Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:W Kraju Niewiernych
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
W Kraju Niewiernych: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W Kraju Niewiernych»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
W Kraju Niewiernych — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W Kraju Niewiernych», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Na Meyerze ta, jak na Cruetha, wstrząsająco długa wypowiedź pozornie nie wywarła żadnego wrażenia.
– Zostałeś zdjęty. Misiński przejmie po tobie tę operację; część wojskowa właściwie się przecież już zakończyła. Dziś wieczorem masz się zgłosić w sto szesnastce.
– Że co?!
Meyer przezornie wyłączył się.
Crueth na moment przymknął oczy i zaklął.
Kiedy je otworzył, był już niemal spokojny.
– Misiński!
3.
Piątą Aleją szła demonstracja związkowców. Protestowali przeciwko zatrudnianiu na Ziemi Stalina robotników z Ziemi O'Liete'a; ta nieprawdopodobnie tania siła robocza pozbawiała setek tysięcy niewykwalifikowanych Stalińczyków miejsc pracy, a ich rodziny jedynych źródeł utrzymania. Celiński wszedł do salonu AAA, by bezpiecznie przeczekać tu marsz. Gigafony przywódców ryczały ogłuszająco, niknął w tym hałasie nawet warkot kołujących wyżej bezzałogowych śmigłowców policyjnych: płaskich, wąskich maszyn o pokracznych, modliszkowatych sylwetkach, wyposażonych w autopiloty o symulowanej inteligencji. Natomiast na ziemi towarzyszył manifestacji oddział policji konnej. Celiński obserwował to obojętnie. Zebranie u Dunlonga miało się rozpocząć za godzinę. Wysiadłszy na La Guardii z wyczarterowanego meksykańskiego paragga, skierował się, podobnie jak Praduiga, prosto do swego domu; obaj, z racji zatrudnienia w takiej, a nie innej instytucji, posiadali służbowe mieszkania na przedmieściach Nowego Jorku. Jednakże córka Celińskiego nie wróciła i Janusz miał jeszcze trochę wolnego czasu; zwolnił taksówkę, poszedł piechotą – taksiarz, imigrant z Ziemi Mussli, oklął go gęsto w przedziwnym angielskim, owej niestrawnej musslijskiej jego mutacji, w uszach Stalińczyków brzmiącej niczym podwójnie zdegenerowany gangsterski slang. Dlaczego nowojorscy taryfiarze to zawsze muszą być obcokrajowcy z wadą wymowy?
W salonie AAA spotkał czarnoksiężnika z Ziemi Ziem, z którym podczas feralnego rekonesansu na tym wtórnie średniowiecznym świecie siedział był w jednej celi, oczekując na proces przed trybunałem papieskim, a którego miał za zmarłego. Lecz nie tyle zaskoczył Celińskiego fakt, iż Vaudremaux żyje, co miejsce jego pobytu; wszak Ziemia Ziem, jednostronnie jawna kolonia Stalina, wciąż objęta była przez Piąty Departament pełną kwarantanną.
Podszedł, złapał czarnoksiężnika za ramię.
– Co ty tu robisz, u licha? – spytał w ziemickiej neołacinie.
Vaudremaux obejrzał się; rozpoznał Celińskiego i wyszczerzył zęby. Był w gustownym, ciemnym garniturze o terajskim kroju, długie, kruczoczarne włosy splecione miał w warkocz; na palcach pierścienie, w nozdrzu kolczyk. Uścisnął mocno dłoń Janusza.
– Co za spotkanie!
– Ja myślę! Duch zmarłego z innego świata!
Vaudremaux zaśmiał się głośno; czwórka Murzynów studiujących kopię hantyjskiej wersji Ostatniej wieczerzy tamtejszego Leonarda da Vinci obejrzała się nań zgorszona. Celiński zerknął na zewnątrz: demonstracja już przeszła. Pociągnął czarnoksiężnika, wyszli na ulicę. Yaudre-aux sięgnął do kieszeni i założył na nos filtry powietrzne.
– Nie mogę się przyzwyczaić do tego smrodu – mruknął.
Skręcili, i za chwilę znowu. Janusz rozglądał się za jakąś małą, cichą kawiarenką. Przechodząc przez ulicę, lawirowali pomiędzy unieruchomionymi w korku samochodami; Celiński spostrzegł, jak niewiele z nich to wozy stalińskiej produkcji: parę mazd, fordów, nissanów – reszta to hantyjskie anaguy, denatrie, amuksy i sportowe coulae; nawet żółto pomalowane taksówki były autami obcoziemnej produkcji. Mijany policjant wypisywał mandat źle zaparkowanemu amuksowi na dyplomatycznych numerach, należącemu do carterskiego przedstawicielstwa.
– Samochody – parsknął Vaudremaux.
Weszli do „Niticco", dwupiętrowej kafejki prowadzonej przez stare musslijskie małżeństwo; usiedli w kącie i zamówili fautre mauchois, specjalność zakładu. Celiński, który gustował w musslijskiej francuskiej kuchni, zachwalał potrawę czarnoksiężnikowi. Vaudremaux wyraził tymczasem swoje zdziwienie obserwowanym w Nowym Jorku przemieszaniem różnoziemnych kultur.
Janusz uśmiechnął się pod nosem.
– Mała Mussla rozrasta się jak rak. Pochłonęła już Małą Italię; była prawdziwa mafijna wojna, wyrzynali się dziesiątkami.
– Nie rozumiem, czemu na to pozwalacie. Celiński wzruszył ramionami.
– Takie prawo. Nikt nie protestuje w UEO, każdy się boi zamknięcia innych Ziem. Otwarte, prywatne Katapulty są najlepszą gwarancją pokoju. Ty tego może nie rozumiesz, ale ten strach przed konfliktem międzyświatowym jest bardzo duży. W czasach wewnętrznej zimnej wojny powstrzymywała nas pewność samozagłady: jak już by ktoś zaczął, to koniec z całą planetą. Ale ze świata alternatywnego możesz spokojnie oklepać wodorówkami inną Ziemię, a sam jesteś bezpieczny; na dodatek technologia Katapult uniemożliwia zastosowanie jakiegokolwiek systemu obronnego. Kolonijne Ziemie nafaszerowane są więc bezludnymi Katapultami z wielomegatonowymi ładunkami umieszczonymi w ich polach przerzutu, Katapultami zaprogramowanymi na automatyczne kontruderzenie w ojczyste Ziemie nieprzyjaciół, gdyby po naszej ojczystej Ziemi nic już nie pozostało i nie miał kto się mścić; wszechmożliwościowy holocaust na zasadzie odwetu martwej ręki. Wszyscy się boją. Tylko w strachu pokój.
Vaudremaux pokręcił głową.
Zadzwonił telefon Janusza. Zwrotnicowy wyjął go, rozłożył. Rozmowa była z Ziemi Tera: prowadzili ją krótkimi, urywanymi zdaniami. Uzyskanie ciągłej łączności pomiędzy dwoma równoległymi wszechświatami jest niemożliwe; a taka rwana, fragmentaryczna łączność stanowi efekt użycia małopolowych katapult AT amp;T o wysokiej częstotliwości przerzutów terabajtowych nośników informacji, każdorazowo od nowa odczytywanych i zapisywanych. Z uwagi na energie konieczne dla utrzymania katapult w owym „cyklu rezonansowym" telefoniczne rozmowy międzyświatowe były niezwykle drogie, raczej nie dzwoniono na inną Ziemię z błahych powodów.
– Co się stało? – spytał czarnoksiężnik znad parującej kawy, gdy Celiński z powrotem złożył i schował aparat.
– Ambasada. Chcą mnie powołać na eksperta w sporze o piekielną Wenus. Nieważne. Słuchaj, Vaudremaux, ty mi wciąż nie powiedziałeś, jakim cudem dostałeś się na Stalina.
– Ach, to prawdziwa historia miłosna. Jest w Zwiadzie niejaka Pauline von Kreuz, znasz ją może?
– W Zwiadzie są tysiące ludzi.
– W każdym razie kochana Pauline nie mogła patrzeć, jak łamią mnie kołem: wzięła Cytadelę szturmem i uwolniła mnie.
– Sama jedna?
– No… ponoć przekabaciła dwóch yantscharów; myśleli, że taki jest rozkaz.
– Rany boskie… że też ja o tym nie słyszałem!
– Usłyszysz, usłyszysz. Będzie proces, będą ją sądzić z tuzina paragrafów.
– A co z tobą? Jaki ty w ogóle masz status prawny?
– A jak myślisz? Piąty Departament zaangażował mnie jako rzeczoznawcę, biegłego czy kogoś takiego… Nie mogli ranie odesłać, a nie zdecydowali się uśpić. Mam paszport, jestem Stalińczykiem. No, Janusz, teraz my koledzy po fachu. Gdzie to żarcie?
Celiński wciąż niedowierzająco kręcił głową.
– Przecież ta Pauline musiała kompletnie zidiocieć! Wywalą ją na zbity pysk i wyślą do Piekła! Wielka miłość, też coś. W życiu się już nie zobaczycie.
– Też tak myślę.
– Coś nie bardzo cię to martwi.
– To ona się zakochała, nie ja.
Zwrotnicowy spojrzał uważnie na uśmiechniętego Vaudremaux.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «W Kraju Niewiernych»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W Kraju Niewiernych» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «W Kraju Niewiernych» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.