Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:W Kraju Niewiernych
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
W Kraju Niewiernych: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W Kraju Niewiernych»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
W Kraju Niewiernych — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W Kraju Niewiernych», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Trop
– Wysoki?
– Wysoki.
– Jak ubrany?
– Był nagi.
– Włosy??
– Zero.
– Znaki szczególne?
– Teraz tak.
– Jak to było, przez lewy policzek?
– Aha. Takim, o, kamieniem. Zresztą nawet nie widziałem, czym walę. Ale dostał. Poczułem. Miękko weszło. Kość policzkowa, bok twarzy. Tak jakoś.:
– Uważaj sobie!
– Sorry.
– Luis, nie słuchasz?
– Kto to?
– Sen; mów dalej.
– Niby co? Wrzasnął, uciekł, tyle go widziałem.
– Powiedział coś?
– No co ty, wylatuje goły z krzaków i z zębami na człowieka; to według ciebie, jak rozbudowane konwersacje można z gościem prowadzić? Ile to wszystkiego było, pięć sekund? Skacze, szarpanina, upadamy, kamień, wrzeszczy i ucieka. Koniec. Akurat najdłużej to się przypatrzyłem jego dupie, jak sadził między drzewa. Zresztą zaraz się rozmył; tu nocą, choć oko wykol…
– Dobra, dobra. Luis! Luis! Nie chcesz go o coś zapytać?
Podążający za Cieniem podniósł się znad domniemanych śladów stóp Zjadacza Krwi, które pieścił był koniuszkami palców swej okaleczonej dłoni, po czym obrócił się do Białego Diabła i Poparzonego. Od kilku dni nie nosił swej kurty – nazbyt nasiąkała tutejszym dżdżem – pozostawiając ją w sakwie przy siodle daka, i teraz widok straszliwej plątaniny blizn i prymitywnego, krwawego tatuażu, pokrywającej pierś szamana, a niczym nie przesłoniętej, jeśli nie liczyć naszyjników z kłów i szponów nie istniejących, prześnionych zwierząt oraz paru amuletów i talizmanów – widok ten uderzył w Poparzonego niczym słowa śmiertelnej obrazy. Zbladł. Sięgnął ręką gdzieś w powietrze, zaraz cofnął ją. Spojrzał na Anoukiego, ale ten miał już doświadczenie i wiedział, kiedy patrzeć w bok. Poparzony wrócił zatem wzrokiem do Podążającego za Cieniem; za drugim razem zobaczył więcej: skalp, tomahawk, wielki nóż, skołtunione włosy z niepokojącymi skrzepami czerwieni, świeże szramy na czole, całkowicie obcą w swym wyrazie twarz, złe oczy. Dzikość w każdym geście. Najpierw trwa przez długie minuty w nieludzkim bezruchu, aż nagle rozbucha się zamaszyście. W tym jarze, zalesionej wklęsłości gruntu o łagodnych zboczach, jak odcisku stopy giganta (ślady, ślady; rzecze tropiciel: każda rzecz jest śladem innej) panował półmrok głębszy i cięższy, aniżeli w lasach prześnionych. Wszystkie gesty, drobne poruszenia – okazywały się tu wielocieniste, pozostawiały za sobą ciemne echa niedowidzeń. W cieniu można zobaczyć więcej, niż istnieje w rzeczywistości: w cieniu jest wszystko, o czym pomyślisz, czego pragniesz, czego się boisz. Kiedy szaman postąpił ku niemu pierwszy krok, Poparzony uskoczył za swego daka i sięgnął niewprawnie po bułat.
– Anouki!
Biały Diabeł zaśmiał się sztucznie, poprawiając czarny materiał czapki na oskalpowanej czaszce.
– Spokojnie, przecież nic ci nie zrobi.
Tylko ich trzech; i trzy daki. Wokoło niepuszcza. Strach poparzonego nie był sierotą.
– Opowiedz mi o jego strachu – rzekł Podążający za Cieniem. – On był przerażony, prawda? Bał się bardziej od ciebie. Tak?
– Może – sapnął Poparzony. – Tak mi się wydaje.
– Widziałeś jego zęby? Widziałeś, czy ma kły?
Poparzonemu wszystko to coraz mniej się podobało. Zgadzając się wskazać miejsce incydentu, nie wiedział o szamanie; przyłączył się on do nich dopiero w powietrzu. Teraz Poparzony marzył już tylko, by wsiąść na daka i odlecieć. Nie był żadnym tam awanturnikiem: był profesorem informatyki.
– Nie, nie, nic nie widziałem. Słuchajcie, ja już muszę się zmywać.
Wskoczył na daka, oglądając się nerwowo za siebie, na Indianina. Indianin podszedł do swojego wierzchowca, odpiął od siodła łęczysko, kołczan. Poparzony przeraził się. Gwizdnął. Szyje jego daka przygięły się do ziemi, półprzeźroczyste skrzydła rozłożyły się nieprawdopodobnie szeroko – zwierzę zaczęło biec; wypatrzywszy jakoś prześwit śróddrzewny skoczyło, rozłopotało się i mozolnie, ciężko wzbiło ponad niepuszczę. Podążający za Cieniem przerzucił sobie kołczan przez Plecy, ugiął próbnie łęczysko.
– Pobiegnę.
– To on?
– Nie wiem.
– Ale jak myślisz? Powiedz. On? – Nie wiem.
– Mógł wyłysieć. Mógł sobie sam skórę na głowie wydepilować.
– Zobaczę. Leć za mną, sprawdzaj wieczorami: dwa ogniska obok siebie, trzecie wskazujące kierunek. Spiralą leć.
– Nie zabij go. Poczekaj na mnie. Ja… ja chcę…
Ale Podążający za Cieniem już biegł. Od razu wszedł w rytm podróżny. Jar, daki i Biały Diabeł zniknęli za jego plecami po kilkunastu oddechach. Świat przesłoniły rnu niedrzewa. Wkrótce bez reszty zapamiętał się w biegu. Rytm był wszystkim. Wciąż czuł się bezprawnie lekkim; biegło mu się zaiste zwierzęco. Po tropie zwierzyny. Nie zadeptywał go, biegł obok. Rzadko bywał zmuszony przystanąć, zastanowić się – miękka, odkształcająca się ziemia Bagna stanowiła wymarzone podłoże dla tropiciela. Poparzony został napadnięty wczorajszym popołudniem, strata wynosiła trzy czwarte bagiennego dnia, czyli więcej jak jeden dzień prześniony. Po prawdzie mocno wątpił, czy to rzeczywiście Zjadacz Krwi. Już go sobie w myśli odegrał rytuałem Prośby Myśliwego z tych wszystkich pokutniczych opowieści Białego Diabła, jakich musiał wysłuchiwać na każdym postoju; i ów Zjadacz Krwi z myśli szamana utoczony nie wyskoczyłby tak z krzaków na ofiarę w panicznym ataku – i nie uciekłby. Któż to zatem był? I czy faktycznie krwi pragnął? Biegł. Tropił. Lekko mu się biegło. Dobrze mu się tropiło. Szczęśliwym czuć się powinien. Biegł. O zmierzchu musiał się zatrzymać, po ciemnej nocy śródleśnej tropić nie sposób. Zapalił przyrzeczone ogniska, zasnął. Biały Diabeł nie pojawił się. Rankiem zjadł trochę suszu, który kupił mu on w Piszczelach, napił się wody ze strumienia – smakowała śmiercią – pomodlił – i pobiegł dalej. Koło południa odnalazł go Potwór. Biegli razem. Coraz bliżej. Tamten kluczył bez celu, często się zatrzymywał. Na trzy dłonie przed zachodem Podążający za Cieniem natrafił na jego odchody, jeszcze ciepłe. Założył cięciwę na łuk, poprawił kołczan. Niedługo potem zwierzyna wyprowadziła ich z niepuszczy na czarną od gęstego porostu równinę, daleko, niemal na horyzoncie, przecinaną szeroką żyłą rzeki koloru chorobliwej żółci; tego się Cayuga nie spodziewał: wyjście na teren odkryty to lekkomyślny manewr ze strony kogoś, kto ma powody podejrzewać pościg. Czyżby Zjadacz Krwi był aż tak głupi? Istota, która żyje setki i tysiące lat? Niemożliwe. Zobaczył ją. Siedziała na kamienistym pagórku, patrzyła ku rzece. Dwadzieścia strzałów z łuku, jeśli nie dalej. Potwór pognał odciąć jej drogę ucieczki z drugiej strony, podążający za Cieniem skierował się zaś prosto naprzeciw wiatrowi. Teraz już nie miał nawet jak się kryć: pędził ku Nagiemu, chcąc jak najbardziej się zbliżyć, póki patrzy on w innym kierunku. Zresztą i tak już mu nie ucieknie. Nie może. Został upolowany. Zmierzchało i równina wyglądała jak o prześnionej jutrzence. Po brudnym niebie rozsmagały się strzępy nie-chmur. Coś wyło w straszliwej dali. Podążający za Cieniem otworzył szeroko usta, by zbez-źwięczyć oddech. Porosty łaskawie amortyzowały i wytłumiały jego stąpnięcia. Widział już smugi zaschniętego błota na umięśnionych plecach Nagiego. Coś go ostrzegło. Co? Przychylni bogowie, szept ruchu niewyciszony, instynkt. Obejrzał się. Szczęka mu opadła ze śmiertelnego zdumienia. Wtedy szaman, w pełnym pędzie, sięgając po strzały – wykrzywił twarz w maskę wściekłości, dzikości i grozy i wydał ścinający strach w myśli okrzyk wojenny Cayugi. Dzięki temu Nagi pozostał w bezwolnym bezruchu te pięć susów dłużej. Potem jednak poderwał się, skoczył w dół i pobiegł ku rzece. Podążający za Cieniem, stanąwszy na opuszczonym szczycie pagórka, wstrzymał oddech i wypuścił za Nagim, jedną po drugiej, trzy strzały; strzelał w nogi, grotów nie zatruł, nie chciał zabijać. Pierwsza nie trafiła, druga Przebiła udo, trzecia przecięła skórę na biodrze Nagiego. Tropiciel odetchnął i zszedł z pagórka. Obawiał się był o celność, wciąż nie przyzwyczaił się do wszechlekkości bagna. Ale dobrze poszło. Nagi leżał dziwnie skręcony na prawym boku, wystawiając na światło zachodzącego (wschodzącego) słońca zmasakrowaną połowę twarzy Krzyczał z bólu i w irracjonalnym geście obydwiema rękami ściskał brzechwę. Interwencja Potwora okazała się niepotrzebna. Podążający za Cieniem podszedł do zwierzyny, sprawdził, czy upływ jej krwi nie jest śmiertelny – nie był – po czym ogłuszył ją szybkim, krótkim ciosem tomahawka.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «W Kraju Niewiernych»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W Kraju Niewiernych» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «W Kraju Niewiernych» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.