Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:W Kraju Niewiernych
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
W Kraju Niewiernych: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W Kraju Niewiernych»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
W Kraju Niewiernych — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W Kraju Niewiernych», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Jeslitochcew zakaszlał sucho.
– Pani gubernator…
– To już?: – Co?
– Bunt.
Pułkownik, ruchem starego, zmęczonego człowieka, ściągnął gogle, przejechał dłonią w rękawicy po krótkich włosach.
– Nie chciałbym, żeby tak to się odbywało – powiedział cicho.
– Przykro mi. Nie dam ci tej satysfakcji.
Milczeli. Anouki chłeptał kawę. Jeslitochcew patrzył ponuro ponad kobietą na wzgórze totemu; huśtał w opuszczonej lewej ręce ciemne gogle. Ojalika przyglądała się Imatorowi, uderzając nerwowo lornetką o udo.
– Bądźmy szczerzy – sapnął Sebeto. – DeWonte to nadzieja ocalenia; pani – dogorywanie i degeneracja w strachu…
– Zamknij się – warknął Jeslitochcew.
– Co tym razem wam zaoferował? – spytała spokojnie. – Pomysł z bazami na księżycu upadł, gdy się okazało, że nie sposób podnieść czegokolwiek z powierzchni planety, a upraw z „Arki" nie da się odtworzyć. Ile wam zajmie połapanie się w tym nowym wariactwie?
– No i po co ten sarkazm? Niczego pani nie zmieni. Ludzie pójdą za DeWontem. Myśli pani, że znaczą teraz cokolwiek regulaminy? Wszystko bardzo się uprościło. A poza tym – jest pani kobietą. Uniosła brwi w szczerym zdumieniu.
– I cóż z tego?
– To prymitywny świat.
– Wrócił czas wojowników, co?
– Dla homo sapiens to stan naturalny. Ale nie w tym rzecz. Jedno jest ważne: ludzie pójdą za DeWontem. Nie mówię, że ja osobiście go popieram. Lecz nie mogę działać wbrew opinii ogółu, to tylko spotęgowałoby chaos. Ja również czuję ten ciężar odpowiedzialności, pani gubernator.
– Powiedz mi… powiedz: dlaczego właśnie DeWonte?
Jeslitochcew spojrzał w górę, w niebo – jakby rzeczywiście mógł dojrzeć „Arkę".
– To jego twarz pierwszą widział każdy po przebudzeniu z wiecznego snu.
– A więc – przypadek.
– Wszyscyśmy unoszeni falami entropii.
– Ojalika – mruknął Lee, nie odwracając się. – Oni tu idą.
Obejrzeli się. Szaman i dwa Trupy schodzili ze wzgórza totemu.
– Co jeszcze było w tej kapsule, którą dostarczył wam goniec? – spytała, unosząc do oczu lornetkę. Stojący krok za nią Jeslitochcew na powrót założył gogle.
– DeWonte przerywa zamykanie Grot. Poza tym informuje o wykryciu przez sentinele orbitujące poza strefą wpływu Bagna sztucznego obiektu na stacjonarnej drugiego księżyca – rzekł sucho. – Przypuszcza, że to Saint-Pierce go tam umieścił.
– W pamięci „Arki" nie ma takiej operacji.
– W pamięci „Arki" nie ma wielu rzeczy.
– Prawda? Nikt nie wie, co DeWonte robił przez te dwie doby od swego przebudzenia do otworzenia pozostałych anabiozerów. Żołnierze za jej plecami wymienili czarne, wyłupiaste spojrzenia. Sen i Trupy byli już w połowie drogi między wzniesieniami. Ojalika prowadziła ich wiernie rozbłyskami zeissowskich szkieł. Trupy, ponad dwukrotnie wyższe, znacznie szczuplejsze i przez to naturalnie przygarbione, wyglądały jak flankujące ofiarę modliszki. Ich upiorne postaci -właśnie przez tę swoją uniwersalną ohydę – były niemal- że anonimowe; nie nosili żadnych ubrań ani ozdób. Mogła zamknąć oczy, równie dobrze by ich widziała, jaskrawo wymalowanych na wewnętrznej stronie powiek: ta brzydota wżera się w mózg niczym narkotyk. Stanowi w istocie nową wartość, przesuwa ci w umyśle skalę piękna otwiera drzwi koszmarom dotąd niewyobrażalnym. Skóra obwisła, sflaczała, rozmiękła i zwrzodzona wielokrotnie. Twarz jak twarzy senne spotwornienie, wszystko po dzie-sięciokroć wykarykaturzone; ohyda, ohyda – utoczono ich z błota chorób i teraz się w spojrzeniu rozłażą, rozpuszczają, dezintegrują w powrocie do jednokomórkowej magmy. Choroby, tylko one, jakieś straszliwe zarazy i plagi sekretne, ich ogień wściekły – to on stanowi żywioł owych istot.
Znowu powrócił – i zapewne niejeden raz jeszcze powróci, przywołany przystającą myślą – ten obraz, scena ciężko odbita w plastycznym piasku pamięci: szaman i Trupy, tanecznie przykucnięci, w zamkniętym kręgu tajemnicy, jednako obcy; i oto szaman rytualnym gestem unosi dłoń ku niebu, a tamci odpowiadają mu synchronicznymi poruszeniami patykowatych ramion – i rozumieją się, bez wątpienia znaleźli jakąś wspólną im wszystkim mowę – zjednoczeni dzikością swych serc. Ojalika tego nie pojmowała i usilnie starała sobie wytłumaczyć ów fenomen, odwołując się do coraz dziwniejszych teorii. Weszli na wzgórze i zatrzymali się w odległości wystarczająco dużej, by nie przytłaczać ludzi swym wzrostem; sen podszedł jednak bliżej.
– Ty, kobieto; ty możesz powiedzieć: tak; możesz powiedzieć: nie.
– Ja.
– Klan Strachu złoży przysięgę. Wy złożycie przysięgę. Pokój na prawach równowagi. Krew za krew. Granicę stanowi prawy dopływ.
– Powiedzieli ci to? – Zerknęła na Imatora, semantyka ze specjalizacją ksenologiczną, bezradnego bez swej, martwej teraz, aparatury, który podszedł do grupy, jeszcze ze śrubokrętem w ręku.
– Zarzucasz mi kłamstwo?
– Spokojnie, Luis.
– Nie jestem Luis.
Porucznik Sebeto nie wytrzymał smrodu Trupów i odwrócił się, przesłonił nos urękawiczoną dłonią. Zdegustowana Ojalika posłała mu zimne spojrzenie.
– A Saint-Pierce? – wyrwał się Spieglass. – Lu… Podążający za Cieniem, oni na pewno wiedzą…
Jeslitochcew westchnął ciężko.
– Będę tropił – rzekł szaman i na powrót zwrócił się do Ojaliki: – Nim słońce opadnie o ich dłoń, rozpocznie się ceremonia przysięgi pod totemem. Przygotujcie się.
– Dlaczego oni tu z tobą przyszli? Stali i gapili się z wysokości tymi swoimi mętnymi, rozlanymi po potwornych obliczach ślepiami.
– Wiedzą, że mówię prawdę – uniósł rękę. Lewy Trup pochylił się lekko.
– Tja krit. Dd-lemunyea-hh.
Jeslitochcew, ciemno zapatrzony w masakrę na piersi tropiciela, postąpił krok ku Ojalice.
– Może byłoby lepiej, gdyby przysięgę złożył DeWonte – rzekł cicho i z niejakim zmieszaniem. Ojalika jakby go nie słyszała.
– Podążający za Cieniem, pójdziesz za mną – skinęła na sen.
Odeszli poza namioty. Trupy czekały w bezruchu. Imator próbował zmusić je do podjęcia rozmowy; bezskutecznie. Pozostali przyglądali się ohydom w milczeniu.
Ojalika zatrzymała się za wrakiem unieruchomionej na zawsze ciężarówki, ograbionej przezornie ze wszystkiego, co przenośne, nawet szyb.
– Powiedz mi… wytropisz go?
– Wiem, gdzie mieszka. Powiedzieli mi.
– Naprawdę?
– Mieszka w Twierdzy.
– Mhm… przewidujesz jakieś kłopoty?
– On jest bogiem. Bogów się nie sprzedaje.
– Mhm… Ale tak czy owak – będziesz go tropił.
– Jestem, kim jestem.
– Skąd to znasz?
– Co?
– Nic. Kiedy go już dopadniesz… powstrzymaj Akiego. Poślę Lee, dopilnuje. Ja muszę z Saint-Pierce'em porozmawiać.
– Po co?
– On wie.
– Co?
– Wszystko. Bagno jest jego.
– Chcesz władzy. Biały Diabeł chce zemsty.
– Powiedz, czego ty chcesz.
Szybkie, ostre zdania. Ojalika uciekała wzrokiem, lecz sen patrzył bezlitośnie.
– Powinienem cię wtedy zabić. W tobie jest demon.
Twierdza
W miejscu, gdzie Pazur załamuje się w strome, urwiskowe zbocze, odrasta odeń masywny, kamienny filar; na jego szczycie mieszka bóg Klanu Miłosierdzia. Nie można tam dakiem wylądować. Nie można tam podejść od południa, wschodu ani zachodu. Można tam podejść od północy, ale na północy czekają Legiony.
– Co?
– Legiony.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «W Kraju Niewiernych»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W Kraju Niewiernych» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «W Kraju Niewiernych» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.