tak trwale, że nie do zapomnienia, musiałem godzinami borykać się, aby znaleźć dlań szatę językową, ponieważ zrodziło się we mnie poza wszelkim, tak naturalnym, jak formalnym językiem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Głos Pana»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Głos Pana» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Stanisław Lem - Podróż jedenasta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż ósma
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Ananke
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Patrol
Stanisław Lem
libcat.ru: книга без обложки
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Fiasko
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Planeta Eden
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Příběhy pilota Pirxe
Stanisław Lem
Отзывы о книге «Głos Pana»

Обсуждение, отзывы о книге «Głos Pana» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x