Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:W Kraju Niewiernych
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
W Kraju Niewiernych: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W Kraju Niewiernych»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
W Kraju Niewiernych — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W Kraju Niewiernych», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Powszechnie sądzi się – i słusznie – że żołnierz najemny, walczący za pieniądze czy też z innych powodów, z których najważniejszym nie jest uwarunkowanie kulturowe oraz osobisty stosunek do sprawy, za którą się bije, jest nic nie wart w porównaniu z żołnierzem armii regularnej. Yantscharowie byli jednakże kimś w rodzaju nowożytnych Szwajcarów – praktycznie jedyny eksportowy towar Ziemi Cartera stanowili najemnicy.
Ziemia ta została odkryta przez Terajczyków. Ich Zwiadowcy szybko zorientowali się w tamtejszych wypaczeniach historii: za prezydentury Cartera (bardzo prawdopodobne, że i z jego winy) rozpętała się trzecia wojna światowa, w której poszły w ruch atomówki, wskutek czego nastąpiło jeśli nie cofnięcie się w rozwoju, to w każdym razie silne jego zahamowanie: rozpad państw, wszelkich dawnych struktur, ogólny chaos, powszechna wojna. Zwierzęta normalne walczyły ze zwierzętami zmutowanymi, zwierzęta zmutowane z ludźmi, ci z własnymi mutantami, a ludzcy mutanci z maszynami – i wszyscy między sobą. Walka, przetrwanie – oto cel: być doskonałym wojownikiem. Każde kolejne pokolenie Carterczyków było w tym lepsze. Terajczycy popełnili zasadniczy błąd w ocenie. Ich analitycy stwierdzili, że świat, w którym panuje podobna anarchia i gdzie każdy bije się z każdym, jest bardzo łatwy do podbicia, a to chociażby na zasadzie wygrywania jednych przeciwko drugim, a także dlatego, iż Carterczycy, jeśli chodzi o technikę, zostali ładnych parę dziesiątków lat w tyle, co – zwłaszcza w przypadku techniki wojskowej – stanowi handicap straszliwy.
Drogo kosztowała ich ta pomyłka. Yantscharzy po pierwszych klęskach szybko zjednoczyli się w obliczu wspólnego wroga, zaczęli zdobywać na nim broń, opanowali także nierozważnie przerzuconą na ich Ziemię Katapultę i sami jęli gnębić Terajczyków. Następnie sprzymierzyli się z Musslijczykami, którzy już od dawna mieli chrapkę na Ziemię Hanta. Musslijczycy zaczęli dostarczać im nowoczesny oręż. Trzy miesiące później prezydent Ziemi Tera podpisał układ pokojowy. Carterczycy zachowali niepodległość, Ziemia Hanta przeszła pod protektorat musslijski, ponadto Terajczycy zobowiązani zostali do zapłacenia gigantycznej kontrybucji. W zamian zaś za dostawy Musslijczycy mieli zapewnioną pomoc carterskich najemników przy kolejnych podbojach. Z czasem najemnicy ci zyskali sobie sławę wojowników wręcz niepokonanych; oczywiście wiele w tym było mitu i reklamy – lecz także część prawdy.
Yantscharów można kupić całkowicie: na czas tej akcji zamontowano im ładunki wybuchowe dla szybkiej destrukcji ich ubioru i broni, gdyby zaszła taka konieczność, a pomimo wysiłków inżynierów istniała w owym wypadku zaledwie pięćdziesięcioprocentowa szansa przeżycia żołnierza. Ale yantscharzy i to mieli zapisane w kontraktach, podobnie jak przymusową, automatyczną amnezję w razie dostania się do niewoli.
Ostatnia wycofała się z wąwozu drużyna piąta, która w czasie wcześniejszych przerzutów przesunęła się ku kotlinie. Katapultowano ją w dwóch strzałach; potem ściągnięto Cerbera. W końcowym, parzystym strzale wrócić mieli major Crueth z szeregowym Loonem.
Zniknął Cerber, pojawiło się koło piasku (w istocie była to, rzecz jasna, półkula). Loon odchrząknął.
– Panie majorze.
– Tak, już idę.
Weszli w pole przerzutu.
– Powiecie mi, kiedy zostanie dziesięć sekund, Loon.
– Siedemdziesiąt… sześćdziesiąt osiem… Czekali.
– Dziesięć.
Crueth nacisnął guzik nadajnika.
W sześciu wbitych w ziemię w różnych punktach kotliny miniaturowych wyrzutniach nastąpiły wybuchy – pomknęły w niebo srebrne tuleje. Spadając po krótkich łukach, pozostawiały za sobą ledwie widoczne, rzadkie, białe obłoki. Wiatr szybko zmył je z błękitu.
Podobna procedura – albowiem operacja powyższa stanowiła przecież jedynie część większego przedsięwzięcia -stała się już standardem, było to obliczone na zrobienie wrażenia na sprzymierzeńcach. W pojemnikach, które eksplodowały nad kotliną, znajdował się pył radioaktywny. Według symulacji istniała możliwość, iż atak przeżyło kilku, kilkunastu partyzantów – nie sposób mieć pewność, gdy w grę wchodzi tak duży obszar i tak wiele zmieniających się czynników – na przykład ten arsenał przy północnym stoku: pojęcia o nim nie mieli. A więc ci, którzy przeżyli, mieli być odtąd żywym świadectwem siły, a przede wszystkim bezwzględności Stalińczyków – „Oto jak kończą nasi wrogowie!" Jeśliby knuli jakiś podstęp (a knują z pewnością), da to wiele do myślenia przywódcom Sojuszu. Te żyjące trupy porażone chorobą popromienną, błagające o śmierć.
Żadnego imperium nie zbudowano na miłosierdziu i dobroci.
– Już! – krzyknął Loon i nim przebrzmiał jego okrzyk, byli na Ziemi Stalina.
W wielkiej sztucznej grocie, wykutej w skale specjalnie dla potrzeb tej akcji (wszak w naturalnym swym stanie owo zbocze kotliny na Stalinie otwierało się identyczną jaskinią, co na Demajskim), jasno było jak w laboratorium; Crueth zamrugał, oślepiony. Panował tu ów charakterystyczny dla operacji wojskowych rodzaj uporządkowanego chaosu, który tak fascynuje cywili. Krzyżowały się komendy wypowiadane ostrym głosem przez niezliczonych dowodzących, prawie każdy bowiem miał kogoś pod sobą; mruczały i warczały maszyny; Katapulta, wypełniająca metalowym swym cielskiem większą część groty, z przeciągłym jękiem zatrzymywała rozpędzone w sobie mechanizmy. Wizualny rozgardiasz rzucał się w oczy -wydawało się, że to ich ktoś zaatakował, nie na odwrót.
Crueth zszedł z platformy przerzutowej po stromej pochylni; platformę stanowił walec o wysokości czterech metrów i średnicy ośmiu, wypełniony syntetycznym, dobrze ubitym piaskiem o owej osobliwej czerwonobrunatnej barwie, dobrze znanej wszystkim Zwiadowcom, agentom i żołnierzom Korpusu.
Major dostrzegł Misińskiego, jedynego tu cywila, rozmawiającego z jakimś yantscharem (Carterczyk, nadal w rynsztunku bojowym, stał tyłem do Katapulty, Misiński opierał się o skałę) i podszedł do nich.
– Misiński…
– O! – wpadł mu w słowo Misiński. – Jest pan major.
Carterczyk odwrócił się. Miał podniesioną lustrzaną przyłbicę i rozsunięte płytki systemów celowniczych. Crueth rozpoznał w nim sierżanta Murphy'ego, dowódcę przydzielonych do tej akcji najemników.
– O co chodzi? – spytał; spostrzegł manewr Misińskiego i warknął: – Misiński, mam z tobą do pogadania na temat tego twojego geniusza wywiadu.
– Dwóch moich ludzi zostało rannych – mruknął Murphy. – Lewa ręka, złamana kość; lewa noga, skręcona kostka.
– I co z tego?
– Forsę chcą mieć teraz.
– W kontrakcie termin wypłacania odszkodowań… Okay, będziesz miał te pieniądze.
Murphy skinął głową i nagle wyraz jego twarzy zmienił się.
– Zna pan ten kawał, panie majorze… – zaczął, przerzucając steirlsona na plecy, gdzie czarne macki objęły go i wciągnęły w rozpłaszczony na kombinezonie futerał.
– Nie teraz. – Crueth obrócił się za umykającym Misińskim. – Misiński, wracasz tu! Misiński wrócił.
– Ktoś do pana – powiedział, podając majorowi telefon. Crueth spojrzał podejrzliwie na cywila, lecz telefon Przyjął.
– Major Crueth.
– No, nareszcie.
– Meyer?
– A kto? Co za dupek twierdził, że cię nie ma?
– Bo mnie nie było. Ale że dupek, to prawda.
– Dunlong cię chce.
– Co to znaczy: chce? Zakochał się?
– Nie utrudniaj. Ma dla ciebie jakąś robotę.
– A czym ja się teraz według niego zajmuję? Jak posiądę zdolność rozmnażania się przez podział, to go powiadomię i wtedy i siedem robót naraz będę w stanie wykonywać. Na razie jestem człowiekiem.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «W Kraju Niewiernych»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W Kraju Niewiernych» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «W Kraju Niewiernych» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.